Trwałość nawrócenia

Każdy naród ma pewne cechy charakterystyczne, które znajdują odzwierciedlenie w codzienności. Ostatnie dni mogą rodzić wrażenie, że coś rzeczywiście się zmieniło: wypełnione kościoły, ulice i place pełne ludzi zadumanych, wyciszonych, jednające się grupy kibiców drużyn dotąd skłóconych, prezydenci dotąd nie pojednani próbujący ze sobą rozmawiać. Można odnieść wrażenie, że wreszcie w Polsce coś drgnęło, że ludzie wreszcie usłyszeli echo nawoływania nieżyjącego już papieża do pojednania i przebaczenia.

                Wszystko to mogłoby cieszyć, gdyby nie doświadczenie mówiące, iż najlepiej wychodziło nam w historii pospolite ruszenie. Czy więc jesteśmy świadkami nowej jakości życia Polaków, czy raczej pewnego zatrzymania się w naszej zwyczajnej drodze? Tydzień naznaczony żałobą nie odpowie nam na to pytanie. Jest on inny, jak gdyby nie przystający do standardów naszej codzienności. Ale tydzień się kończy. Od poniedziałku zaczną mówić milczący: uśpieni przez kilka dni politycy, gazety zachowujące dotąd polityczną poprawność, media dające wrażenie, jak gdyby w Polsce istniały tylko stacje katolickie…

                Takie jest wrażenie. A jaka będzie rzeczywistość? Doświadczenie mówi, że należy się spodziewać powrotu do szarości i naszych wad narodowych. Wiara z kolei skłania ku przeświadczeniu, że tym razem będzie inaczej. Czy i na co czekać? A może nie czekać, tylko spróbować, każdy w swoim życiu, przedłużyć tę „nienormalność” ostatnich dni. Może uda się nawrócić w sposób bardziej trwały, uwierzyć wbrew hamowanej doświadczeniem nadziei. „Nowe” jest w naszych rękach i w naszej mocy. Trzeba tylko pamiętać, że życie trwa dłużej niż chwilę, a uczucia są tylko jednym z elementów budowania życia i to najsłabszym, gdyż one zmieniają się najczęściej. Narodowi, który sięgnął beznadziei dano nadzieję w „królu” na miarę naszych marzeń. Czy marzenia się spełnią? Już za kilka dni będzie można usłyszeć pierwsze odpowiedzi: w tych samych mediach, gazetach i na wracających do codzienności ulicach. Bowiem trwałość nawrócenia mierzy się codziennością.

 

„A oto podszedł do Niego pewien człowiek” (Mt 19, 16)

Rozmowa Jezusa z bogatym młodzieńcem przytoczona w 19. rozdziale Ewangelii św. Mateusza, daje nam sposobność do ponownego wysłuchania Jego nauczania moralnego, ujętego w żywej i wyrazistej formie: „A oto przyszedł do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?» Odpowiedział mu: «Dlaczego Mnie pytasz o dobro? Jeden jest tylko Dobry. A jeśli chcesz osiągnąć życie, zachowaj przykazania». Zapytał Go: «Które?» Jezus odpowiedział: «Oto te: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij ojca i matkę oraz miłuj swego bliźniego jak siebie samego!» Odrzekł Mu młodzieniec: «Przestrzegałem tego wszystkiego, czego mi jeszcze brakuje?» Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!»” (Mt 19, 16-21).

        „A oto podszedł pewien człowiek”. W młodzieńcu, którego Ewangelia Mateusza nie podaje, możemy rozpoznać każdego człowieka, zbliżającego się świadomie lub nieświadomie do Chrystusa, Odkupiciela człowieka, i stawiającego Mu pytanie moralne. Młodzieniec pyta nie tyle o to, jakich zasad należy przestrzegać, ale jak osiągnąć pełny sens życia. To dążenie bowiem stanowi rzeczywiste podłoże każdej ludzkiej decyzji i działania, to ukryte poszukiwanie i wewnętrzny impuls porusza ludzką wolność. Pytanie młodzieńca odwołuje się ostatecznie do Dobra absolutnego, które nas pociąga i wzywa, jest echem Bożego powołania, źródła i celu życia człowieka. Właśnie w tej perspektywie Sobór Watykański II zachęcał do takiego doskonalenia teologii moralnej, by jej prezentacja rzucała światło na najwyższe powołanie, jakie wierni otrzymali w Chrystusie – jedynej odpowiedzi, która zaspokaja pragnienie serca człowieka.

Również człowiek współczesny winien zwrócić się na nowo do Chrystusa, aby uzyskać od Niego odpowiedź na pytanie, co jest dobrem, a co złem. To Chrystus jest Nauczycielem, Zmartwychwstałym, który ma życie w sobie i pozostaje zawsze obecny w Kościele i w świecie. To On otwiera wiernym księgę Pisma i objawiając w pełni wolę Ojca, naucza prawdy o postępowaniu moralnym. Jako źródło i szczyt ekonomii zbawienia, Alfa i Omega ludzkich dziejów (por. Ap 1, 8; 21, 6; 22, 13), Chrystus objawia kondycję człowieka i pełnię jego powołania. Dlatego „człowiek, który chce zrozumieć siebie do końca – nie wedle jakichś tylko doraźnych, częściowych, czasem powierzchownych, a nawet pozornych kryteriów i miar swojej własnej istoty – musi ze swoim niepokojem, niepewnością, a także słabością i grzesznością, ze swoim życiem i śmiercią, przybliżyć się do Chrystusa. Musi niejako w Niego wejść z sobą samym, musi sobie «przyswoić», zasymilować całą rzeczywistość Wcielenia i Odkupienia, aby siebie odnaleźć. Jeśli dokona się w człowieku ów dogłębny proces, wówczas owocuje on nie tylko uwielbieniem Boga, ale także głębokim zdumieniem nad sobą samym”.

Jeśli chcemy zatem dotrzeć do sedna ewangelicznej moralności i pojąć jej głęboką i niezmienną treść, musimy się uważnie zastanowić nad sensem pytania zadanego przez bogatego młodzieńca z Ewangelii, a bardziej jeszcze nad sensem odpowiedzi Jezusa, pozwalając, by On nas prowadził. Jezus bowiem odpowiada na pytanie młodzieńca z delikatnością wychowawcy, wiodąc go jakby za rękę, krok za krokiem, ku pełni prawdy.

 

Jan Paweł II, Veritatis splendor, 6-8.

Milczący krzyk prawdy

Przedstawiciele młodszego pokolenia przyzwyczaili się już do powszechnie lansowanej zasady: nieobecni nie mają głosu. Problem jednak w tym, że istotę tej zasady sprowadzono nie do faktu obecności, lecz do nie-milczenia. Z tego rodzi się fałszywy wniosek, że po to, by zaistnieć trzeba mówić dużo i głośno. Przypomina to rzymski sposób rozumienia człowieka i jego wartości. Miarą człowieka był wtedy nie tyle fakt bycia i życia, ile raczej fakt przydatności społecznej. Tę zaś mierzono przydatnością do służby wojskowej. Stąd określenia: junior, senior czy senex.

                Podobną miarą chcą niektórzy i dzisiaj mierzyć przydatność człowieka dla społeczeństwa. I tak, dla przykładu, z uporem maniaka liczy się każdy wyartykułowany dźwięk papieża podkreślając, że wraca do przydatności społecznej. Tymczasem rolą papieża jest przede wszystkim świadectwo składane prawdzie. Był czas, kiedy miarą tego świadectwa był donośny głos zdrowego mężczyzny, jego życiowy wigor i niespożyte siły potwierdzane kolejnymi pielgrzymkami. Wtedy papież postawą i głosem walczył o tych, którzy głosu nie mieli: dzieci poczęte, starcy, osoby marginalizowane społecznie. Wyłomem stał się List apostolski Salvifici doloris, który napisał człowiek z perspektywy osobistego cierpienia. Teraz przyszła pora na bezgłośną obronę tych, którzy głosu nie mają.

                Niemoc papieża nabiera szczególnej wymowy w kontekście Wielkiego Postu. Jego kulminacyjnym momentem będzie Triduum Paschalne, gdzie Chrystus zamilknie wobec Wysokiej Rady, arcykapłanów i Heroda. Zamilknie, ale prawda nie przestanie mówić. Wyjdzie tylko poza krąg konkurencyjnej krzykliwości. Stanie się milczeniem osamotnienia, które będzie krzyczeć prawdę o Bogu i człowieku. W tym kontekście pytanie o przyszłą rolę papieża traci wszelkie podstawy. Usprawiedliwia ją to, co usprawiedliwiło milczenie Wielkiego Piątku. Papież chce jak gdyby powiedzieć: jeśli chcecie podnieść rękę na tych, którzy głosu w społeczeństwie nie mają, musicie podnieść ją również na mnie. Dla mnie osobiście papież jeszcze nigdy nie mówił z taką mocą o godności i wartości każdego życia, jak właśnie teraz poprzez swoją niemoc. Dzisiaj nie musi nikogo przekonywać, że życie w każdej formie ma sens. Zmusza tylko tych, którzy o życiu mówią za dużo do ponownego zrewidowania rozumienia sensu życia. Tym razem to właśnie ci, którzy mówią, zostali zmuszeni do usprawiedliwienia swojej obecności. I to jest szczególną formą milczącego krzyku prawdy.