Szczęśliwego (Nowego) Roku!

Kategoria nowości może oznaczać przynajmniej dwie rzeczywistości: nowe, ponieważ do tej pory nie było 1 stycznia 2023 roku, ale również nowe w sensie jakościowym – inne niż do tej pory. Życzenie szczęśliwego (nowego) roku w tym drugim znaczeniu jest o wiele bardziej wymagające, gdyż domaga się gruntownego przemyślenia treści życzeń.

Stary rok zakończyliśmy informacją o śmierci papieża Benedykta XVI. Można by podsumować po ludzku: 95 lat, świadek epoki, która odchodzi do historii, koniec pewnej epoki życia świata i Kościoła. Pytanie jednak, czy Benedykt XVI był wyłącznie świadkiem swojej epoki czy też kimś więcej? Żyjemy w czasie, który przecina wieczność. Nasz czas i nasza chronologia są jak ocean, który pogrąża nas poprzez nasze zadania, role, sprawy. Przypomina trochę człowieka płynącego cały czas pod wodą. Niby płynie, ale trudno pod wodą zweryfikować kierunek. Trzeba się wynurzyć, by zobaczyć, ku czemu prowadzi nas to, co nas na co dzień pogrąża, otacza, absorbuje. Tym właśnie wystawieniem głowy ponad ocean czasu chronologicznego jest wieczność. I tę zdolność posiadał niewątpliwie Benedykt XVI.

Wynurzał się wielokrotnie, by uchwycić kierunek. Zrobił to po reformatorskich prądach soborowych, kiedy zauważył, że reforma nie może oznaczać nowej reformacji, czyli zjawiska dla zjawiska, ale że ma to być reforma Kościoła, czyli najpierw trzeba poznać Kościół. I znowu, obserwując przeobrażenia strukturalne Kościoła wynurzył się z oceanu czasu, by uchwycić to co najważniejsze – Kościół nie jest zrzeszeniem federacyjnym, ale Kościołem communio, komunii najpierw człowieka z Bogiem, potem ludzi między sobą. Kiedy próbowano – z duchem czasu – zrelatywizować moralność, znowu wysunął głowę ponad ocean czasu i z mocą głosił potrzebę przywrócenia miary – nakreślenia granicy dobra i zła. Kiedy zaczęły pustoszeć kościoły, nie poddał się fali zwątpienia i panicznego lęku, ale z głową uniesioną ponad czas mówił z mocą o potrzebie małych wspólnot, ludzi prawdziwie żyjących wiarą, nie oglądających się na statystyczne większości. Gdy dostrzegł, że niektórzy próbują ocalić Kościół poprzez związek z polityką, nakreślił swoje myśli na temat ducha liturgii, ukazując, że to żywa liturgia jest miejscem odkrywania odpowiedzi w jakim kierunku pójść.

Nowy rok to czas błogosławieństwa. Czytana dzisiaj Księga Liczb pokazuje, że błogosławieństwo Boga otrzymujemy przez człowieka. Dlatego w narodzie wybranym była tradycja błogosławienia wszystkich przy różnych okazjach. Moje błogosławieństwo spływa na ciebie, twoje na mnie. Bóg zawsze błogosławi przez innych. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy do rangi wierności Ewangelii urasta nienawiść do inaczej myślących, wierzących, słowem do wszystkiego co inne. Nie da się złorzeczyć człowiekowi i oczekiwać błogosławieństwa od Boga.

Pytajmy siebie, komu w tym roku chcemy błogosławić i od kogo możemy się spodziewać błogosławieństwa. Bóg zawsze błogosławi nam przez drugiego człowieka.

Dopiero teraz zaczynamy rozumieć treść tych prostych życzeń: Szczęśliwego Nowego Roku!

Pokusa uczasowienia wieczności

Przyszli do Jezusa saduceusze, którzy nie wierzą w zmartwychwstanie. Właściwie tym zdaniem można by zakończyć całą sprawę. Wejście do Kościoła zaczyna się bowiem od pytania o życie wieczne, więc jeśli się je kwestionuje nie mają sensu dalsze pytania.

Pytają jednak o wieczność, w którą nie wierzą z perspektywy wymyślonego kazusu. Otóż kobieta miała siedmiu mężów, czyją więc będzie żoną po śmierci? Można by zatem powiedzieć, że albo wieczność nie ma sensu, albo sensu nie ma małżeństwo. Takie właśnie rozumienie wieczności było udziałem wyznawców jednej z herezji w pierwotnym Kościele. To do nich zwracał się św. Jan Chryzostom: „Szkalujesz to, skąd się wywodzisz”. Bo przecież każdy z nas wywodzi się ze związku mężczyzny i kobiety. Można jednak dopowiedzieć, że pomniejszanie roli małżeństwa było już udziałem św. Augustyna, kiedy wskazywał nie na jedność małżonków, ale na prokreację jako cel. Ale można jednocześnie dopowiedzieć, że pomniejszają rolę małżeństwa również ci, którzy prokreację chcą wyprowadzić poza małżeństwo.

Ważniejszy jest jednak kontekst postawienia pytania przez saduceuszy – życie wieczne. Czasem wieczność próbujemy opisać na swój sposób, wycinając kawałek ulubionej przez nas historii z całości życia Kościoła. To trochę tak, jak wysyłanie od 20 lat nieaktualnego zdjęcia w CV. Wymowna jest wypowiedź zawarta w Kompendium Nauczania Społecznego Kościoła: „nikt nie ma prawa swoich osobistych poglądów utożsamiać z Ewangelią”.

Chcemy uczasowić wieczność. Trochę jak chcąc uwiecznić czas. Wydaje się, że przez pomniki, dzieła, wydłużanie życia dotkniemy wieczności. Ale w rzeczywistości chcemy uczynić wiecznością jakiś fragment, który jest nam najbliższy. Tak nie można. To tak, jakby mąż żyjący 30 lat w małżeństwie powiedział, że dla niego liczy się tylko pierwsze dziesięć lat. Albo będąc ojcem czworga dzieci uznawać tylko dwoje.

Historia Kościoła i nauczanie są jednością zespalającą wszystkie okresy i fragmenty życia. Jeśli ktoś zatrzyma się na Trydencie czy na pontyfikacie Piusa X nie chce żyć życiem Kościoła, ale swoim wyimaginowanym fragmentem. Czasem jest jednak niekonsekwentny. Bywają bowiem zwolennicy dawnych pontyfikatów, którzy korzystają z nowego warunku do stwierdzenia nieważności małżeństwa, które pochodzi z czasów najnowszych. I jakoś im to nie przeszkadza, że to nie ich papież to ogłosił. Wybieramy z nauczania co się bardziej podoba, wybieramy z wieczności obrazy, które nas przekonują.

Niebo nie jest owocem naszego wyobrażenia. Miłość nie jest przykrojona do naszych ziemskich schematów. Stąd nie ma nawet logicznego sensu pytanie postawione przez saduceuszów, którego żoną będzie kobieta, która miała siedmiu mężów.

I jeszcze jeden przykład – zjednoczenie mistyczne. Doświadczyło go wielu świętych. Bóg zjednoczył się w ten sposób z wieloma osobami miłością największą, dzieląc się samym sobą. Czy to oznacza, że Bóg zdradza którąś z nich?

Wszystko należy pojmować tak prosto, jak tylko to możliwe, ale nie prościej. Bo prościej oznacza już tylko prymitywnie.

O jeziorze z jednym brzegiem

(lektura niezbędna do zrozumienia tekstu – Ewangelia według św. Marka, rozdział 4, wiersze 35-41).

Dwa brzegi jeziora przypominają dwie strony życia. Pierwszy brzeg to nasza doczesność, drugi wieczność. Pomiędzy nimi duchowe zmaganie, jak fale na jeziorze. Pomiędzy tymi brzegami różnica jest we wszystkim i to rodzi napięcie, podobne do burzy, która powstaje z różnicy temperatur. Przez tę duchową burzę trzeba przejść, by dostać się na drugi brzeg.

Św. Jan Paweł II potrzebę drugiego brzegu określił jako wypłynięcie na głębię. Oznacza to porzucenie pierwszego brzegu, a przynajmniej pozornych gwarancji bezpieczeństwa, które mu towarzyszą. Kiedy więc człowiek decyduje się na życie duchowe, przychodzi taki moment, w którym różnica pomiędzy tym, co było a tym, czego się pragnie jest tak duża, że wywołuje swoistą duchową burzę. Problem polega tylko na tym, że na pierwszym brzegu zdążyliśmy już uśpić Boga, niektórzy nawet obwieścili, że umarł.

Jak mówi Ewangelia – On spał z tyłu łodzi. Rufa jest miejscem sternika, ale sternik śpi. To bardzo mocny obraz letniej wiary. Niby człowiek pozostawił Boga na miejscu sternika, tylko nie wierzy już w to, że On kieruje losami świata. I kiedy człowiek czuje, że ginie, zamiast obudzić Boga (w sumie siebie, swoją wiarę), stać go jedynie na obudzenie pretensji do Boga… za zło w świecie.

Kimże On jest? Dobre pytanie uczniów. Bo skoro nie może wyznaczać granic dobra, dlaczego ma wyznaczać granice złu?

Dzisiejsza wiara przypomina nas jako rybaków opowiadających o jeziorze łączącym dwa brzegi. Problem tylko w tym, że nigdy na tym jeziorze nie byli. Z lęku, z wygody, z poczucia bezpieczeństwa na pierwszym brzegu, z samowystarczalności jednej perspektywy.

Można zapomnieć o drugim brzegu, można uśpić Boga i wierzyć, że burza jest tylko na jeziorze pomiędzy doczesnością a wiecznością. Problem w tym, że burza czasem wdziera się w ląd, w pierwszy brzeg, w tę pozornie spokojną i kontrolowaną przez człowieka część życia.

Warto o tym pamiętać, nawet jeśli wierzy się tylko w istnienie jednego brzegu.

Verified by ExactMetrics