Kultura troskliwości

Formułowanie życzeń na Nowy Rok jest zadaniem, które dla wielu z nas staje się coraz bardziej uciążliwe. Przejawem tego są życzenia wysyłane z książki adresowej – „wyślij wszystkim”. Niby pamięta się o wszystkich, ale trochę bezimiennie. Niekiedy życzenia od firm, które obsługują nasze codzienne potrzeby są bardziej spersonalizowane, bo przynajmniej zaczynają się od naszego imienia, które widnieje na fakturze. Trudno napisać życzenia, które adresat mógłby rozważać, gdyż niewiele w nich odniesień do osobistych potrzeb i pragnień. By to zmienić trzeba zatroszczyć się o człowieka.

Na kolejny Światowy Dzień Pokoju papież Franciszek przygotował orędzie, którego tematem jest kultura troskliwości jako drogi do pokoju. Punktem wyjścia czyni słowa, które pojawiają się już w Księdze Rodzaju przy stwarzaniu świata. Człowiek ma panować i strzec. Strzeżenie musi być jednak nacechowane troską. Jeśli zabraknie troski, wtedy strzeżenie i bycie stróżem zaczyna mieć zupełnie inny wydźwięk. Pierwszym tego przykładem jest historia dwóch braci: Kaina i Abla. Czyż jestem stróżem mego brata? – pyta Kain. Również dzisiaj strzeżenie i stróżowanie, kojarzy się raczej z pilnowaniem. Bycie stróżem ogranicza się do przypominania zakazów, do mówienia drugiemu co ma robić, jak ma żyć. Ale czy to wystarczający przejaw troskliwości?

Papież proponuje bardzo konkretne zasady kultury troskliwości. Najpierw promowanie godności i praw osoby ludzkiej. Ale jednocześnie warto pamiętać, że Kościół nie może godności człowieka upatrywać w czym innym, niż w fakcie bycia obrazem Boga. Kościół może wpisać się w nurt współczesnych demokracji zabezpieczających tę godność, ale jej podstaw upatruje w czymś o wiele głębszym niż przynależność do bliżej nieokreślonego rodzaju ludzkiego. Kolejną zasadą jest dobro wspólne, z podkreśleniem, że dotyczy wszystkich i każdego. Każda więc próba budowania dobra wspólnego w oparciu o demokratyczną czy dominującą większość, nie jest tym, czego naucza Kościół. Wyłączenie poszczególnych osób czy grup społecznych z tworzenia dobra wspólnego uderza w samą istotę jego tworzenia. Ostatnią zasadą jest solidarność rozumiana jako mocna i trwała wola angażowania się na rzecz dobra wspólnego. Nie chodzi więc o wyborcze zrywy czy chwilowe poparcie dla sprawy. Trwałość zaangażowaniu zapewnia odwołanie do wartości.

Komunikacja społeczna – ona z założenia ma na celu kształtowanie wiedzy, postaw i zachowań, nie może więc być aksjologicznie neutralna, gdyż wtedy przestaje komunikować. Uczciwa komunikacja społeczna to taka, która nie ukrywa wartości do których się odwołuje i postaw, które chce kształtować. Nie można więc obiektywizmu w komunikacji pomylić z egzystencją bez właściwości. Komunikacja jest przede wszystkim komunikacją podmiotów.

Kultura troskliwości jest więc w pierwszym rzędzie zauważeniem człowieka z jego potrzebami i pragnieniami. Troskliwość musi jednak znaleźć oparcie we wspólnym systemie wartości, bo to one kształtują pokój, czyli trwałe wzajemne relacje. Człowiek bez przekonań nie jest godny zaufania, bez jednoznacznej postawy nie jest wart tego, by powierzać mu swój los. Człowiek znikąd może prowadzić tylko donikąd.

Życzę wszystkim moim Czytelnikom doświadczenia tej tytułowej kultury troskliwości każdego dnia. Troska sprawia, że człowiek chce być stróżem brata i pozwala, by ktoś inny strzegł we mnie i dla mnie tego, co istotne. Nie wystarczy chcieć dobrze (w sposób nieokreślony), trzeba chcieć dobra (odwołując się do konkretnych wartości). Tylko tak rozumiane bycie razem, przepełnione wzajemną troską jest szansą na trwały pokój. I tego wszystkim życzę.

Słuchać, by usłyszeć

Niedziela w oktawie Narodzenia Pańskiego jest nazywana Niedzielą Świętej Rodziny. Nazwa wymusza temat. Święta Rodzina jest jednak ideałem, do którego się zmierza, wychodząc od rodziny realnej. Jak nie można budować wiary, wychodząc od fałszywego obrazu Boga, tak nie można postępować w komunikacji, opierając się na fałszywym obrazie człowieka. Nie zawsze to, co człowiek robi mówi o nim wszystko. I nie zawsze to, co człowiek czyni na zewnątrz mówi o nim wszystko.

W poprzednim tekście napisałem, że słowo jest zawsze od kogoś dla kogoś. Często jednak jest ono rozumiane jako komunikat do przekazania. Wszyscy mówią, nikt nie słucha. Wszyscy pouczają, nikt nie chce się uczyć. Wszyscy nawracają, nikt nie chce zacząć od siebie. W tym kontekście warto postawić pytanie: Od kogo przyjąłbym chleb? To samo dotyczy wiary, wartości, zasad i postaw.

Obraz idealny znamy wszyscy. Skupmy się nad obrazem realnym rodziny dzisiaj. Cechą charakterystyczną jest samotność i słabość relacji. Powodem jest indywidualizm. Co to oznacza w praktyce? Nie chcę – zwłaszcza jako młody i silny – by inni interesowali się mną. Konsekwentnie przestaję interesować się innymi, w efekcie inni przestają interesować się mną. Przychodzi jednak moment, gdy zaczynam ich potrzebować. Tylko jak trudno po latach indywidualizmu powiedzieć, że teraz już ich potrzebuję.

Innym symptomem sytuacji realnej rodziny jest przenoszenie na jej grunt tego, co w stosunku do niej zewnętrzne. To zaś oznacza w praktyce szukanie tego co dzieli, nie zaś tego, co łączy. Nie buduje to jednak zaufania, a bez zaufania nikt nie pozwoli dotknąć swoich słabości. Zbyt często troska o zachowanie wartości przybiera postać nieprzyjaznej sztywności, mylonej z wiernością zasadom.

Oczywiście są i pokusy. Pierwszą jest zamiana kamieni w chleb. Uproszczenia, banalizacja, akcent na łatwe i przyjemne. Można też zamienić chleb w kamień. To co ma karmić, najpierw zaczyna kojarzyć się z czymś twardym i zimnym jak kamień. Najtrudniejszą postacią jest wymuszanie zmiany życia za chleb.

Do większości instytucji zewnętrznych w stosunku do rodziny straciliśmy już zaufanie. Ostatnią deską ratunku na odbudowanie zaufania jest rodzina. Bez oswojenia się z sobą na poziomie rodziny, wszelki przekaz wartości będzie nieskuteczny. Świat wartości nie istnieje poza kontekstem szacunku i zaufania. Może warto raz posłuchać, nie komentując. Raz zrozumieć, nie osądzając. I raz dać siebie, zamiast dawać dobre rady.

Od tego należałoby wyjść, by sensownie zmierzać ku temu, co idealne.

Przeznaczenie Słowa

Bożemu Narodzeniu towarzyszy jak refren zdanie: „Słowo stało się ciałem”. Słowo, które ze swej natury nie może być w próżni, ono jest zawsze słowem kogoś dla kogoś. Domaga się ucieleśnienia, ukonkretnienia, spełnienia. Taki też sens mają przywołane słowa. Słowo odwieczne zaczyna istnieć w czasie. Najpierw w wymiarze obiektywnym, dzieląc czas ludzkości na „przed” i „po”, ale również aktualizując się w każdym ludzkim życiu, które to Słowo przyjmie.

Słowo Wcielone – bo taki jest sens tych świąt – jest jednocześnie Bogiem i Człowiekiem. Nie w wymiarze ewolucyjnym: najpierw Bóg, potem przez trzydzieści kilka lat Człowiek i znowu tylko Bóg. Stając się Bogiem-Człowiekiem ukazuje nie przejście czy proporcje pomiędzy jednym i drugim wymiarem, ale jedność. Muszą się z nią pogodzić ci, którzy chcieliby Boga pozostawić wyłącznie w sferze duchowej, ale muszą się pogodzić z faktem również ci, którzy chcieliby to Słowo rozumieć wyłącznie w wymiarze humanistycznym. Tajemnicza jedność domagająca się odzwierciedlenia w życiu człowieka.

Tak właśnie B. Pascal rozumiał tę jedność ukonkretnioną w człowieku, mówiąc o ludzkim sercu jako nowej skali wielkości.

Warunkiem przyjęcia i zrozumienia jest kenoza, uniżenie się Boga. Bóg w pokorze przyjmuje całą kondycję człowieka, aby człowiek w pokorze dotknął źródła sensu. Obraz pozostawiony przez św. Augustyna jest ciągle aktualny. Żeby napić się wody ze źródła, trzeba klęknąć.

Potrzeba też pokory rozumu i woli. Rozumu, o którym wymownie napisał kiedyś A. Szczypiorski, oddając to w obrazie maszyny parowej oświecenia, która po dwóch wiekach pożytecznej i nieprzerwanej pracy zatrzymała się i tylko para unosi się w powietrzu. Rozum upokorzony? A może ochroniony przed nim samym. Niesamowita poznawcza siła rozumu jest bowiem wykorzystana tylko wtedy, gdy daje się do zrozumienia to, co największe, co niekoniecznie wychodzi z samego człowieka. I wola, a właściwie wolność, która chce być wolna od wszystkiego. A może lepiej, gdyby człowiek był po prostu wolny z natury. Wolność „od” pokazuje bowiem jakąś niewolniczą walkę z bliżej nieokreślonym przedmiotem wyzwolenia. Człowiek zaś jest wolny z natury, wolny w poszukiwaniach, którymi prowadzi go sama ludzka natura.

Słowo stało się ciałem. Rozum nie dostanie piękniejszej i większej idei do kontemplacji.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights