Miłość rozpoczyna się od sprawiedliwości

Sprawiedliwość musi być pierwsza, ponieważ łatwiej ją zdefiniować i określić. Dopiero nabudowana na niej miłość zaczyna być czymś realnym. Czym jest więc sprawiedliwość? Nie jest teorią, której można się nauczyć. To nie teoria sprawiedliwości sprawia, że ludzie są sprawiedliwi, ale to wyczuleni na istotę sprawiedliwości budują sprawiedliwość. Sprawiedliwość jest więc sposobem ułożenia relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem i z sobą samym.

Ułożenie relacji z Bogiem. W Piśmie Świętym jest fragment, w którym ukazany jest uczony w Prawie, który pyta o to, co należy czynić, by osiągnąć życie wieczne. Nie byłoby nic dziwnego w tym pytaniu, gdyby o życie wieczne nie pytał nauczyciela. Widząc w Jezusie nauczyciela, i tylko nauczyciela, umieszcza to pytanie na poziomie ludzkich sporów i teorii. Nie chce wrócić do Boga. I nawet wtedy, gdy słyszy pytanie o to, co mówią Pisma, umie tylko powtórzyć, ale nie rozumie. Tymczasem, zrozumieć istotę sprawiedliwości, to wrócić do Boga.

Ułożenie relacji z bliźnim. Uczony nie pyta, kim jest bliźni, ale kto jest moim bliźnim? Moim, to znaczy kimś, kto nie podważa mnie, będącego w centrum. To ja go definiuję, a nie sytuacja życiowa – bliźni w potrzebie.

Ułożenie relacji z sobą samym. Trzeba kochać bliźniego jak siebie samego. Oznacza to, że nie można kochać ani mniej, ani więcej. Nie można kochać mniej, bo wtedy zawłaszczy się bliźniego. Nie można kochać więcej, bo wtedy kocha się fałszywie.

Nie ma więc ani teorii sprawiedliwości, ani teorii bliźniego. W czasach Jezusa istniały bojówki złożone z wyznawców Judy Galilejczyka, zwane sykariuszami. Próbowały one wprowadzić królestwo Boże siłą, czasem wręcz nieskrywaną przemocą. Niektórzy komentatorzy upatrują w człowieku pobitym i pozostawionym przy drodze właśnie ofiarę sykariuszy. Dlatego bał się kapłan i bał się lewita. Nie chcieli się narażać, pomagając człowiekowi przy drodze, ofierze sykariuszy. Pomógł tylko samarytanin, ponieważ był on daleki od tego typu sporów.

A dzisiaj? Czy nie mamy swoich sykariuszy, których boją się zwierzchnicy Kościoła? Walczący niby w słusznej sprawie, tylko po swojemu. Czasem z lęku przed nimi przeinacza się Ewangelię, by się nie narazić. I czasem tylko współczesny samarytanin, ktoś kto nie jest na bieżąco z aktualnymi sporami religijnymi, potrafi pomóc człowiekowi w potrzebie.

Trzeba się wyzwolić z lęku przed współczesnymi sykariuszami. Wrócić do Boga całym sercem – to znaczy odważyć się pojąć istotę sprawiedliwości bez oglądania się na frakcje. Wrócić do Boga całą duszą, by mieć odwagę czynić to, w co się wierzy.

(Nie) będziesz (obłudnie) miłował

Słuchaj Izraelu! Takie wezwanie zmusza człowieka do skoncentrowania całej uwagi na tym, co za chwilę ma nastąpić. I padają najważniejsze słowa: Będziesz miłował! Często w rozmowie z młodym pokoleniem zauważam, że jest tendencja do powtarzania sloganów, bez znajomości sensu słowa. Co więc oznacza miłować?

Miłować, to przede wszystkim dać się wypróbować. A dać się wypróbować to tyle, co mieć odwagę przekraczać granice.

Błąd polega na tym, że chcemy miłować sobą. Natomiast samo Pismo Święte pokazuje, że z siebie nie jesteśmy zdolni do miłości. Będziesz miłował całym sercem, czyli czym? Sercem przed czy po bajpasach? Całą duszą, a ile w moim planie dnia zajmuje duchowość? Całym umysłem, a jak często sprowadzamy życie do racjonalności, gdzie nie ma miejsca na uczucia, intuicję, duchowość. Całą mocą – a nasza moc, to zaledwie jedna dziesiąta mocy konia mechanicznego. Słaba więc to miłość oparta na naszej mocy.

Jednego mamy arcykapłana. Tylko wejście w Jego miłość daje moc. Kiedy Sobór Chalcedoński definiował naukę o dwóch naturach w Chrystusie nie uwzględnił trzeciej – duchownej. I chyba dobrze. Bo kapłan sam z siebie nie jest ani niewinny, ani nieskalany, nie jest też oddzielony od grzeszników. Może i dobrze, że życie przypomina czasem kim jest sam z siebie.

Będziesz miłował, oznacza, że będziesz szukał okazji do odkrywania miejsc, poprzez które Bóg daje swoją siłę miłości. Będziesz miłował w odniesieniu do księdza oznacza, że nie będzie żałował czasu na bycie szafarzem sakramentów. Tylko tyle i aż tyle.

I może jeszcze – nie będziesz obłudny. Jezus często piętnował uczonych w piśmie i faryzeuszów – ten lud czci mnie wargami, ale sercem daleko jest ode mnie. Jesteśmy obłudnikami, bo gorszą nas płoty na granicy, a co oznacza płot przed naszym apartamentowcem? Przed kim nas chroni?

Będziesz miłował oznacza ostatecznie – poddasz się próbie i otworzysz się na Niego, by mieć moc miłowania nieobłudnego.

Alfa i Omega

Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata naprowadza nas na temat granic zła, czasu i historii. Zła, bo to ostatecznie Bóg wyznacza granicę ludzkiej autonomii i samowystarczalności. Czasu, gdyż nikt z nas nie jest niezależnym autorem nawet własnej opowieści. Historii, bo ukazuje, że to ostatecznie nie człowiek pisze jej ostatnie i najważniejsze karty.

Biblijny opis przywołuje przyjście Boga w chwale. Malarze i artyści przyzwyczaili nas do odmalowywania tej sceny za pośrednictwem kolorów i światła. Jest jednak coś zaskakująco nowego w tym wydarzeniu. Ujmując je w kategorii znaków i symboli, bardziej przypomina akustykę niż malarstwo. Chwała oznacza bowiem to, o czym się słyszy, co ludzie mówią. Jest ona jak „wiadomość dnia”, która zdominuje wszystko inne. I w takiej chwale przyjdzie Chrystus.

Będzie też sąd. Na pozór nikt z wierzących nie powinien się go bać. A jednak… Boimy się, bo będzie to sąd z miłości, a wierzący będą sądzeni z oderwania wiary od miłości. Papież Benedykt XVI nazywa to „sekularyzacją miłości”, a odpowiedzialność za ten stan rzeczy przypisuje wierzącym. Kiedy bowiem oderwie się wiarę od miłości, ta zaczyna szukać już tylko ludzkich podstaw. A wtedy nawet wierzący, przestając kochać, przestaje też wierzyć, bo nie wystarcza mu miłości nawet dla siebie samego, nie umie własną mocą kochać siebie w tym, co go spotyka.

Sąd przypomina trochę przewrót kopernikański w myśleniu. Kiedyś człowiek patrzył na słońce wierząc, że to ono krąży wokół ziemi. Podobnie człowiek wierzy, że wszystko, łącznie z Bogiem, kręci się wokół jego własnych spraw. Dopiero świadomość, że „wszystko co uczyniliśmy jednemu z najmniejszych” zmienia optykę patrzenia na siebie i na świat. Słowo stało się ciałem, czyli człowiekiem i od tego momentu można kochać Boga tylko wtedy, gdy nie odrywa się miłości do Niego od miłości do człowieka.

Czemu więc służyłoby wywyższanie Boga jako Króla Polski w pomnikach, na sztandarach i w pieśniach, gdyby upokarzało się Go w drugim Polaku, Człowieku i Bracie?

Po co więc sąd ostateczny? Aby naprawić skutki wszystkich ludzkich, niesprawiedliwych sądów. Pseudo-Makary napisał kiedyś, że wszystkie owce są owcami, a wilki wilkami. Ludzie zaś są podobni do siebie tylko zewnętrznie. Sąd jest właśnie po to, aby pokazać różnicę pomiędzy dobrem a złem, aby pokazać prawdę o wnętrzu człowieka. I po to, aby człowiek mógł zrozumieć, że jeśli jest jakikolwiek podział między ludźmi, jakiś „gorszy sort”, to tylko w odniesieniu do tych, którzy nie uszanowali Chrystusa Króla w drugim człowieku.

Verified by ExactMetrics