Ułatwienia dostępu

Mądrość ludzi wolnych vs wolność ludzi mądrych

Mądrość ludzi wolnych. Inteligencja, wiedza, doświadczenie to dzisiaj triada sposobów na odnalezienia się w świecie. Inteligencja pozwala zrozumieć jak coś funkcjonuje i jak ja mam w tym funkcjonować. Wiedza pozwala na dokładanie do tego co wiem o świecie jakiegoś nowego spojrzenia. Doświadczenie każe wyciągać wnioski, nie ufać drugi raz komuś, kto na to nie zasługuje, nie podejmować ciężarów, których już raz nie uniosłem. Wszystko to pozwala praktycznie istnieć w świecie, ale czy mądrze? Mądrość jest zdolnością łączenia powyższych, ale z dopowiedzeniem, z sensem i w wolności. Ponieważ mądrość ludzi wolnych sprawia, że stają się wolnymi nie jakkolwiek, ale w sposób mądry.

Czym jest zatem mądrość? Jest rozróżnianiem dobra i zła. To jest jednak stwierdzenie nazbyt ogólne. Co jest złem? Jest budowaniem czegoś, czego nie można albo nie warto ukończyć. Jest relacją bez przyszłości, jest porywaniem się na coś, co ma się nijak do możliwości. Z kolei dobro, to zrozumienie, że by osiągnąć cel, nie wystarczy określić zmienne, trzeba jeszcze zdefiniować stałe. To nie jest zdolność akomodacji bakterii czy wirusa, to nie jest mutowanie tożsamości. Mądrość każe wytrwać wbrew przeciwnościom. Oczywiście nie chodzi o jakiekolwiek trwanie. Czasem nie umiemy trwać w miłości aż po grób, ale potrafimy wytrwać w nienawiści nawet poza grób.

Poznać zamysł Pana. To jest istotą mądrości. Poznać to co mówi, co daje, czego oczekuje. Poznać zamysł, to nawrócić się mądrze. Nie ślubować, że nigdy więcej, bo przecież to nie zależy ode mnie. Ale otworzyć się na właściwe wartości, ludzi, okoliczności. Poznać zamysł, to odkryć oczekiwania. Trochę jak w relacji – nie chodzi o to, by ciągle przepraszać drugą stronę, by obiecywać, że nigdy więcej. Chodzi bardziej o poznanie czego druga strona oczekuje i próba odpowiedzi na te oczekiwania. Nawrócić się mądrze. Często używam pojęcia nawrócenie organiczne, przez które rozumiem zmianę życia spowodowaną tym, że niektóre organy przestały funkcjonować. Nie piję, bo siadła mi wątroba, wracam do żony, bo starość uczy mnie, że potrzebuję stałej opieki. Nawrócenie organiczne nie ma nic wspólnego z poznaniem zamysłu Boga.

Mieć w nienawiści. Wielu wierzących chętnie by się pod tym podpisało. Kochać Pana i mieć w nienawiści innych ludzi, czasem nawet rodzinę. Tak odcina się od dzieci, które poszły inną drogą, tak przestaje się utrzymywać relacje z kimś, kto głosował inaczej, tak wyklucza się człowieka, który nie podpisał takiej czy innej petycji. Jak dobrze w wierze mieć w nienawiści człowieka. Tylko, że ewangelicznie chodzi o zupełnie coś innego. Mieć w nienawiści ubóstwianie człowieka, bo człowiek uczyniony bóstwem, wcześniej czy później nie sprosta oczekiwaniom i wtedy się go znienawidzi.

Mądrość to kalkulacja. Czy na sam koniec nie profanuję tak pięknych idei wyrażających mądrość? Nie buduje się wieży, jeśli nie wystarczy na wykończenie. Nie wyprawia się na wojnę, jeśli nie ma racjonalnej nadziei na wygraną. Nie płaci się za przynależność swoją tożsamością. Właśnie tym wątkiem chciałbym zakończyć, ponieważ ostatnio nawet w nienawróconych instytucjach wiary oczekuje się przynależności za cenę wolności, milczenia, a czasem rezygnacji z mądrości. Tylko czy taka przynależność ma jakikolwiek sens?

Dar jako wyraz wolności i troski

Fenomenologia daru. Daj mi wody, daj mi chleba… Obdarować, ofiarować, poświęcić. Nasze dawanie drugiemu człowiekowi nie zawsze jest takie jednoznaczne. Czasem dajemy przymuszeni, innym razem zainspirowani, jeszcze kiedy indziej nasz dar wypływa z ludzkich kalkulacji czy swoistej magii uchronienia siebie przed biedą w naszym własnym życiu. Nie zawsze dar jest wyrazem naszej wolności i troski o drugiego człowieka. O wiele głębsza perspektywa daru pojawia się wtedy, kiedy sam zaczynam czuć się obdarowany. Kiedy zaczynam rozumieć jako dar własne życie, bliskich wokół mnie czy wydarzenia codzienności. Kiedy daru nie przyjmuję, zostaję sam, z resztkami, które trzeba chronić. Na tym właśnie polega egoizm. Nie jest on brakiem miłości, nie jest też tak, że egoista zupełnie nie potrafi kochać. Problem egoizmu polega na tym, że rozumie się miłość jako rzeczywistość oderwaną od całości. Skoro nie czuję się obdarowany i do tego mam obdarować innych, wtedy miłość jawi się jako zagrożenie, sam mam niewiele i jeszcze muszę to oddać, a to co mam wystarcza ledwo na wykarmienie Ego.

Czas jako dar. Jedną z perspektyw rozumienia daru dzisiaj jest czas. Może warto dopowiedzieć – czas wspólny. Nie zawsze ktoś chce od nas pieniędzy. Najczęściej chce naszego czasu. Jak często próbujemy złożyć czas w pewną całość, składając ją ze strzępów. Ile razy słyszeliśmy już takie zdania: Znajdź wreszcie czas, daj mi trochę swojego czasu… Wtedy albo mocno bronimy własnego czasu albo dajemy resztki z resztek. A gdyby połączyć czas własny z czasem osoby, która oczekuje od nas poświęcenia części naszego czasu? Gdyby te dwa pragnienia połączyć we wspólny czas i z niego czerpać. Wtedy mój czas i czas osoby, która o niego prosi staje się naszym wspólnym czasem. W takim wspólnym czasie nikt nie daje, nikt nie poświęca, nikt nie zawłaszcza, ale każda ze stron cieszy się po prostu czasem, który jest jej a jednocześnie wspólny, wspólny a jednocześnie jej.

Nie ma daru bez wolności. Jednak do takiego dzielenia się czasem i w ogóle wszystkim co człowiek ma potrzebna jest wolność. Nie chodzi o wolność rozumianą jako brak ograniczeń, ale o wolność działania bez lęku o siebie. Niestety, często nawet wtedy, gdy próbujemy coś dać, nie jest to dar ani szczery, ani czyniony w wolności. Zakładamy wtedy „maski” darczyńców, a jest ich wiele. Jedną z nich jest bycie darczyńcą dla własnej chwały. Chciałem dać w skrytości, to wyłącznie przypadek, że o tym napisali. Inną maską jest darczyńca manipulujący. Z góry ostrzega, że niczego nie oczekuje, ale jednocześnie zostawia sobie w relacji obdarowania coś za co zawsze będzie mógł chwycić obdarowanego. Inną jeszcze maską jest darczyńca obliczony na zysk. Nie chodzi o żaden zysk materialny. Wizerunek też da się wycenić. Można też być darczyńcą osądzającym (porównywanie innych do siebie), darczyńcą jednorazowej akcji, selektywnym (wesprę tylko wybranych) czy też emocjonalnym (bez namysłu wykupię pół sklepu na dary, tylko dla kogo i po co)? Dar składany bez wolności ma wiele masek.

Potrzeba daru dzisiaj. Jakiego daru potrzebuje człowiek dzisiaj? Przede wszystkim wspomnianego już czasu. W refleksji nad czasem można wyróżnić trzy jego rozumienia. Czas jako chronos (ten, którego zazwyczaj nie mamy) oraz dwie płaszczyzny, które mogą sprawić, że zyskamy czas, kiedy odniesiemy go do kairos (czas polegający na tym, że wiem co zrobić teraz) i do aion (czasu jako wieczności, dla której warto coś poświęcić teraz). Drugą rzeczą jakiej potrzebuje człowiek to uwaga. Dzisiaj często spotyka się młodych ludzi, którzy popadają w różne tarapaty, tylko dlatego, że wiele od nich oczekiwano nie dając nic w zamian. I wreszcie trzeci element daru, którego potrzebuje współczesny człowiek to troska. Jest to najzwyczajniejsza troska, podobna do tej, z jaką troszczymy się o rośliny. Troska polegająca na pielęgnacji, szczególnie pielęgnowaniu relacji oraz na usuwaniu chwastów, szczególnie w sytuacjach konfliktów, gdzie tak ważne jest powiedzenie komuś, że nie jest tylko zły i że nie jest wyłącznie przeszłością.

Taki jest właśnie dar – wyraz wolności i troski.

Chwila refleksji nad życiem – jeśli chcesz!

Chrześcijaństwo w swoim przepowiadaniu powinno mieć zawsze na względzie to, od czego rozpoczynał swoje nauczanie Jezus: Jeśli chcesz… W przeciwnym razie opowiadamy o drodze, na którą ktoś nie ma najmniejszej ochoty. Oczywiście czym innym jest prawo do wspomnienia o istnieniu takiej drogi, czym innym zaś próba zmuszenia człowieka siłą do kroczenia tą drogą. Prawo mówienia o niej mamy. Pozostaje więc – jeśli chcesz. W najprostszym schemacie tej drogi są dwa istotne elementy: człowiek wyszedł od Boga i do Boga wróci. Czas pomiędzy nazywamy drogą i nie jest dobrze, by na tej drodze człowiek był sam.

Oczywiście mamy lekarstwo na samotność w drodze. Żeby nie zapomnieć Boga od którego się wyszło, a który jest Miłością, przypomina o nim miłość. Ma ona różne odcienie. Ciekawą charakterystykę przedstawił Clive Staples Lewis w swojej książce „Cztery miłości”. Pierwsza to storge – przywiązanie do bliskich, wspólnota życia i doświadczenia, tu można wpisać również miłość do zwierząt. To taka szeroko pojęta miłość bliskich, np. w rodzinie. Druga to philia. Charakteryzuje się wspólnotą zainteresowań i wartości, pasji i celów. Najbliżej jej do tego, co rozumiemy przez przyjaźń. Trzeci rodzaj miłości to eros. Miłość fizyczna i emocjonalna, której towarzyszy pragnienie i pożądanie. Pożądanie samo w sobie nie jest czymś złym. Biblia mówi o zgubnym pożądaniu żony bliźniego swego, ponieważ jest to próba pożądania kogoś, za kogo nie chce się wziąć pełnej odpowiedzialności. I wreszcie czwarty rodzaj miłości – agape. Jest to miłość Boga do człowieka, która powinna znaleźć odzwierciedlenie w miłości człowieka do człowieka. Jest miłością bezwarunkową, bez względu na okoliczności. Zwieńczeniem – to już nie Lewis – jest miłość małżeńska, która musi zawierać wszystkie te elementy, oczywiście w różnym nasileniu w zależności od okoliczności życia.

Ciekawe w ewangeliach jest pytanie o list rozwodowy, jaki pozwolił wystawiać Mojżesz. Kiedy jednak próbujemy zrozumieć istotę listu rozwodowego, okazuje się, że nie miał on nic wspólnego ze sposobem na małżeńską nudę, był związany z wiarą. Tym co scalało naród i czyniło z niego jedność była właśnie wiara. I jeśli relacje ludzkie zawiązały się pomiędzy kimś, kto wierzy i osobą, dla której Bóg nie ma znaczenia, wtedy dla ratowania fundamentalnej jedności wiary można było taką osobę oddalić. Nie chodziło więc o cudzołóstwo jako takie, ale o to, że ktoś, kto cudzołoży nie bierze na serio Boga, zatem nie wierzy.

Jezus w takich sytuacjach opowiadał, że na początku tak nie było. Warto zauważyć różnicę pomiędzy biblijnym początkiem a naszym częstym rozumieniem początku jako punktu zerowego. Początek to fundamentalna zasada istnienia, punkt zerowy, to moment, od którego zaczyna się refleksję nad istnieniem. Wiemy dobrze, że punktem zerowym nie wytłumaczy się wszystkiego, czasem trzeba wrócić do początku.

Powróćmy do koncepcji chrześcijaństwa na życie. Początek – droga – powrót. Tylko to, co od Boga wyszło może do Niego wrócić. Można więc postawić pytanie o jakość relacji, ponieważ wszystko – dla wierzącego – co nie jest w nich z Boga nie ma przyszłości z Bogiem. Oczywiście w drodze można żyć w oparciu o zasady, które się wybierze. Wiara nabiera sensu nie w sporze czasowo rozumianych koncepcji życia, ale w kluczu początku i końca. Jeśli chcesz przyjąć taką właśnie drogę refleksji.