Gorąca linia: Putin – Scholz

(felieton społeczno-polityczny)

Przyzwyczailiśmy się przez pierwsze miesiące wojny Rosji z Ukrainą do rozmów telefonicznych prezydenta Francji E. Macrona z W. Putinem. Traktowaliśmy je raczej jak kiepski żart albo nieudolność Zachodu wobec rosyjskiej agresji. Każda informacja o odbytej rozmowie telefonicznej pomiędzy Macronem a Putinem odsłaniała raczej słabość prezydenta Francji. Reakcje jakie budziły te rozmowy kojarzyły się raczej z nieudolnością, „francuską dyplomacją” czy też unikami. A wszystko po to, by zachować kanały do ewentualnej dalszej współpracy po ustaniu konfliktu zbrojnego.

Zupełnie inaczej należy odbierać nową „gorącą linię”, o której opowiadał O. Scholz w niedawnym wywiadzie udzielonym dziennikowi „Rheinische Post”. Przyznaje się do częstych rozmów z rosyjskim dyktatorem, trwających godzinę, czasem półtorej. Brzmi to poważnie, zwłaszcza w kontekście nakazu aresztowania Putina, wydanego przez Trybunał w Hadze. Okazuje się, że to już nie tylko wybrane firmy handlujące z Rosją omijają sankcje. W tę niechlubną praktykę wpisują się także ważni politycy. Nie potrafią oni zrozumieć, że pewna era stosunków z Rosją powinna należeć do przeszłości.

Można postawić pytanie o pozornie niewinne gesty, szukające rzekomego pokoju, wykonywane przez Francję i Niemcy. Można także pytać o sytuację Polski jednoznacznie wyrażającej poparcie dla Ukrainy i dezaprobatę dla działań Putina. Czym są zatem te wielkie wartości, z których tak bardzo rozlicza się Polskę? Czy można je przehandlować, gdy chodzi o wielkie interesy gospodarcze? Jakie znaczenie mają w tym kontekście gesty opieszałości wobec pilnej potrzeby zbrojnego wsparcia Ukrainy? Czy nie należy wreszcie pytać o bezpieczeństwo Polski w NATO w kontekście tak „wiernych” partnerów jak Macron i Scholz? Wiernych terapeutycznym rozmowom z Putinem.

Co jeszcze musi się stać, aby niektórzy europejscy przywódcy odzyskali przyzwoitość. Jak bardzo trzeba ogłupić swoich obywateli, aby wierzyli, że te telefony są wynikiem dobrej woli i przejawem dążenia do pokoju. Polityczny cynizm i gospodarcze wyrachowanie przywódców czy ich pusta nadzieja na pokój z Rosją? Nie wiem w co bardziej wierzyć!

Nie po raz pierwszy przehandlowano w Europie przyzwoitość. Jakoś dziwnie media nie widzą związku pomiędzy nakazem aresztowania Putina wydanym w Hadze a dalszymi umizgami w stosunku do Rosji. Czy za ropę i gaz będziemy rozmawiać z każdym? Czy tylko interesy gospodarcze będą kreślić kanały współpracy ze zbrodniarzami wojennymi?

Zwycięzcy nie pyta się o racje, ale tu nawet zwycięzcy nie widać. Może warto przyzwyczaić się do myśli, że w chwilach trudnych człowiek pozostaje sam. Może lepiej, aby się do tej samotności w obronie spraw wielkich przygotować. I może warto mieć w pamięci stare powiedzenie: Jeżeli umiesz liczyć, licz na siebie!

Jak opowiedzieć świat niewidomemu?

(felieton religijny)

Nie zawsze otrzymujemy już w pierwszym akapicie tekstu skondensowaną całość treści. Tym razem mamy do czynienia z takim właśnie przypadkiem. Ewangelia na czwartą niedzielę Wielkiego Postu ukazuje wszystko w bardzo zwartym opisie. Co więcej, oprócz zwięźle opisanej scenerii, każde z użytych słów ma niesamowitą wagę i znaczenie.

Rozpoczyna się od pozornie niewiele mówiącego słowa „przechodząc”. Jezus – jak pamiętamy – z racji głoszonej nauki i dokonywanych cudów musi ukrywać się przed przywódcami religijnymi. Przechodzi niepostrzeżenie, unikając głównych ulic miasta. Idzie tam, gdzie pozornie nikt się Go nie spodziewa i właśnie tam spotyka człowieka, który też już nie szuka tłumu, ani też nie liczy na pomoc innych. Jedna z zapomnianych uliczek miasta. Co więcej, niewidomy jest nazwany „pewnym człowiekiem, którego Jezus ujrzał” Nie ma imienia, nie ma bliskich. Mieszkańcy wiedzą o nim tylko tyle, że żebrze. Jedyny szczegół jakiego dowiadujemy się o nim, to fakt, że jest „niewidomym od urodzenia”. Bez imienia, ślepy od urodzenia – czyli potencjalny „każdy”. W nim może się odnaleźć „każdy” ze swoją historią.

Jezus ukazuje dwa znaki: błoto i konieczność obmycia. Musimy pamiętać, że w tradycji Kościoła jest to kolejna niedziela przygotowująca katechumena do chrztu. Błoto oznacza stworzenie z mułu ziemi, chrzest oznacza nowe stworzenie.

„Niewidomy od urodzenia”. To ważny szczegół. Człowiek, który widział i stracił wzrok, wie czego żałować i czego by pragnął. Ale czego od wzroku może oczekiwać człowiek, który nigdy nie widział? Jak bardzo przypomina to nowe pokolenie, które już coraz bardziej jest pozbawione doświadczenia wiary niesionego przez rodzinę, tradycję. Nie pragnie, gdyż nawet nie wie, czego mogłoby oczekiwać od Boga, wiary, Kościoła.

Jak opowiedzieć świat niewidomemu? Jak rozbudzić pragnienie Boga w człowieku, który nigdy Go nie doświadczył? My widzimy, ale dopiero w pytaniu o to, co byśmy stracili, zaczynamy rozumieć sens wzroku. Czy nie szkoda więc oczu na oglądanie tego, na co najczęściej patrzymy? Czy nie powinniśmy się skupiać częściej na czymś bardziej wzniosłym, wyjątkowym? A gdy tracimy łaskę, czego żałujemy? Jeśli nie mamy pięknych, osobistych doświadczeń, też przestajemy pragnąć, coraz mniej zaczyna nam zależeć na jej odzyskaniu. Jeśli nie mamy takich doświadczeń, sami nie pragniemy, ale też nie mamy potrzeby opowiadania innym o naszej wierze, bo ostatecznie nie ma o czym.

Jak opowiedzieć świat niewidomemu. Moja znajoma zajmująca się takimi osobami twierdzi, że nie wystarczy im opowiadać jakkolwiek, nauczyć czytać z dotyku. Osoby niewidome potrzebują kogoś, kto opowie im o świecie widzianym z pasją. Dopiero wtedy mogą sobie wyobrazić, co widzi człowiek mający dobry wzrok. Opowiadać rzeczy wyjątkowe, ukazywać szczegóły, które nas zachwycają. Nie pokażemy niewidomemu całego ani obiektywnego świata. Możemy jednak pokazać „nasz” kawałek świata i nim zachwycić.

Tylko tak możemy opowiedzieć niewidomym świat, tylko w taki sposób możemy niewierzącym przybliżyć wiarę.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights