Nawet ludzi wierzących wiara nie zawsze potrafi rozszczelnić. Mamy dwa szczelne systemy – system myślenia o życiu na ziemi i system myślenia o niebie. I nawet jeśli sporo wiemy o codzienności i równie dużo o niebie, jednocześnie umiemy dobrze te rzeczywistości rozdzielić. Między nimi jest jeszcze śmierć – idealna granica dla zachowania szczelności systemów. Konsekwentnie ziemia pozostaje dla grzesznych, niebo dla świętych.
Tymczasem Wniebowstąpienie nie oznacza zniknięcia Boga. Credo wyznacza dwa bieguny egzystencji Boga: zstąpienie do piekieł i wstąpienie do nieba. Pokazuje to, że zna On najmroczniejsze momenty życia człowieka i jednocześnie wskazuje bardzo wysoko postawiony cel.
Czasem dla trudnych słów szukamy nowych definicji. Jednym z takich słów, które domagają się zdefiniowania na nowo jest apostazja. Co ona oznacza w istocie? Akt apostazji, to akt zapomnienia o fragmencie życia. Można wyobrazić sobie dwie jej odsłony: apostazję w kontekście religijnym – zapomnieć o fragmencie życia z Bogiem i apostazję w wymiarze świeckim – zapomnieć o fragmencie życia z drugim człowiekiem. Jest tylko jeden problem: z życia z fragmentami amnezji nie zbuduje się jedności. Po nowej definicji apostazji, trzeba na nowo zdefiniować wiarę: Wiara to defragmentacja życia.
Pozostaje pytanie o nasze miejsce na ziemi. On przyjdzie stamtąd, my pójdziemy stąd. Ile zostawimy odchodząc stąd, ile otrzymamy przechodząc tam? Kryterium wiary jest bilans korzyści i strat. Czasem straty odejścia stąd wydają się być tak duże, że nie warto iść tam.
Czy można zrobić sobie test na zdolność do wstąpienia do nieba? Takim testem jest życie sakramentalne. Aby otrzymać to, co sakramenty dają, trzeba porzucić to, co przeszkadza je otrzymać. To jest bardzo praktyczny test. Pozostawia nas bowiem z pytaniem: Jeśli nie możemy porzucić, by otrzymać dzisiaj, co pozwala nam wierzyć, że kiedyś dokonamy innego wyboru?