Słowo i rozumienie

Dzisiejsza Ewangelia rozpoczyna się słowami: „Oto siewca wyszedł siać”. Tradycyjna egzegeza przyzwyczaiła nas do dość prostej interpretacji tej perykopy. Ziarnem jest Słowo Boże, ale co jest glebą? Odzwierciedla ona cztery rodzaje ludzi, ale tak naprawdę odzwierciedla naszą zdolność rozumienia Słowa. Zatem ziarno i gleba to tyle, co Słowo i jego rozumienie. Ziarno szuka gleby, jak wiara szuka rozumienia. Dzięki niemu można robić coś gruntownie. To jest właśnie gleba życia człowieka.

Czasem próbuje się cały proces ewangelizacji sprowadzić do słowa jako ziarna i jedyny wysiłek sprowadzić do siania. Tymczasem Kościół nie jest od siania, ale od uprawiania gleby. To właśnie miał na myśli św. Bazyli, kiedy studził zapał ewangelizacyjny swoich mnichów. Nie pytał o to do kogo pójdą, ale kim są ci, którzy chcą siać. Wypuszczał z klasztoru tylko tych, co do których miał pewność, że nie zapomną o Bogu, czyli o tym, kto jest siewcą.

Jakie jest zatem zadanie Kościoła w tym procesie? Czuwać nad kulturą duchową. Najpierw nad „sklerozą serca”. Skleroza serca, czyli zapominanie o Bogu, a postawienie na swoją pewność, która rodzi zatwardziałość. Wtedy nawet pobożność nie oznacza nic ponad przekonywanie Boga do własnych racji. Tymczasem wiara najpierw jest słuchaniem. To dlatego relacja mistrz-uczeń odbywała się w miejscu, które nazywało się audytorium, czyli miejsce słuchania. Drugim niebezpieczeństwem jest ziarno rzucane na drogę, czyli na życie człowieka w ciągłym pośpiechu, na życie oparte na płytkich relacjach, nieprzemyślanym działaniu.

Gleba jest więc poziomem rozumienia. A rozumieć, to odkryć sens natchnienia, nie tego, które było w momencie spisywania Pisma Świętego, ale tego, którego sens trzeba odkryć dzisiaj. Nie skupiać się wyłącznie na tym, co Jezus powiedział wtedy, ale na tym, co mówi dzisiaj. I konsekwentnie, zadaniem Kościoła nie jest sprowadzenie Słowa Bożego do rodzajów literackich i historii redakcji, ale uwrażliwienie, że ten pierwotnie odkryty sens musi być na nowo odkryty dzisiaj dla nas. Kościół nie może też zastąpić osobistego rozumienia słowa. To nie ksiądz ma mi powiedzieć, co Bóg mówi do mnie, ale ma mi powiedzieć, jak czytając to, co mówił Bóg wtedy, odkryć na nowo, co Bóg mówi w moim życiu.

Na koniec jeszcze jeden obraz – siewca wyszedł siać. Ale co robił wcześniej? Użyźniał glebę, czyli przygotowywał ją do rozumienia. Może więc czas uświadomić sobie, że wszystkie emocjonalne sposoby głoszenia Ewangelii nie są niczym więcej, jak rzucaniem ziarna na drogę. Prawdziwa potrzeba nie sprowadza się więc do akcji, ale do powrotu do budowania kultury duchowej, bez której nie ma rozumienia, i konsekwentnie, plonów.

Pytanie o wiarę jest pytaniem o przyszłość

W dzisiejszą niedzielę pada pytanie o to, czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę, gdy przyjdzie? Pierwsza płaszczyzna odpowiedzi, która przychodzi człowiekowi do głowy to puste kościoły, brak młodych, obojętność wobec wiary. Można jednak odpowiedzieć, że wiara to nie tylko budynki czy liczenie wiernych na nabożeństwach. Można powiedzieć, że wiara ma głębszy wymiar i nie można jej mierzyć tylko ilościowo. To prawda, nawet w badaniach społecznych z badań ilościowych niewiele wynika. Można tylko stwierdzić, że czegoś jest dużo czy mało, że jest częste lub sporadyczne. Ale tak naprawdę nie mówi to wiele o istocie problemu.

W wierze chodzi więc o coś innego. Można o niej mówić na zasadzie dwóch obrazów: Mojżesza w czasie walki z Amalekitami, którego ręce podniesione do modlitwy są podtrzymywane, by nie ustały. Można z tego wyprowadzić wniosek, że są potrzebni ci na polu walki oraz ci, którzy się modlą za tych, którzy walczą. Ale jest też drugi, bliższy nam obraz zawarty w encyklice papieża Franciszka o wierze – światło wiary.

Wiara od oświeceniowego przełomu kojarzona jest z ciemnością, żeby nie powiedzieć z ciemnotą. Nie najlepiej wypada w zestawieniu ze światłem rozumu. Jeśli jednak pójdzie się dalej, jak wcześniej w odniesieniu do badań ilościowych, można zapytać, co jest źródłem światła rozumu, a co źródłem światła wiary? Dla zobrazowania przyjmijmy, że najprostszym i powszechnie dostępnym narzędziem światła rozumu człowieka jest telefon. Ma on wiele aplikacji, które oświecają naszą codzienność: pożywienie, podróże, zdrowie. Można znaleźć prawie całe światło rozumu na wyciągnięcie ręki, w telefonie. Światło wiary wydaje się praktycznie nieprzydatne. Do momentu aż nie zapytamy o źródło.

Źródłem światła naszego telefonu jest bateria. Ale wystarczy zagubić się w górach, doświadczyć wojny, kryzysu, by zrozumieć jak złudne może to być światło. Czym będę kierował się wtedy? Jakim światłem? Kto będzie moim oświeceniem? Czasem trzeba wręcz brutalnie zapytać o imię tego, komu wtedy zawierzę swoje życie.

Zupełnie inaczej jest z wiarą. Światło ludzkie nawet jeśli prowadzi w przyszłość, to oświeca ją z przeszłości. Natomiast światło wiary pochodzi z przyszłości. Wiara jest momentem spotkania tych dwóch świateł we Wcieleniu Słowa. Bóg przychodzący z przyszłości, jednocześnie zabiera człowieka w przyszłość. Człowieka błąkającego się wyłącznie ze światłem rozumu, odnajduje światło z przyszłości. To tak, jak gdyby ktoś wyszedł naprzeciw człowiekowi, który zagubił się w nocy. Światło się kończy, wszystko co otacza zaczyna przerażać, a perspektywa domu staje się odległa. Można sobie wyobrazić, kiedy ktoś z domowników wychodzi naprzeciw, by ze światłem szukać zabłąkanego i go odnajduje. W lesie nie wystarczy wspomnienie, by polepszyć swój los (historia wspomnień o domu), potrzeba nadziei, że ktoś nas odnajdzie i miejsce wspomnień znowu stanie się rzeczywiste.

Historia i nadzieja są jak dwa kresy drogi człowieka.

I najtrudniejsze pytanie: jaką przyszłość miałby świat bez Boga, bez tego światła z przyszłości? Kto poza Nim wyznaczy kierunek naszej drogi? Można przeżyć życie na zasadzie flirtu, tak można przeżyć również wiarę. Każda ze stron mieszka u siebie, czasem się spotykają bez zobowiązań. Ale można też przeżyć życie w miłości na dobre i na złe. W miłości nie zawsze jest miło jak we flircie. Ale przychodzi w życiu taki moment, gdy flirt obnaża samotność człowieka.

„Nie lękajcie się” św. Jana Pawła II miało to właśnie wyrazić. Nie lękaj się światła przyszłości, nie pozostawaj tylko na poziomie latarki i telefonu, nie sprowadzaj życia wyłącznie do flirtu, nie bój się poświęcić czemuś lub komuś. W przeciwnym razie kiedyś zostaniesz sam, ze światłem własnego rozumu, ze światłem własnego telefonu, z perspektywą baterii, która się kończy i zasięgu możliwości, który zanika. Pozostanie wtedy przerażająca ciemność i samotność.

Ale ciągle jest jeszcze w zasięgu człowieka światło wiary. Jeśli chce!

Wszystko marność

Bardzo trudno przetłumaczyć oryginalne brzmienie tak dobrze znanego nam tekstu o marności. Brzmi on trochę jak bełkot. Gdyby tłumaczyć literalnie, można by nawet powiedzieć: Próżność, jeszcze raz próżność, a to wszystko bzdury. O co więc chodzi w tym stwierdzeniu o marności? Św. Hieronim przetłumaczył to słowo na łacińskie vanitas – próżność. Próżność to pustka, zwłaszcza wewnętrzna. Ale przecież żyjemy tym i w tym, co przemijalne. Nie chodzi więc o sztuczne porzucenie świata, ale o nadanie sensu życiu, które często przebiega w pustce.

Wszystko może być pustką, bzdurą, marnością. Nawet wielkie cnoty jak wdzięczność. Wdzięczność jest za coś. Wyobraźmy sobie, że rodzice dali dzieciom samochód, kilka tysięcy euro i liczyli na wdzięczność. A wdzięczność jest za coś. Samochód się zniszczył, pieniądze zostały wydane i skończyła się wdzięczność. Za pustkę i wdzięczność jest pusta. Za przemijalne, przemijalna.

Mamy jeszcze dwie sceny z Ewangelii: rozstrzygnięcie sporu o spadek i człowiek budujący spichlerz. Intrygujące jest pytanie Jezusa: kto mnie ustanowił sędzią nad wami? Inaczej, kto chce mnie sprowadzić do osądzania pustki? Ja osądzam sumienia. A w sumieniu jesteście tak samo puści, bo kłócicie się o to samo. Czasem tak kłócimy się o to, czyja wiara lepsza, czyj ruch bardziej ewangeliczny. W sumie zaś kłóci się nasza pycha. Wielkie rzeczy są tylko pretekstem. Ilu biskupów lubi mówić o posłuszeństwie ewangelicznym tylko w kontekście posłuszeństwa dla nich samych.

Druga scena mówi o spichlerzu. Cóż złego w tym, że ktoś chce ocalić plony. Tylko, że nie chodzi o plony, ale o ich zawłaszczenie w spichlerzu. Nie chodzi o sens pracy, ale o zysk. Marność, pustka, bzdura.

Zbieramy opakowania po sensie: kolekcje klasyków filozofii, ojców Kościoła. Ale to są tylko opakowania po sensie. Bez refleksji nad sensem, to wszystko marność.

Dużo mówi się jednak o marności. Wszyscy znają się na religii, Bogu, polityce, miłości i śmierci. Może dzieje się tak zgodnie z powiedzeniem, że najwięcej mogę powiedzieć o książce, której nie czytałem.

Świat bełkotu, marności, pustki. I nawet jeśli statystycznie słowo Bóg się pojawia, w kontekście religijnego bełkotu i tak nie jest w stanie się przebić, by wymusić refleksję nad sensem.

Próżność, jeszcze raz próżność, wszystko to bzdury – mówi Kohelet.

Verified by ExactMetrics