Gdyby postawić pytanie o to, które z grzechów są współcześnie najczęściej popełniane, niewątpliwie – po dłuższym namyśle – odpowiedzi byłyby zbieżne: kłamstwo i fałszywe świadectwo. Oczywiście nie są to jedyne grzechy, każdy wiek, grupa zawodowa i społeczna mają swoje „grzechy strukturalne”. Niemniej wspólnym mianownikiem dla nich wszystkich jest ta właśnie „skaza” natury ludzkiej.
Historycy fałszują przeszłość, ideolodzy przyszłość. Kto zaś fałszuje teraźniejszość? …My!
Można pytać, dlaczego kłamiemy, dlaczego składamy fałszywe świadectwo? Odpowiedzi jest wiele. Jedną z nich jest niewątpliwie ta, którą zauważył już Guy de Maupassant: kłamiemy, by ludzie nam wierzyli. Chcemy być wiarygodni, słuchani, prawda zaś jest niewiarygodna. Ona jakoś dziwnie nie pasuje do życia.
Czy oznacza to, że stawiamy kłamstwo wyżej niż prawdę? Moim zdaniem nie. Tylko, że tak wysoko nie wchodzimy – kłamstwo jest niżej. Prawdę widzi tylko człowiek wielki. To wymiar wertykalny problematyki kłamstwa. A horyzontalny? Lubimy nowinki. Prawda zaś jawi się jako stara znajoma z okresu dzieciństwa. A przecież lubimy podróżować, poznawać nowe miejsca…
Czy więc namawiam do wpatrywania się w niebo, zadzierania głowy, by wypatrzyć prawdę? Oczywiście, że nie. Sam lubię podróże, więc do podróży zachęcam, tylko trochę innej.
Znam ludzi, którzy od wielu miesięcy a nawet lat nie oglądają telewizji, przestali płacić za Internet, bo nie mają pieniędzy i czasu. Chcą jednak podróżować. Więc zamiast przesiadywać przed komputerem czy telewizorem starają się pracować (pozornie mało podróżując), by potem podczas wakacji gdzieś wyjechać, czegoś dotknąć, zasmakować.
Znam i takich, którzy godzinami oglądają telewizję, Internet jest ich prawdziwym i jedynym światem, płacą duże rachunki za korzystanie z tego wirtualnego świata. I nawet jeśli chcą podróżować, nie mają już pieniędzy.
Dotarcie do świata realnego, podobnie jak pojechanie na jakąś wyspę, wymaga wyrzeczeń i odwagi. Można sobie oglądać piękne fotki, uśmiechać się do komputera, popływać w myślach; tylko, że potem zostaje zwyrodnienie kręgosłupa, blada twarz i spuchnięte oczy. Podobnie z prawdą. Można wpatrywać się w jej odbicie, też cieszy, daje chwilową przyjemność, nawet zjednuje ludzi. Tylko, że kłamstwo cieszy na krótko, szczęścia nie daje nigdy, a relacje, które tworzy są płytkie.
Społeczeństwo oparte na fałszywym świadectwie szybciej zadowoli – „bezwysiłkowców” jest dużo więcej niż poszukiwaczy prawdy. I tak tworzymy koalicje, układy, szeroko pojęte towarzystwo. Tylko, że ciągle jesteśmy sami. Bo fałszywe świadectwo jest jak wakacje przed komputerem. Niby się je widzi, tylko nie można ich doświadczyć.
Jak rozpoznać kłamstwo? Na poziomie języka przez to, co w kłamstwo wprowadza – owe przedsionki kamstwa upodobnione do prawdy: a-, anty-. Mamy dzisiaj dużo słów zaczynających się w taki właśnie sposób.
Pomyślmy chwilę: jeśli matka jest zła, nie zaproponuje się antymatki. Jeśli ojczyzna jest zła, nie zaproponuje się antyojczyzny. Nawet na głupotę antygłupota nie jest lekarstwem.
Przejrzyjmy własne słownictwo, wyrażenia w mediach i te, których używają politycy. I spróbujmy sobie uświadomić, że pojęcia typu a… czy anty… nie miały w historii i ciągle nie mają większego sensu. Nawet gdy wygrywają wybory!