Język giętki

(Refleksje po byciu wśród ludzi) 

Myślenie wyprzedza język. Niby to prosta zależność. Z kolei zaś myśleniu bodźca dostarcza poznanie. A poznanie bierze się z faktu, że coś jest.

Jedna z osób, które w tej chwili przychodzą mi na myśl powiedziałaby: A czy to musi być takie skomplikowane, czy to musi zawsze przebiegać według schematu? Odpowiadam: Nie musi i najczęściej nie przebiega.

Pierwszy problem mamy z rzeczywistością. Gdzie ona jest? Za oknem, w mediach, we własnej głowie? A nawet jeśli już wiemy, gdzie ona jest, czy wiemy o niej wszystko?

Skoro rzeczywistość jest niepewna, to i mózgu nie warto silić na poznanie. Bo czy tylko z poznania rodzi się myśl?

Nie. Z myślą jak z rodzeniem. Rodzą się myśli chciane i nie-chciane. Do tych drugich lepiej się jednak nie przyznawać. No, ale przecież nie można być milczkiem. Zatem mówimy…. piszemy. Chciałem dorzucić – czytamy, ale nie jestem raptusem, więc się zatrzymałem

Obrażonych zachęcam do ponownej lektury dzisiejszej prasy i uważnego wysłuchania wiadomości. A potem do odpowiedzi na jedno pytanie: O jakiej rzeczywistości mówiono?

Zastanówmy się też, o czym my sami mówimy? I nie przebywajmy zbyt długo tam, gdzie więcej się mówi niż myśli. W takim wypadku czasem warto przyjąć szekspirowską zasadę (zaadaptowaną do sytuacji opisanej): Chcąc żyć, iść muszę lub zostając – umrzeć.

Po prostu Mistrz!

Mija rok od śmierci Profesora Mieczysława Alberta Krąpca, dominikanina, założyciela Lubelskiej Szkoły Filozoficznej, wybitnego Filozofa i Mistrza,. Może szczególnie należy podkreślić właśnie to słowo: Mistrza. Od kilku lat zauważamy bowiem w świecie naukowym bardzo dziwne zjawisko, na które przed laty wskazywał już Heidegger – korupcję filozofii. Korupcja nie polega tu oczywiście na braniu pieniędzy, bo kto filozofa przepłaci i po co? Korupcja polega na tym, że filozofia przestała odpowiadać na pytania nurtujące człowieka. Odeszła od pytań o sens, cel i zaczęła zajmować się tym, czym kiedyś filozof by się nie zajął – fragmentami wiedzy, tak małymi, że budowanie sensu życia na nich jest po prostu śmieszne. Skutek jest oczywiście przewidywalny; na pytanie o sens nie odpowiada już filozof, ale wróżka, jak w zamierzchłych przedfilozoficznych czasach.

Brakuje nam mistrzów, to znaczy ludzi, z którymi chciałoby się żyć, myśleć tak jak oni, wybierać ścieżki poszukiwania prawdy – tak jak oni. Ale mistrzowie odchodzą, a zostają wyrobnicy z odpowiednio przydzielonym numerem klasyfikacji naukowej. Może znowu trzeba będzie prawdziwą mądrość wyprowadzić poza uniwersytet, bo już tylko tam zostanie miejsce na nieskorumpowaną mądrość jasno oddzieloną od tzw. wiedzy. W przeciwnym razie, budując wyłącznie na wiedzy CAŁE swoje życie, staje się ono niewytłumaczalne, gdyż CAŁE to tylko kawałek…

Odszedł MISTRZ. Prawie jak testament brzmi ostatnie hasło jakie napisał do Encyklopedii Filozofii: Chrześcijaństwo. Jest to przestroga dla (f)ilozofów wszelkich maści, którzy wstydzą się Boga w swojej refleksji. Wstydzą się, ale i wstyd okrywa ich własną twórczość. Prawdziwy (F)ilozof ma odwagę; taką, jakiej nie brakowało M.A. Krąpcowi. Pamiętam go z jego różnych wykładów. Miał naturalnych wrogów, gdyż karły nawet w bajkach są złośliwe. Ale stanął po stronie PRAWDY, tej jedynej FILOZOFII, która trwa. Nie bał się prawdy i odpowiedzialności. Nie miał poglądów kształtowanych pod wpływem opinii publicznej, nie musiał też ich zmieniać pod wpływem nacisków prasowych… jak to się niestety dzieje (sic!) . Wiedział, że pomiędzy karierą uniwersytecką a karierowiczostwem jest taka sama różnica jak pomiędzy prawdą a polityczną poprawnością.

Co więc pozostaje, czy tylko odgrzebywanie przeszłości? Wierzę, że mistrzowie ciągle jeszcze są wśród nas. Pomóżmy sami sobie, uwierzmy że światem nie owładnął jedynie „optymizm tragiczny”. Jeśli ktoś z Państwa spotkał na swojej drodze Mistrza, podzielmy się tym z innymi i promujmy tych, którzy jeszcze naukowej korupcji nie ulegli.

Czekam zatem na świadectwa o Mistrzach.  

Sens świętowania

Kiedy mówimy o mijającym czasie, zakładamy przynajmniej kilka sposobów jego podziału: czas „chronos” – a więc rozpatrywany w kategoriach przeszłości, teraźniejszości i przyszłości; czas „kairos” – czas w znaczeniu religijnym, odwołujący się do prawdy o zbawieniu; czas „biblijny” – wypełniony rytmem świętowania. To sens święta nadawał rytm i sens ludzkiej egzystencji. Tak było, kiedy ludzki rozum spoczywał jeszcze na właściwym sobie miejscu. Ale coś się zmieniło…

Obchodziliśmy dzisiaj 1 maja – dawne święto ludzi pracy, kościelnie podparte wspomnieniem św. Józefa robotnika. Oczywiście mamy prawo zachowywać właściwy dystans do tej daty. Najpierw dlatego, że nie każdemu musi być bliski czas II Międzynarodówki. A po wtóre, w kontekście polskim, dzień ten kojarzy się z niechlubną tradycją PRL-u. Ale czy to jest powód, żeby uciekając od niezbyt chlubnej przeszłości wymyślać niezbyt mądrą przyszłość?

Kiedyś pytano, co obchodzą komuniści w święta Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania, skoro nie wierzą? Ale pytanie to można odwrócić: Co obchodzą nie-komuniści w wolny dzień 1 maja? I dostarczono nam odpowiedzi: święto grillowania.

Na dodatek święto to nabrało takiej rangi, że nawet gdzieniegdzie zniesiono tradycyjny zwyczaj postu piątkowego. A przecież kiedyś 1 maja rodziny też się spotykały i też zdarzało się, że wypadał ten dzień w piątek, a jakoś nie przypominam sobie kiełbasy w ten dzień.

Można chrzcić święta, można nadawać im nowe znaczenie. Ono musi mieć jednak sens. Jeśli zaczniemy dowolnie zmieniać jego charakter, może okazać się, że ktoś np. 3 maja będzie chciał nazwać świętem kartofla – przecież to taki polski przysmak.

Ze wszystkich cnót, jakie znaczą naszą kulturę, najwyżej stała zawsze roztropność. To ona pozwalała zachować zdrowy rozsądek, mieć odpowiedni dystans do różnych transformacji obyczajów. Zbyt szybko zmieniają nam się jednak gusty i obyczaje.

Mamy zatem nowe triduum: święto grillowania, święto flagi i święto Konstytucji 3 Maja czy dla wierzących dodatkowo Uroczystość M.B. Królowej Polski.

Pamiętajmy tylko, by po nowo wprowadzonym święcie grillowania, wieszając następnego dnia flagę, utrzymać właściwą równowagę nie tylko na drabinie, ale i w życiu.