G-FM6J7JWSZ3

Procesja Bożego Ciała

Starsze pokolenie kojarzy Boże Ciało z manifestacją wiary. Przez całe dziesięciolecia starano się sprowadzić wiarę do kruchty kościelnej. Wierzono, że byłoby najlepiej, gdyby człowiek ograniczył swoją religijność do murów kościoła albo do zacisza domu. Pomiędzy domem a kościołem ma być przestrzeń wolna od wiary, Boga, Kościoła. Czy rzeczywiście tak wiele się zmieniło? Czy w świadomości wielu ludzi nasze ulice, życie społeczne nie powinny być wolne od przejawów wiary?

W Eucharystii nie chodzi jednak o manifestację czy próbę sił. Nie chodzi o to, ile ulic zawłaszczymy procesją, a z ilu świat nas wypchnie. Chodzi o głębię tego święta, a przede wszystkim chodzi o dziękczynienie. Przypomina mi to sytuację w czasie jednej z wizytacji, gdzie delegacja dziękowała biskupowi, który przybył do parafii. W pewnym momencie biskup chwycił za rękę jedno z dziękujących dzieci i zadał pytanie: A za co ty dziecko dziękujesz biskupowi? Dziecko niepewnie, ale szczerze odpowiedziało: Nie wiem. No właśnie, czy my wiemy, za co chcemy dzisiaj dziękować Bogu?

Może najpierw trzeba podziękować za pragnienia, szczególnie za te niespełnione. Bo dzięki nim Eucharystia wyznacza o wiele szerszy horyzont dla naszych pragnień. Przypomina nam mannę na pustyni, która ostatecznie nie zaspokajała głodu na dłużej niż jeden dzień. Przypomina nam chleb codzienny, który jemy tak często właśnie dlatego, że zaspokaja głód na chwilę. Przypomina nam przyjmowaną hostię, której moc nie wystarcza czasem nawet na pobożne dojście do drzwi kościoła. Te wszystkie przypomnienia niezaspokojonych pragnień są po to, by zrozumieć, że chodzi o największe pragnienie – duchową jedność z Bogiem.

Żeby pragnąć prawdziwie, trzeba najpierw pościć. Post pokazuje, że to nie chleb codzienny jest celem. Nawet komunia w swojej zewnętrznej formie nie jest celem. Celem nie jest też procesja, tak długo, jak długo nie poprzedza jej głęboka wiara i potrzeba jej wyznania.

To właśnie dlatego budujemy cztery ołtarze Bożego Ciała, które mają przypomnieć sens procesji. Pierwszy ołtarz to pytanie uczniów: Gdzie chcesz spożyć Paschę? I Bóg odpowiada – w twoim domu. Jak często nie możemy wnieść Boga tam, gdzie mieszkamy, bo w naszych domach zagościła już tolerancja światopoglądowa, a czasem nawet niewiara. Przy drugim ołtarzu pada pytanie o pustynię naszego życia. Procesja nie jest więc manifestacją naszej siły, ale znakiem codziennych słabości. Próbujemy zaprowadzić Boga na nasze pustynie. Przechodzi obok naszych domów, w których już często nie ma ani wiary, ani nadziei, ani miłości. Trzeci ołtarz pozwala Bogu powiedzieć wprost, czego się spodziewaliśmy, a w czym nas zawiódł. Czwarty ołtarz to wielka modlitwa Jezusa o jedność. Nie łatwo o tę jedność w kościele, a jeszcze trudniej na ulicach symbolizujących nasze życie społeczne. Przy wielu ołtarzach padną dzisiaj słowa wykluczające innych, nie będące wyrazem pragnienia jedności.

Taka jest procesja z naszą wiarą, czasem z niewiarą, z zawiedzionymi nadziejami. Procesja nieprzebaczenia, procesja braku jedności. Taka jest procesja, czyli droga Boga do człowieka. Taka jest procesja, czyli droga człowieka do Boga. Przemówi do tłumów tylko wtedy, kiedy przyznamy się, że tak wiele mamy jeszcze na tej drodze do zrobienia.

O przyjmowaniu, wyjaśnianiu i rozumieniu

W codziennych sprawach raczej ta zasada nie funkcjonuje. Przyjmujemy to, co byliśmy w stanie zrozumieć, a miarą rozumienia jest zdolność wyjaśnienia drugiemu człowiekowi. Kiedyś miałem taki właśnie zwyczaj przygotowywania się do sesji. Nigdy nie pozostawałem na tym, co przeczytałem, więc logicznie wiem. Sprawdzianem mojej wiedzy było powiedzenie o tym drugiemu człowiekowi. Dlatego chętnie uczyłem się z innymi, często tłumacząc to, czego uczyliśmy się wspólnie.

Z wiarą jest odwrotnie – w punkcie wyjścia nie rozumie się większości rzeczy, w które się wierzy. Rozpoczyna się od przyjęcia, potem człowiek stara się wyjaśniać innym to, co przyjął. I dopiero kiedy umie wyjaśnić, zaczyna sam rozumieć. Św. Tomasz w zdolności rozumienia daru widział podobieństwo człowieka do Boga. I właśnie tą zdolnością człowiek różni się od innych istot. Otrzymał życie biologiczne, którego w punkcie wyjścia nie rozumie. Ale z czasem zaczyna się odróżniać od zwierząt swoją zdolnością do poznania i rozumienia daru.

Czym jest więc wiara? Jest przyjęciem daru. A potem wiara szuka rozumienia. Gdybyśmy chcieli rozpoczynać w wierze od rozumienia nie przyjęlibyśmy żadnego daru. Większość osób z mojego pokolenia przyjęła po raz pierwszy komunię św. w wieku 8-9 lat. I czy z tego wynika, że przez prawie 50 lat od tamtego momentu rozumiem już wszystko z Eucharystii? Rozumiem zapewne więcej niż na początku, ale czy wszystko? A jednak przyjmuję. Podobnie jak życie, którym cieszę się od początku, a czy je rozumiem? Trójca Święta uczy, że wszystko jest darem wzajemnie ze sobą powiązanym. Nie ma więc sprzeczności pomiędzy wiarą, rozumieniem i wyjaśnianiem. Nie ma sprzeczności pomiędzy Ojcem, Synem i Duchem Świętym.

Ojciec daje, Syn przez wcielenie sprawia, że mogę ten dar zobaczyć, a Duch Święty wyjaśnia jego sens. Przyjąć Trójcę Świętą oznacza przyjąć Ojca, który jest wszechmocny i wszechwiedzący. Nie muszę opowiadać swojego życia, nie muszę się też martwić, czy Bóg sobie z nim poradzi. Przyjąć Syna, to przyjąć sposób w jaki Bóg do mnie mówi. Słowo staje się konkretem. Przyjąć Ducha Świętego, ponieważ w darze zaproszenia w życie Trójcy Świętej jest objawiony język w jakim rodzi się pierwszy dar dla wierzących – Duch Święty. Jednocześnie to On dekoduje każdy dar pochodzący od Ojca i Syna.

Bóg Trójcy nie jest Bogiem samotnym. To oznacza, że chrześcijanin nie rozpakowuje swojego daru w samotności i dla siebie. Eucharystia nie jest pokarmem jedzonym po kryjomu. Jest darem do podzielenia się z innymi. Trójca Święta nie potrzebowała człowieka do bycia w pełni szczęśliwą. Ale jest miłością, więc z natury jest otwarta. Podobnie wiara człowieka na wzór Trójcy pozwala zrozumieć, że „każdy” jest adresatem daru, a kryterium zbawienia jest uwierzenie, wiara zaś – jak już wiemy – jest przyjęciem daru. I nie ma sensu przejmować się tym, czy wszystko rozumiem z tego co w wierze przyjąłem. Na zrozumienie mam całą wieczność.

Duch Święty jest jak woda

Spróbujmy wyobrazić sobie życie na ziemi ze wszystkim co mamy, z wyjątkiem wody. Szybko byśmy się przekonali, że bez wody nie ma życia, energii, ciepła i codzienności. Potrzebujemy wody w tym, co nazywamy światem wokół nas, ale potrzebujemy też wody wewnątrz naszego organizmu. Nieczęsto mówimy, że lubimy wodę. Lubimy kawę, herbatę, napoje przygotowane na wodzie. Ona jest tak oczywista, że czasem o niej zapominamy.

Podobnie jest z Duchem Świętym. Mamy Ewangelię, sakramenty, biskupów, proboszczów i spowiedników. Mamy rekolekcje i dni skupienia. Mamy encykliki i listy papieskie. Mamy kościoły, gdzie możemy się modlić. I spróbujmy sobie wyobrazić, że w tym wszystkim zabraknie Ducha Świętego. Ewangelia nie trafi do nas, bo nie będzie miał kto interpretować. Sakramenty sprowadzi się do wmawiania komuś nowego życia, odpuszczenia grzechów, pocieszania w chorobie. Będziemy nakładać na kogoś ręce i nie będziemy wiedzieć po co? Wszystko co czynimy w Kościele, bez Ducha Świętego byłoby śmieszne i puste. Czasem wydaje się nam, że bez biskupa nie byłoby bierzmowania. A wyobraźmy sobie, że przyjeżdża biskup, tylko nie ma Ducha Świętego.

Jak Go otrzymać i jak się Nim cieszyć? Duch Święty jest darem, a żeby otrzymać dar, trzeba wyrazić zgodę. Ale wyrażenie zgody jest nie tylko na dar, ale i na warunki daru. A warunkiem jest jedność i pokora. Jedność, czyli zgoda na to, że każdy może otrzymać dar. Pokora, by zrozumieć, że dar wypełnia to, czego mi brakuje. To właśnie dlatego Kościół jest nową Wieżą Babel. Potrzebuje jedności do wspólnego budowania, ale jednocześnie ukazuje, że ta jedność bierze się ze szczególnego podobieństwa.

Nowa jedność. Wyobraźmy sobie szczęśliwą rodzinę, w której wszyscy są podobni do ojca. Wyobraźmy sobie szczęśliwe małżeństwo, gdzie żona jest podobna do męża. Jak w takim razie mają być podobni do siebie: dzieci i rodzice, mąż i żona? Mają być podobni jak charyzmaty. Tylko dlatego potrzebujemy siebie, że nie jesteśmy tacy sami. Natomiast jedyny powód do jedności to nasze podobieństwo do Boga. On jest miłością, więc być podobnym do Niego, to upodobnić się do miłości.

Żeby to zrozumieć, postawmy najtrudniejsze pytanie: kto jest ważniejszy w Kościele – święty czy grzesznik? Święty potrzebuje grzesznika, by zrozumiał, jak bardzo może upaść. Grzesznik potrzebuje świętego, by zrozumiał, że zawsze może powstać. A jeden i drugi potrzebują Ducha Świętego, gdyż bez Niego spór o to, kto ważniejszy nie ma żadnego sensu.

Duch Święty jest więc jak woda. Podziwiamy wszystko bez czego można przeżyć. Natomiast za oczywiste uważamy to, co jest warunkiem przetrwania. Może więc dlatego tak mało o Nim mówimy, bo jest oczywisty jak woda bez której nie ma życia, energii, ciepła i codzienności.

Verified by MonsterInsights