Narodzenie na nowo

Narodzenie na nowo i to przez śmierć nie jest proste do pojęcia, a jeszcze trudniejsze do przyjęcia. Rozumiemy po ludzku, dlaczego kobieta ma prawo do porodu ze znieczuleniem. Nie wyobrażamy sobie, by przy narodzinach, ktoś rozważał śmierć dziecka. Narodzinami trzeba się cieszyć i kojarzyć je nie tyle z bólem, co ze szczęściem. A jednak życie i śmierć to dwa bieguny naszego szczęścia. I jeśli człowiek nie narodzi się na nowo, nie będzie mógł cieszyć się życiem. Chrzest zanurzający w śmierć. Bez tego zanurzenia, nie ma wynurzenia ku prawdziwemu życiu. Bez prawdziwie przyjętego chrztu, a więc zanurzenia w śmierć, wszystko inne nie byłoby ważne. Dlatego wszystko co dzieje się w chrześcijaństwie jest powrotem do chrztu jako narodzenia w śmierci. Nawrócenie nie jest powrotem do jakiegoś okresu w życiu, w którym człowiek był trochę lepszy. Nawrócenie to powrót do chrztu zanurzającego w śmierć. I ile razy w życiu człowiek zgrzeszy, tyle razy musi zanurzyć się w śmierć, by wyjść z niej ku życiu.

To jest właśnie obiektywizm wiary. Czasem mówimy, jak to byłoby dobrze, gdyby księża rozumieli ludzi – i konsekwentnie – ludzie księży. A przecież nie o to chodzi. Chodzi raczej o to, żeby i księża, i ludzie byli wierzący, to znaczy, żeby umieli powrócić do tajemnicy śmierci Chrystusa za grzechy, śmierci, z której rodzi się życie. Czasem bliskość z księdzem ma dać poczucie, że wszystko jest w porządku. Jednak nie o relację z księdzem i nie o rozumienie przez księdza chodzi w wierze. Chodzi o zrozumienie Boga i bycie zrozumianym przez Boga. Zabieganie o relacje z księdzem nie wystarczy. Jedną z grup zabiegających o dobre relacje z księżmi jest mafia sycylijska. I nic to nie znaczy.

Chrzest daje nowe życie, a ochrzczeni często proszą Boga o kontynuację starego. Matka mówi do dziecka, że spodziewa się, iż zawsze będzie ono z nią. Modlimy się o zdrowie tego co stare, o pomyślność w tym co stare. A czy mamy takie momenty w życiu, w których modlimy się naprawdę po chrześcijańsku?

Kiedyś ktoś trafnie powiedział, że złodzieje dzielą się na dwie grupy: złodziei zwyczajnych i złodziei z wyrzutami. I dodał, a przecież chodzi o to, by złodziej przestał kraść. Co daje modlitwa złodzieja o zdrowie i pomyślność? Może więc trzeba sobie uświadomić, że w chrześcijaństwie nie chodzi o to, by wzbudzić wyrzuty, ale o to, by zacząć prawdziwie żyć. Zanurzyć się w chrzest odradzający, przejść ze śmierci (modlitwy o pomyślność starego) do życia (przyjęcia niepewności nowego).

Duch Święty jest jak woda

Spróbujmy wyobrazić sobie życie na ziemi ze wszystkim co mamy, z wyjątkiem wody. Szybko byśmy się przekonali, że bez wody nie ma życia, energii, ciepła i codzienności. Potrzebujemy wody w tym, co nazywamy światem wokół nas, ale potrzebujemy też wody wewnątrz naszego organizmu. Nieczęsto mówimy, że lubimy wodę. Lubimy kawę, herbatę, napoje przygotowane na wodzie. Ona jest tak oczywista, że czasem o niej zapominamy.

Podobnie jest z Duchem Świętym. Mamy Ewangelię, sakramenty, biskupów, proboszczów i spowiedników. Mamy rekolekcje i dni skupienia. Mamy encykliki i listy papieskie. Mamy kościoły, gdzie możemy się modlić. I spróbujmy sobie wyobrazić, że w tym wszystkim zabraknie Ducha Świętego. Ewangelia nie trafi do nas, bo nie będzie miał kto interpretować. Sakramenty sprowadzi się do wmawiania komuś nowego życia, odpuszczenia grzechów, pocieszania w chorobie. Będziemy nakładać na kogoś ręce i nie będziemy wiedzieć po co? Wszystko co czynimy w Kościele, bez Ducha Świętego byłoby śmieszne i puste. Czasem wydaje się nam, że bez biskupa nie byłoby bierzmowania. A wyobraźmy sobie, że przyjeżdża biskup, tylko nie ma Ducha Świętego.

Jak Go otrzymać i jak się Nim cieszyć? Duch Święty jest darem, a żeby otrzymać dar, trzeba wyrazić zgodę. Ale wyrażenie zgody jest nie tylko na dar, ale i na warunki daru. A warunkiem jest jedność i pokora. Jedność, czyli zgoda na to, że każdy może otrzymać dar. Pokora, by zrozumieć, że dar wypełnia to, czego mi brakuje. To właśnie dlatego Kościół jest nową Wieżą Babel. Potrzebuje jedności do wspólnego budowania, ale jednocześnie ukazuje, że ta jedność bierze się ze szczególnego podobieństwa.

Nowa jedność. Wyobraźmy sobie szczęśliwą rodzinę, w której wszyscy są podobni do ojca. Wyobraźmy sobie szczęśliwe małżeństwo, gdzie żona jest podobna do męża. Jak w takim razie mają być podobni do siebie: dzieci i rodzice, mąż i żona? Mają być podobni jak charyzmaty. Tylko dlatego potrzebujemy siebie, że nie jesteśmy tacy sami. Natomiast jedyny powód do jedności to nasze podobieństwo do Boga. On jest miłością, więc być podobnym do Niego, to upodobnić się do miłości.

Żeby to zrozumieć, postawmy najtrudniejsze pytanie: kto jest ważniejszy w Kościele – święty czy grzesznik? Święty potrzebuje grzesznika, by zrozumiał, jak bardzo może upaść. Grzesznik potrzebuje świętego, by zrozumiał, że zawsze może powstać. A jeden i drugi potrzebują Ducha Świętego, gdyż bez Niego spór o to, kto ważniejszy nie ma żadnego sensu.

Duch Święty jest więc jak woda. Podziwiamy wszystko bez czego można przeżyć. Natomiast za oczywiste uważamy to, co jest warunkiem przetrwania. Może więc dlatego tak mało o Nim mówimy, bo jest oczywisty jak woda bez której nie ma życia, energii, ciepła i codzienności.

Mieszkania a bezdomność – dwie perspektywy

W życiu jest ważne, by nie zaniedbywać spraw istotnych. Nie chodzi o przechodzenie z etapu na etap, jakby porzucając wyniesione doświadczenie. Chodzi raczej o umiejętne korzystanie z tego, czego się człowiek nauczył. Każda forma życia, każde powołanie rozwija się poprzez etapy. Kapłaństwo przez szacunek do słowa, potem do Eucharystii, do służby i na koniec do sprawowanych sakramentów. Małżeństwo przez dane słowo, jedność cielesną, wspólnotę rodzinną, aż po autorytet wynikający z mądrego przeżycia wcześniejszych etapów. Mąż nigdy nie może przestać być podobny do męża, ojciec do ojca, kapłan do swojego kapłaństwa.

Żyjąc etapami mamy uobecniać to, co najważniejsze. Można słowem, służbą, sakramentami, wychowaniem dzieci. Ale uobecnianie nie oznacza zewnętrznego podobieństwa do czegoś. Uobecniać to po prostu być obecnym. Co można by powiedzieć o mężu czy ojcu, który wpadałby do mieszkania, jak gdyby się gdzieś śpieszył? Co można powiedzieć o księdzu, który przewodniczy liturgii, jak gdyby najważniejsze było gdzie indziej? Być obecnym!

Znamy dobrze tekst z Pisma Świętego, który mówi, że w domu Ojca jest mieszkań wiele. W Warszawie też. Ale nie na każde mieszkanie mnie stać. Wiem, co muszę robić i ile zarobić na dobre mieszkanie w Warszawie. Ale czy wiem, co muszę robić i ile zarobić na dobre mieszkanie w niebie? Czasem patrzymy z litością na bezdomnych, a przecież to i tak krótka perspektywa. A z jaką litością powinniśmy patrzeć na przyszłych bezdomnych, na tę bezdomność bez perspektywy wieczności. Gdyby ktoś chciał się przekonać o potrzebie myślenia o tym, co po życiu, niech weźmie pieniądze i pójdzie na cmentarz. Niech spróbuje tam coś kupić. Nawet jeśli będzie miał dużo pieniędzy może kupić najwyżej dobre mieszkanie na Powązkach czy na innym cmentarzu.

Może czas pomyśleć o tym, że wielość mieszkań nie chroni przed bezdomnością. Mieszkania są tylko dla tych, którzy mają je za co kupić. Te i tamte. Co prawda odmienna waluta, ale zasada ta sama – trzeba na nie zapracować. Może więc warto pomyśleć szerzej o swojej przyszłości, a księża zamiast modyfikować świat w wymiarze politycznym i społecznym, powinni się zająć przede wszystkim deweloperką mieszkań, ale tych przyszłych. Z takiego podziału ról skorzystają wszyscy.