Druga Niedziela Wielkanocna jest jednocześnie świętem Bożego Miłosierdzia. Dlaczego tak ścisły związek zmartwychwstania i miłosierdzia? Może dlatego, że podobnie nierozłączne są tajemnica świętości i tajemnica nieprawości. Nieprawość nie oznacza wbrew pozorom relacji (czy jej braku) do prawa. Oznacza raczej sposób rozumienia motywu naszego postępowania. Człowiek postępuje zgodnie z własnym sumieniem. Może w nim jednak usłyszeć wyzwalający głos Boga albo wyłącznie swój własny głos. Kiedy sumienie coś mi nakazuje, czy zastanowiłem się kiedyś czyim głosem? To tak jak posłuchać własnych myśli. Ale skoro je słyszę, czyim głosem są wypowiadane?
Często mówi się, że jeśli ktoś sam nie grzeszył, nie robił czegoś, nie zrozumie drugiego człowieka. Tymczasem, to właśnie człowiek interpretujący swoje życie przez grzech ma niewielkie szanse usłyszeć podpowiedź wyjścia z sytuacji. Grzech potrafi zastąpić wiarę. Potrafi dać człowiekowi słowo jak postępować, potrafi celebrować nieprawość na wzór święta, potrafi nawet rozgrzeszyć i pocieszyć. Grzech rozgrzeszający grzesznika… Obraz godny pożałowania i współczucia. O tym właśnie współczuciu Boga wobec rozgrzeszającego się grzechu jest ta niedziela.
W Ewangelii według św. Marka, i tylko w niej, po zmartwychwstaniu zostają wezwani uczniowie i Piotr. Piotr po imieniu. Św. Grzegorz Wielki interpretuje to w ten sposób, że sam Piotr nie zdobyłby się na odwagę, by wrócić. Dla niego, podobnie jak dla Judasza, po zdradzie historia się skończyła. Dramat Piotra był tym większy, że ciągle żył. I dlatego zostaje wezwany do Galilei. Wezwany po imieniu, by na nowo mieć nadzieję.
Niedziela miłosierdzia jest dla tych, którzy uznali już, że ich historia z Bogiem się skończyła. Gdyby nie to wezwanie nikt z nas nie miałby odwagi wrócić. Ta niedziela jest niedzielą usłyszenia na nowo swojego imienia. To nie Bóg zapomniał. To człowiek zapomniał o Nim.
A On wzywając po imieniu mówi każdemu: Twoja historia ma szansę rozpocząć się na nowo!