Ewangelie mówią wyraźnie o potrzebie upominania. Nawet nie tylko o potrzebie, wręcz o obowiązku, nakazie. Wydawać by się mogło, że takie postawienie sprawy usprawiedliwia wszystkich, którzy z lubością praktykują napominanie innych. Nie jest tak jednak do końca i właśnie dlatego postanowiłem zapytać, co upomnienie ma wspólnego z wiarą?
„Jeśli Twój brat zgrzeszy przeciw tobie”. Po pierwsze chodzi o brata, czyli kogoś bliskiego. Niewielki pożytek z upominania osoby, która jest dla nas obojętna czy wręcz wroga. Po drugie – jeśli ktoś zgrzeszy przeciwko mnie, oznacza to, że miał jakiś powód. Oczywiście nie musiało to być obiektywne, ale skoro pytam o jego motywy, warto też zapytać o swoje, które prowokują innych do określonych postaw względem mnie.
Kolejny punkt ukazujący związek upominania z wiarą to jasne wskazanie, że nie każdy ma prawo upominać. W wymiarze świeckim takie uprawnienia mają różnego typu organy administracji, wychowawcy, szkoły – oczywiście w jasno określonym zakresie. Oznacza to, że jest jakaś zdrowa granica upominania, oceniania czy osądzania i przygodnie zebrane osoby na osiedlowej ławce nie spełniają kryterium wspomnianych instytucji. Osoby zebrane w pobożnym kółku również nie.
Niestety mamy dzisiaj nowy rodzaj „czystych”, którzy samozwańczo pełnią misję sumienia drugiego człowieka. Dla myślącego jest to bez znaczenia, natomiast ile osób zewnątrz sterownych pójdzie za takim prorokiem, tylko dlatego, że ma głos ryczący? Warto więc przywołać ostatni punkt zależności upomnienia i wiary, jakim są owoce upomnienia. Otóż upomnienie może pochodzić od Boga (przez uprawnioną osobę), w celu korekty brata (biorę czyjś problem na siebie), by doprowadzić do większego dobra. Można też być posłanym przez diabła (używam w kontekście bardziej leksykalnym), jako tego, który z natury wyłącza się ze wspólnoty, przychodzi dzielić, budować podziały.
Kiedy patrzymy na rany i podziały polskiego społeczeństwa nie trzeba chyba dopowiadać przez kogo są posłani zawodowi specjaliści od upominania i kim faktycznie są. Ile zła rozlało się dlatego, że ktoś zrobił coś złego, ile zaś dlatego, że ktoś bezwiednie to powiela i nagłaśnia. Jak długo w naszym przeżywaniu wiary nie odejdzie się od ślepego posłuszeństwa na rzecz silnego związku wiary i rozumu, tak długo moje postulaty pozostaną martwą literą i pobożnym życzeniem. Niestety pod pozorem obowiązków płynących z wiary karmimy „głupotę mającą skrzydła” – i nie jest to bynajmniej symbol osób trójcy.