Po co światu chrześcijaństwo?

Właściwie odpowiedź na to pytanie powinniśmy znajdować w każdej homilii. Bo przecież w każdym z nas, chodzących do Kościoła, modlących się, czytających Pismo Święte musi się rodzić takie pytanie: Po co światu chrześcijaństwo? Odpowiedź na to powinniśmy znajdować w homiliach, w dobrych homiliach. Często jednak jest tak, że zamiast w homilii usłyszeć odpowiedź na to pytanie, wychodzimy z kolejnym pytaniem, nie tylko po co chrześcijaństwo, ale po co homilie, które nie dają odpowiedzi? Kilka miesięcy temu mój znajomy opublikował dość krytyczną książkę o Kościele, rozpoczynającą się rozdziałem o krytyce współczesnych homilii. Podstawowy zarzut polegał w niej na tym, że często ograniczamy się do jakiegoś rzewnego zdania z Ewangelii, zupełnie nie biorąc pod uwagę pozostałych czytań. Rodzi to kolejne pytanie: Skoro komentujemy tylko Ewangelię, po co czytamy dwa pozostałe teksty?

Idźmy dzisiaj tym tropem, zatrzymując się na wszystkich proponowanych czytaniach: Ewangelii według św. Marka, Księdze Amosa i Liście do Efezjan. Przywołajmy kilka tropów Ewangelii, które znajdą ukonkretnienie w pozostałych tekstach. Pierwszy trop Ewangelii ukazuje Jezusa, który przywołuje apostołów, po to, by ich posłać. Często powołanie kojarzy się z porzuceniem świata, tymczasem jesteśmy wezwani do tego, by porzucić świat rozumiany po ludzku i wrócić do niego z nowym rozumieniem. Podobnie jest w Księdze Amosa. Wyciągnięty ze swojego świata i swoich zajęć (pasterz z Tekoa), zostaje na nowo posłany do świata: Idź, prorokuj! W tym samym duchu brzmi zdanie z Listu do Efezjan: wybrał nas i przeznaczył, abyśmy szli… Czy ja mam tę świadomość, że chrześcijaństwo nie jest ucieczką od świata, po to, by ją celebrować, by się nią rozkoszować, ale po to, by do świata wrócić z nowym posłaniem?

Drugi trop Ewangelii mówi o tym, że uczeń otrzymuje władzę, a jednocześnie instrukcję obsługi powołania, by niczego zbędnego nie brał ze sobą. Nie bazuj na tym, co silne po ludzku, co daje bezpieczeństwo. Nie zabezpieczaj się odzieniem, środkami, gwarancjami. Idź bez zabezpieczeń, by pokazać, że siła słowa tkwi gdzie indziej. Amos zostaje oderwany od trzody, jedynego zabezpieczenia, bez porządnego wykształcenia i pozycji. Ma po prostu iść. List do Efezjan dopowiada, że jedynym zabezpieczeniem ma być łaska mądrości i zrozumienia, że naszym celem pójścia do świata jest jednać wszystko ze sobą.

Kolejny trop to świadomość, że możemy spotkać się zarówno z przyjęciem, jak i z odrzuceniem. I jeśli nas odrzucą, mamy strząsnąć proch na świadectwo. Strząsnąć proch, czyli zostawić ślad. Zostawić i odejść. Ta świadomość śladu, kiedyś przyniesie owoce, a zacznie się od pytania, po co on przyszedł, po co to mówił, czego się spodziewał? Podobnie Amos, ma głosić potrzebę nawrócenia królestwu w szczycie swojej świetności. Można by postawić pytanie, skoro politycznie i gospodarczo wszystko się kręci, po co psuć interes Panem Bogiem? W tym samym duchu List do Efezjan przypomina, że w Nim (w Bogu) mamy odkupienie, odpuszczenie grzechów. Czy naprawdę na to czeka świat? Czy nie można by pójść do świata z czymś bardziej atrakcyjnym? Czy trzeba psuć dobre samopoczucie wezwaniem do nawrócenia?

Po co więc chrześcijaństwo, po co to nieatrakcyjne wezwanie do nawrócenia. Bo w nawrócenie wpisana jest wolność, dobry duch i leczenie z chorób cywilizacyjnych, choćby takich jak samotność. Amos idzie wypominać grzechy bogatym, by wyzwolić ubogiego. W Liście do Efezjan znajdujemy przypomnienie, że chrześcijaństwo jest potrzebne, bo każdy otrzymał zadatek i pieczęć Ducha Świętego. Zadatek daje się wtedy, kiedy chce się robić z kimś większy interes. Otrzymujemy więc zadatek w chrzcie i w innych sakramentach, bo cel jest o wiele większy, a to rzeczywiście tylko zadatek tego, czego mamy się spodziewać. Otrzymujemy też pieczęć, to znaczy gwarancję, że to nam się nie wydaje, że ktoś zostawia trwały ślad na potwierdzenie obietnicy.

Tak właśnie można rozumieć, te trzy czytania, które w każdą niedzielę wzajemnie się dopełniają. Tak właśnie możemy rozumieć homilię, która w kolejnych odsłonach daje nam odpowiedź na pytania: Po co wiara, po co chodzenie do Kościoła, po co chrześcijaństwo światu?

Objawienie Pańskie, czyli o bezbożnie pobożnych ciąg dalszy

Kilka miesięcy temu napisałem o bezbożnej pobożności. I właśnie w kontekście dzisiejszego święta chciałbym napisać o bezbożnie pobożnych ciąg dalszy. Święto Objawienia Pańskiego przyzwyczaiło nas do myślenia o nim jako wyjściu do pogan, czyli do innych. Rzadko kiedy uświadamiamy sobie, że „oświecenie pogan”, to również odkrycie pokładów pogaństwa w życiu ludzi wierzących.

Bezbożnie pobożny, czyli ten, kto nie pamięta. Pismo Święte mówi o przychodzących szukać mesjasza jako „Twoich synach przychodzących z daleka”. Dwa istotne słowa: syn, a więc nie obcy i przychodzący z daleka, a więc jednak odszedł. Potwierdzeniem są miejsca, z których przychodzą. Madianici są bowiem potomkami synów Abrahama, królestwo Saby, to potomkowie tych, którzy słyszeli od swojej królowej o mądrości Salomona, Tarszisz, to miejsce, do którego uciekał Jonasz przed Bogiem. Wszyscy oni znali więc Boga, ale kiedyś odeszli. A czy my dzisiaj nie przychodzimy z daleka? Z dawnego doświadczenia katechezy, bycia we wspólnocie… A dzisiaj udajemy przychodzących z daleka.

Bezbożnie pobożny – żyjący tradycją i religijnym komfortem. Jedni odeszli, drudzy zostali. I ci, którzy kiedyś odeszli zachowali jednak w sobie pewne pragnienie i kiedy przychodzi stosowna chwila – wyruszają w drogę. Uczeni w Piśmie nie odeszli, są wierni tradycji, ale jednak nie ruszają się z Jerozolimy, nowe ich nie interesuje. Ile jest grup, które zajmują się studiowaniem Pisma Świętego, ile jest szkół modlitwy? I ile z nich wyrusza poza tradycję i religijny komfort pytać, czego Bóg naprawdę oczekuje?

Bezbożnie pobożny – głupi, który się cieszy, że ma władzę. Najbardziej karykaturalnie brzmi to jednak w Kościele. Mieć władzę, sprawować władzę. A może trzeba by bardziej położyć akcent na przeżywać władzę? Władza w sensie religijnym pochodzi od towarzyszenia we wzrastaniu. Największą władzę ma więc ojciec nad niemowlęciem, zwłaszcza tym, które narobiło w pieluchy. Największą władzę ma ten, który jest pasterzem w Kościele, bo może szukać owcy zagubionej…

Bezbożnie pobożny zna wszystkie odpowiedzi. Natomiast dzisiaj mądrych symbolizują mędrcy. Mądrzy, bo nie wiedzą. Mądrzy, bo pokorni. Mądrzy, bo nie serwują gotowych odpowiedzi, ale pytają. Jaka jest moja wiara – pełna frazesów o tym, co Bóg robi w moim życiu, czy wiara pełna pytań, czasem nawet wątpliwości, bo pokorna.

Bezbożnie pobożny nie umie poświęcać czasu. Poświęcać nie oznacza bowiem sztucznego wydłużania modlitw czy mnożenia ich liczby. Poświęcać czas oznacza nadać mu sens. Dzisiaj poświęcamy kredę, aby to nasze pisanie nie było ćwiczeniem z kaligrafii, ale nadaniem sensu świadectwu. Poświęcimy kadzidło, nie po to, by się licytować w długości modlitw, ale by odkryć jej sens. Poświęcimy nasze domy, aby można w nich nie tylko jeść i spać, ale żyć z sensem.

Nasze chrześcijańskie specjalizacje

Kiedy człowiek wykonuje coś od wielu lat, przychodzi taki moment, w którym stawia sobie pytanie o to, w czym jest dobry. Podobnie w chrześcijaństwie – zaczynamy pytać o nasze chrześcijańskie specjalizacje. Dzisiejszy patron, św. Szczepan, burzy jednak taki tok myślenia. Gdy apostołowie zauważyli, że obsługując stoły (czyli ówczesny caritas), zaniedbują głoszenie Słowa, postanowili wybrać siedmiu do obsługi stołów. Wśród wybranych znalazł się św. Szczepan. Jak się jednak szybko okazało, jego słowa pełne Ducha Świętego zaczęły przyciągać uwagę słuchaczy, a nawet niektórych niepokoić. Pamiętamy, że kiedy kamienowano Szczepana, wśród świadków był Szaweł z Tarsu. Słowa Szczepana musiały więc mieć moc, chociaż był on przeznaczony do obsługiwania stołów.

Przywołany przykład pokazuje, że nie można się w chrześcijaństwie wyspecjalizować, że ważne jest otwarcie na Ducha Świętego i niezapominanie o podstawowych i pierwotnych charyzmatach. Lekarz, profesor, który ma specjalizację w określonym zakresie nie może zapomnieć, że jego podstawowa umiejętność i powinność to udzielenie pierwszej pomocy każdemu, kto jej potrzebuje, niezależnie od specjalizacji. Biskup nie może zapomnieć, że zawsze ma udzielić sakramentów i zwykłej posługi, niezależnie od wielkości urzędu. Pierwszą naszą specjalizacją jest bowiem miłość Boga i człowieka.

Pasterka przywołała kilka obszarów naszych mroków. Dzisiaj chciałbym jeszcze dołożyć dwa, które sprawiają, że chodzimy w ciemnościach. Pierwszy to życie wiarą z wczoraj albo z jutra. Wiara z wczoraj, to nie kończące się nostalgie za tym, jak to było kiedyś. Wiara z jutra, to upatrywanie prawdziwych reform dopiero w bliżej nieokreślonej przyszłości. I drugi obszar mroku – właśnie wyspecjalizowanie się w czymś. Muszę być tradycyjny lub otwarty, głosić radość albo krzyż, być dla typowych katolików albo dla niewierzących. Jak często zmuszamy siebie do tak dziwnie pojętej specjalizacji chrześcijaństwa. A może powinienem być dla tych, którzy mnie potrzebują?

Nie zaczynajmy od męczeństwa na wzór św. Szczepana, bo się chyba jeszcze do niego nie nadajemy. Zacznijmy w mikroskali. Dając czas, mój ważny czas na zrobienie ważnej rzeczy, komuś kto mnie potrzebuje. Dopuszczając do głosu kogoś, w odniesieniu do kogo zakładałem z góry co powie i nie warto go słuchać. Stając się męczennikiem w małym, i to nie w czymś wyszukanym, ale w tym, co życie przyniesie.