Dogonić impuls elektryczny

Nauczono nas szybkiej komunikacji. Telefon, Internet, media. Ta szybkość prowokuje w nas nadciśnienie emocji, doznań i wzruszeń. Czasem wręcz doprowadza nas do zawału współczucia. No właśnie, zawału a nie współczucia. Bo co można powiedzieć o reakcji świata na ludzką tragedię, choćby tę ostatnią, jaka wydarzyła się na Haiti.

Już kilka chwil po tragedii mogliśmy współczuć. Najpierw tym, którzy już nie będą mogli cieszyć się życiem, potem tym, którzy zostali, by żyć… w piekle na ziemi. Toczyliśmy dyskusje, obejrzeliśmy po kilka razy zdjęcia tej samej tragedii. Tylko, że tragedia nie była w nas. Tragedia rosła w nich, biednych ludziach czekających na konkretne wsparcie.

Po kilku dobach doznań i wzruszeń zrodzonych przez szybką komunikację, wreszcie ludzka reakcja w aż nazbyt tradycyjnym tempie. Wysyłamy ekipę ratowników. Oczywiście dobre i to. Zresztą to nie wina ludzi, lecz procedur, czasu na zdobycie pieniędzy, potrzebne decyzje. Wielu już nie doczeka tej pomocy. Doczekało jej dziecko ponad sześćdziesiąt godzin czekające na ratunek. Doczekało, bo jeszcze nie zna tempa współczesnej komunikacji. I czekało powoli, nieświadome bezradności współczesnego świata.

Szybką mamy komunikację. Potrzeba tylko, by nasz rozum, serce i decyzje dogoniły impuls elektryczny.

Chamstwo w internecie

W jednym z dzienników można było dzisiaj przeczytać – zapewne nie z troski o kulturę, tylko ze względu na sezon ogórkowy – o tym, czy jesteśmy skazani na chamstwo (przywołuję słowo w pełnym brzmieniu) w Internecie. Dwugłos, a właściwie trójgłos wyznaczył dwa bieguny dyskusji: pierwszy optujący za karaniem tych, którzy nadużywają tego forum, drugi mówiący o tym, iż cenzura nie pomoże. Oczywiście po takim dwugłosie najrozsądniej byłoby zająć pozycję pośrodku, ale nie ulegnę tej zasadzie i opowiem się za pierwszą: nadużycia trzeba karać. Dlaczego?

W pierwszym głosie porównano – moim zdaniem słusznie – Internet z chamstwem na stadionach. Przez lata uczulaliśmy kibiców (może trzeba dodać „pseudo”, bo większość to jednak prawdziwi, porządni kibice), że nie można wyrywać krzeseł na stadionach, a jak się już wyrwie, to nie można bić nimi po głowie innych kibiców. Najlepiej zaś wyrwane krzesło zostawić w miejscu wyrwania, bo gdzie biedni organizatorzy znajdą podobne? Niektórzy – zwolennicy stadionowej edukacji i ewangelizacji – wierzyli nawet w nieszczere gesty kibiców po śmierci Jana Pawła II. Postaw tych, którzy wierzyli nie chcę osądzać, gdyż śliska jest granica pomiędzy wiarą dziecięcą i ufną a wiarą infantylną. W każdym razie eksperyment edukacyjny się nie powiódł.

A Internet? Kiedy czyta się fora, nawet te moderowane, rzeczywiście pełno tam chamstwa. Kilka lat temu próbowałem jeszcze w ten bełkot wprowadzić jakieś zdanie po polsku, ale widocznie piszący z polskim mają problemy (gdyby ktoś nie wierzył, proszę sprawdzić wybrane forum od strony językowej). Dlaczego tak się dzieje? Bo wbrew pozorom – i zdaniu autorów drugiej strony dwugłosu – edukacja Internetem nie poprzedzona edukacją w domu i w szkole nie przyniesie spodziewanego rezultatu. Ja też jestem nauczycielem i zdecydowanie bliższy jest mi rozum niż pałka, ale będąc realistą wiem, że rozum spełnia swoją rolę tylko wtedy, gdy czas używania rozumu i długość życia z grubsza się pokrywają. W przeciwnym razie dorosły człowiek może mieć wyrywny umysł sześciolatka, a nawet okresu wcześniejszego. I wtedy bełkocze.

Prawo przewiduje kary od osiemnastego roku życia, a w niektórych wypadkach nawet ten wiek obniża. Tylko, że dotykamy tu realnego problemu: czy karać według długości używania układu trawiennego czy rozumu? Kiedy bowiem poddaje się karze człowieka niezdolnego do odpowiedzialności za siebie, bez wątpienia czyni się zło. Stare rzymskie prawo znało przecież przypadek impossibilium nulla obligatio (nikt nie jest zobowiązany do rzeczy niemożliwych).

Zauważmy jednak, że czym innym karać, a czym innym ograniczać wpływ niedojrzałości na życie publiczne. Nie jestem do końca przekonany, czy autorzy drugiego stanowiska reprezentujący dość ważny portal internetowy wpuściliby na łamy swojego dziennika podobny bełkot. Nie wpuszczą, bo nie zarobią, gdyż bełkoczący nie czytają gazet.

Nie na chamstwie w Internecie chcę się jednak skupić (aż tak drastycznego braku przedmiotów myślenia nie doświadczam nawet w sezonie ogórkowym). Chodzi o brak tożsamości. Otóż ci rzucający k…. i inne są po prostu tchórzami. Tu nie chodzi nawet o wykształcenie. Gdyby ktoś napisał, że „kiedy k… patrzy na to co się k… dzieje, to ma to k… gdzieś”, poza słabym językiem polskim można by to przełknąć, pod jednym wszakże warunkiem, iż podpisałby swoją opinię np. Jan Kowalski. Wtedy wiem, że człowiek nie lubiący określonej rzeczywistości a przy tym cham i gbur, to właśnie Jan Kowalski. Ale tego nie wiem, gdyż ów Jan Kowalski jest na dodatek tchórzem. I jak można z Janem Kowalskim dyskutować. Jeśli powie zbyt wiele i chciałoby się go pozwać do sądu, zmieni swoją… tożsamość internetową. Problem zaś w tym, że Kowalski ma kilka tożsamości internetowych, tylko żadnej osobowej i ludzkiej.

Nieco bardziej kulturalni, ale też bez tożsamości piszą blogi „życia wewnętrznego”. Nie chodzi oczywiście ani o duchowość, ani tym bardziej o wewnętrzne przemyślenia. Chodzi najczęściej o historię układu trawiennego z ostatnich 24. godzin. Przez dwadzieścia parę wieków Europa miała też problemy ze staropanieństwem czy starokawalerstwem (w Polsce płaciło się nawet „bykowe”), ale nikomu do głowy nie przyszło spowiadać się publicznie z tego, że nikt mnie nie chce. Czlowiek na forum dzielił się owocami intelektu i pracy rąk własnych, resztę „owoców” pozostawiał gdzie indziej. Dzisiaj przeciwnie – najbardziej intymnym organem człowiek XXI wieku jest rozum. I chyba pora tę parodię zatrzymać.  

Trzeba więc karać nadużycia. Ale nie tych biednych, którzy nie są zdolni do niemożliwego, tylko tych, którzy tych biednych i niedorozwiniętych wykorzystują marketingowo.

I nie wmawiajmy sobie, że debata publiczna w której biorą udział anonimowi rozmówcy do czegokolwiek prowadzi. A gdyby ktoś wątpił w prawdziwość moich słów, proponuję eksperyment: w najbliższych wyborach zagłosujmy tylko na tych forach z ch… i k… i nie podpisujmy się prawdziwym nazwiskiem. Liczy się przecież efekt możliwości debaty… A zanim zagłosujemy, przestańmy sponsorować dzienniki internetowe, które dopuszczają ch… i k… na forach. Ciekawe czy gratisowo utrzymają te fora? Chyba, że to ja się mylę i przegapiłem coś w naszej rzeczywistości. Na wszelki wypadek sprawdzę za chwilę czy nazwisko jest jeszcze obowiązkowe a język polski językiem urzędowym.

Język giętki

(Refleksje po byciu wśród ludzi) 

Myślenie wyprzedza język. Niby to prosta zależność. Z kolei zaś myśleniu bodźca dostarcza poznanie. A poznanie bierze się z faktu, że coś jest.

Jedna z osób, które w tej chwili przychodzą mi na myśl powiedziałaby: A czy to musi być takie skomplikowane, czy to musi zawsze przebiegać według schematu? Odpowiadam: Nie musi i najczęściej nie przebiega.

Pierwszy problem mamy z rzeczywistością. Gdzie ona jest? Za oknem, w mediach, we własnej głowie? A nawet jeśli już wiemy, gdzie ona jest, czy wiemy o niej wszystko?

Skoro rzeczywistość jest niepewna, to i mózgu nie warto silić na poznanie. Bo czy tylko z poznania rodzi się myśl?

Nie. Z myślą jak z rodzeniem. Rodzą się myśli chciane i nie-chciane. Do tych drugich lepiej się jednak nie przyznawać. No, ale przecież nie można być milczkiem. Zatem mówimy…. piszemy. Chciałem dorzucić – czytamy, ale nie jestem raptusem, więc się zatrzymałem

Obrażonych zachęcam do ponownej lektury dzisiejszej prasy i uważnego wysłuchania wiadomości. A potem do odpowiedzi na jedno pytanie: O jakiej rzeczywistości mówiono?

Zastanówmy się też, o czym my sami mówimy? I nie przebywajmy zbyt długo tam, gdzie więcej się mówi niż myśli. W takim wypadku czasem warto przyjąć szekspirowską zasadę (zaadaptowaną do sytuacji opisanej): Chcąc żyć, iść muszę lub zostając – umrzeć.

Verified by ExactMetrics