Słowo, które daje moc

Narodzenie Pańskie stawia w centrum naszych wyobrażeń o Bogu dzieciątko z Betlejem. Pozornie możemy więc powiedzieć, że znamy Boga. Wiemy skąd jest, gdzie się urodził. Ale czy Go znamy, skoro Mesjasz, gdy przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest? Nie wystarczy więc znać drogę Jezusa od Betlejem do dziś, trzeba poznać Jego drogę od odwiecznego Ojca do Betlejem. A mówi nam o tym Prolog Ewangelii według św. Jana.

Jezus przychodzi jako światło. Przenosi nas ta tajemnica do momentu stworzenia, kiedy Bóg uczynił światło, oddzielając je od nocy. To rozdzielenie sprawiło, że zrodziło się życie. A potem człowiek zaczął wprowadzać w ten świat nowe mroki i ciemności. To właśnie dlatego Pismo Święte mówi, że w krainie mroków i śmierci rozbłysło światło. Dzięki temu Światłu na nowo możemy cieszyć się życiem. Gdzie nie ma światła, nie ma życia.

Bóg przychodzi jako Słowo. Od tego momentu nie możemy już mówić, że Bóg milczy. Wszystko co chcemy powiedzieć drugiemu człowiekowi wyrażamy w słowie. Bóg też wyraził siebie w Słowie. Odtąd można już tylko nie chcieć usłyszeć, ale nie można mówić, że Bóg milczy.

Wszystko przez Nie się stało. A właściwie staje się. Słowo nie opuściło świata po stworzeniu, przeciwnie, przyszło do swojej własności, a właściwie nieustannie przychodzi. Poznajemy Jego obecność po wszystkich przejawach obecności Boga w naszym życiu. Świat nie jest światem stworzonym i porzuconym, ale światem nieustannie stwarzanym.

Wszystkim, którzy Je przyjęli dało moc. W fizyce moc określamy poprzez relację pracy i czasu, a konkretniej pracy wykonanej w czasie. Moc, którą daje Słowo oznacza tę pracę, którą łączymy ze Słowem, kiedy nie ma w nas pychy i egoizmu. To jest właśnie moc Słowa.

Światło i moc. Kiedy patrzymy na żarówkę ma ona zapisaną moc. Ale ta moc na nic się zda, jeśli nie podłączymy jej do prądu. Sama moc drzemiąca w żarówce światła nie daje. Podobnie jest z człowiekiem wierzącym. Naszą moc określa nasze powołanie. Możemy dawać światło, ale nie sami z siebie. Wyobraźmy sobie, że mamy światło, które zapalamy (podłączamy) tylko na święta, a w pozostałe dni żyjemy w ciemności. A czy tak nie jest w naszym życiu – godzina światła na święta, w niedzielę. Co wtedy z naszą mocą?

Chciejmy żyć w świetle i pamiętać, że warunkiem bycia światłem dla innych jest uczestnictwo w mocy Słowa. To jest jedno z wielu przesłań tych świąt.

Aktualność Bożego Narodzenia

Niesamowity jest fakt opisu tej samej tajemnicy Boga przez dwóch ewangelistów: Łukasza i Jana. Można się najpierw pocieszać tym, że i oni różnili się w podejściu do wiary w Jezusa. Łukasz, bliski sprawom człowieka, nie stroniący od ukazania bardzo prozaicznych i zwyczajnych okoliczności narodzin Jezusa, z kolei Jan prowadzi nas na górę wysoką tajemnicy Słowa, które było u początku i na nowo się objawia. Nie są to jednak dwa przesłania do dwóch odmiennych kościołów, nie jest to również zachęta do tego, by jedni wierzyli rozumem, drudzy czułością i tym, co się najbardziej kojarzy z człowieczeństwem. Łukasz i Jan pokazują, że te dwie tajemnice muszą się dopełniać.

Kilka przykładów. Najpierw najstarsza kolęda wyśpiewana Bogu: Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój… Dwa pozornie odległe elementy, chwała Boża, gdzieś wysoko i troska człowieka o pokój. Czy jednak nie jest tak, że dopiero z powiązania tych dwóch poziomów rodzi się głębszy sens? Skoro człowiek chce pokoju na ziemi, to warunkiem tego pokoju jest chwała Boża. Czym jest więc chwała Boża? Uporządkowaniem wszystkich spraw, daniem właściwego miejsca Bogu, by na właściwych miejscach ustawić inne sprawy.

Innym wymownym symbolem jest zmieszanie wina i wody w Eucharystii. To jakby przedłużenie tajemnicy Wcielenia na wszystkie Eucharystie do końca czasów. I wymowne słowa: „Boże, Ty w cudowny sposób stworzyłeś człowieka i w jeszcze cudowniejszy sposób odnowiłeś jego godność”. Zachwyca nas ciągle cud stworzenia. Rozświetlone choinki przypominają raj. Niestety raj utracony. I nagle w tym symbolu raju, pośród choinek przypominających drzewa rajskie rodzi się Bóg-Człowiek. Raj utracony zostaje odzyskany. To właśnie w Bożym Narodzeniu można zrozumieć pełny sens słów o cudownym stworzeniu i jeszcze cudowniejszym odkupienia. Proste i niesamowicie głębokie znaki.

I jeszcze jeden znak – kolęda, która mówi o Wiekuistym, który ma granice. Przecież Bóg nie ma granic, ale granice buduje człowiek, a Bóg przyjmując całą naszą naturę, przyjmuje ją łącznie z naszym pędem do budowaniem granic i murów między ludźmi. Ma granice Nieskończony, bo przyjął nasze człowieczeństwo, ale w Nim możemy te granice pokonywać. Może więc szczególnie w Boże Narodzenie pomyślmy o tym, czy budowanie murów i granic jest najlepszym sposobem na pokazanie naszej wiary w to, że Bóg stał się człowiekiem?

Niech te kilka refleksji pozwoli nam na nowo spojrzeć na aktualność Bożego Narodzenia.

Przeznaczenie Słowa

Bożemu Narodzeniu towarzyszy jak refren zdanie: „Słowo stało się ciałem”. Słowo, które ze swej natury nie może być w próżni, ono jest zawsze słowem kogoś dla kogoś. Domaga się ucieleśnienia, ukonkretnienia, spełnienia. Taki też sens mają przywołane słowa. Słowo odwieczne zaczyna istnieć w czasie. Najpierw w wymiarze obiektywnym, dzieląc czas ludzkości na „przed” i „po”, ale również aktualizując się w każdym ludzkim życiu, które to Słowo przyjmie.

Słowo Wcielone – bo taki jest sens tych świąt – jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Nie w wymiarze ewolucyjnym: najpierw Bóg, potem przez trzydzieści kilka lat Człowiek i znowu tylko Bóg. Stając się Bogiem-Człowiekiem ukazuje nie przejście czy proporcje pomiędzy jednym i drugim wymiarem, ale jedność. Muszą się z nią pogodzić ci, którzy chcieliby Boga pozostawić wyłącznie w sferze duchowej, ale muszą się pogodzić z faktem również ci, którzy chcieliby to Słowo rozumieć wyłącznie w wymiarze humanistycznym. Tajemnicza jedność domagająca się odzwierciedlenia w życiu człowieka.

Tak właśnie B. Pascal rozumiał tę jedność ukonkretnioną w człowieku, mówiąc o ludzkim sercu jako nowej skali wielkości.

Warunkiem przyjęcia i zrozumienia jest kenoza, uniżenie się Boga. Bóg w pokorze przyjmuje całą kondycję człowieka, aby człowiek w pokorze dotknął źródła sensu. Obraz pozostawiony przez św. Augustyna jest ciągle aktualny. Żeby napić się wody ze źródła, trzeba klęknąć.

Potrzeba też pokory rozumu i woli. Rozumu, o którym wymownie napisał kiedyś A. Szczypiorski, oddając to w obrazie maszyny parowej oświecenia, która po dwóch wiekach pożytecznej i nieprzerwanej pracy zatrzymała się i tylko para unosi się w powietrzu. Rozum upokorzony? A może ochroniony przed nim samym. Niesamowita poznawcza siła rozumu jest bowiem wykorzystana tylko wtedy, gdy daje się do zrozumienia to, co największe, co niekoniecznie wychodzi z samego człowieka. I wola, a właściwie wolność, która chce być wolna od wszystkiego. A może lepiej, gdyby człowiek był po prostu wolny z natury. Wolność „od” pokazuje bowiem jakąś niewolniczą walkę z bliżej nieokreślonym przedmiotem wyzwolenia. Człowiek zaś jest wolny z natury, wolny w poszukiwaniach, którymi prowadzi go sama ludzka natura.

Słowo stało się ciałem. Rozum nie dostanie piękniejszej i większej idei do kontemplacji.