Niebo naszych relacji

Niebo – wraz z wiekiem – staje się coraz bardziej trudną do wytłumaczenia rzeczywistością. Dziecko nie ma z tym problemu, istnienie nieba przyjmuje z wiarą, tak jak istnienie najbardziej fundamentalnych rzeczywistości wokół niego. Czy jest to wynikiem dziecięcej naiwności wierzenia we wszystko, czy też może dorosłość i doświadczenie przeszkadza nam wierzyć w niebo? Może to nasz pragmatyzm sprawia, że nawet w odniesieniu do wiary potrafimy praktycznie oddzielić ziemię od nieba, i konsekwentnie, zagospodarować codzienność bez Boga, by Jemu zostawić niebo, które dla nas ma coraz mniejsze znaczenie.

Przewodnikiem niech będzie fragment Ewangelii według św. Marka przewidziany na Uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. „Idźcie na cały świat”. Nie chodzi o to, czy będziemy misjonarzami dalekiego zasięgu czy ojcami rodziny, skupionymi na małych codziennych sprawach. W życiu każdego z nas jest jakiś „cały świat”. Są to nasze relacje rodzinne, przyjacielskie, zawodowe. Czy idziemy na cały świat, to znaczy, czy wiarę potrafimy przełożyć na wszystkie sektory naszego życia?

Kiedy już przyjmujemy wezwanie, że mamy iść na cały świat, rodzi się pytanie po co? Głosić Ewangelię, czyli Dobrą Nowinę! Dobra Nowina to takie zdanie, które potrafi wskrzesić zmarłego, uleczyć chorego, a większości z nas dać nadzieję tam, gdzie ją tracimy. Czy mam dobrą nowinę, a więc takie zdanie, które rozpali na nowo, dla siebie, dla bliskich, dla świata? A może potrafię tylko powtarzać gładkie religijne sformułowania, ale bez wiary i bez życia?

„Kto uwierzy i przyjmie chrzest”. Mamy wiele sakramentów, o których można powiedzieć: przyjąłem, świadomie. Ale chrzest otrzymaliśmy jakby obok naszej świadomości. I właśnie dlatego trzeba na nowo uwierzyć i przyjąć chrzest. Nie chodzi oczywiście o powtórny chrzest. Chodzi o to, by to co otrzymaliśmy nieświadomie, stało się naszym świadomym wyborem. Kto uwierzy (teraz!) i przyjmie chrzest (teraz!).

Najtrudniejsze do zrozumienia jest ostatnie zdanie z czytanego w uroczystość fragmentu. Jezus wstępuje do nieba, uczniowie idą i głoszą, a Pan współdziała z nimi we wszystkim. Skoro poszedł do nieba, a jednocześnie współdziała, gdzie jest niebo, gdzie poszedł Jezus? W języku greckim mamy dwa słowa na określenie domu – rzeczownik w rodzaju męskim i żeńskim. Rodzaj męski wskazuje na dom, budowlę, miejsce, gdzie można zamieszkać. W rodzaju żeńskim wskazuje na relacje, jakie w tym domu – budynku muszą zaistnieć, by było w nim życie. Gdzie jest więc niebo? Nie jest to miejsce, a więc nie da się wskazać „oto tu” ani jakiejś konkretnej budowli. Niebo jest relacją, najpierw Trójcy Świętej, potem naszą relacją z Trójcą i z ludźmi między sobą. Wstąpił do nieba, czyli w najwyższe pokłady relacji, jakie można sobie wyobrazić. I z tego nieba relacji towarzyszy nam we wszystkim, co jest budowaniem relacji tu na ziemi. Niebo nie jest więc bliżej nieokreślonym miejscem, jest stanem naszych relacji, niebo jest tam, gdzie jest miłość.

Czy można kochać nie pozwalając się kochać?

W Dziejach Apostolskich jest zdanie, które może prowokować bardzo różne interpretacje. Brzmi ono: Jak można odmówić chrztu świętego tym, na których zstąpił Duch Święty? Pierwsza z interpretacji jaka się nasuwa to spotykana od czasu do czasu odmowa chrztu dzieci, których rodzice nie spełniają podstawowych wymogów wiary. Wtedy należałoby tłumaczyć to zdanie na korzyść chrztu. Jeśli bowiem rodzice odczytują potrzebę chrztu dziecka, to czy nie jest to przejaw działania Ducha Świętego? Jest też inna interpretacja – chrzest jest związany z działaniem Ducha Świętego, jeśli jest tego potwierdzeniem. Oznacza to, że sakrament jest formą wyrażenia wiary, ale w Kościele, który jest powszechny i apostolski. Powszechny, czyli otwarty na różnorodność działań Ducha Świętego, ale jednocześnie apostolski, to znaczy, potwierdzający to działanie w Kościele, który ma określoną strukturę, widzialne ramy i zależność. Konsekwentnie rozeznanie duchowe nie jest niczym innym jak zestawieniem swojego rozumienia wiary z rozumieniem wiary, jakie jest udziałem Kościoła.

Łaski nie przyjmuje się na próżno. Ona prowadzi do odkrycia miłości i życia nią na co dzień. Miłość jest z Boga, nie z naśladowania, przypatrywania się, ale z Boga jako źródła miłości. Jak bez żywej relacji nie przeniesie się życia, bo najpierw trzeba je przyjąć, tak bez przyjęcia miłości nie można się nią dzielić. Kto więc twierdzi, że kocha, a nie zna Boga, nie kocha miłością Boga. Kto twierdzi, że zna Boga, a nie kocha, w rzeczywistości nie zna Boga. Miłość bez Boga jest swoiście bezbożna, zaś miłość bez przekazania jej człowiekowi jest nieludzka.

Problemów i pytań dotyczących miłości dopełnia Wieczernik. Padają tam słowa o przykazaniu miłości, z dopowiedzeniem: jak Ja was umiłowałem. I znowu, nie jest to oratorski czy moralizatorski zabieg, ale pokazanie, że miłować jak Bóg, to znaczy zrozumieć znaki poprzedzające: umycie nóg i nakarmienie Ciałem Chrystusa. Jeśli nie pozwala się Bogu umyć nóg, czyli oczyścić siebie, nie można kochać jak Bóg. Jeśli nie pozwoli się Bogu nakarmić nas sobą, nie można kochać jak Bóg. Bierz i jedz! Jak bardzo współbrzmi to ze stwierdzeniami codziennego życia: Tak jak będziesz się odżywiał, taki będziesz silny, czy też: Jesteśmy tym, co jemy. No właśnie, czy można nie jeść i mieć siłę, czy można nie pozwolić Bogu się karmić i kochać jak On? Czy można kochać nie pozwalając się kochać?

Maryja Królowa – Matką Wcielonego Słowa

Coraz bardziej wpisujemy się w dylemat: Kościół – świat. W ten dylemat próbujemy wpisać Boga, świętych, nawet Maryję. Warto więc napisać kilka słów w szczególną Jej uroczystość, jaką jest 3 maja – Uroczystość Królowej Polski. Już na początku trzeba podkreślić, że Maryja jest przede wszystkim Matką Wcielonego Słowa. To jest największy tytuł, jaki może otrzymać stworzenie, o wiele większy niż wpisanie w po ludzku rozumiany tytuł – królowej.

Wróćmy na chwilę do dylematu: Kościół – świat. Stawia on przed nami ważkie pytania: Czy władza świecka może rościć sobie prawo do przywództwa religijnego? Czy Kościół może ustalać porządek doczesny rzeczy? Odpowiedź Soboru Watykańskiego II jest w tym względzie jednoznaczna. Kościół ma uszanować autonomię rzeczywistości ziemskich, zaś władza wolność sumienia i wyznania. Oznacza to, że nie może ustalać przedmiotu wiary i moralności, Kościołowi zaś w tym względzie powinien wystarczyć własny autorytet. Ile razy władza próbuje wykorzystać Kościół narusza granice autonomii. Również granice autonomii narusza Kościół, ile razy próbuje wykorzystać władzę świecką do egzekwowania swojej misji. To właśnie takie naruszenia autonomii sprawiają, że ani ojczyzna nie cieszy się pokojem, ani religia wolnością

Nie chodzi więc ostatecznie o dylemat: Kościół – świat. Papierkiem lakmusowym sprawdzającym stan autonomii Kościoła i świata jest pokój. Rozumiem go o wiele głębiej niż brak wojny. Pokój to pierwszy dar Zmartwychwstałego. Oznacza to, że nie przyjmując zmartwychwstania nie przyjmuje się propozycji odkupienia natury człowieka. Wtedy pozostaje drugi człowiek jako rywal i przeciwnik, kobieta staje się zagrożeniem dla mężczyzny, i odwrotnie, zaś jeden naród staje nieustannie jako przeszkoda w rozwoju drugiego narodu. Pokój staje się niemożliwy.

Ludzie muszą mieć z sobą coś wspólnego, by chcieli budować razem w pokoju. Wiara daje taką wspólnotę, gdy Bóg jest Ojcem. Wtedy mamy do czynienia z symbolicznym i duchowym braterstwem ludzi. A jeśli nie ma Boga w ludzkich relacjach? Co nas wtedy łączy? Czy wystarczą ludzkie kalkulacje, by dać światu pokój? Czy można zyskać pokój za podporządkowanie jednych drugim? Czy ktoś walczący z Bogiem może prawdziwie kochać człowieka?

I tu pojawia się istota dzisiejszej uroczystości – Maryja Matka Wcielonego Słowa. Ta, która Słowo z wiarą przyjęła uczy otwarcia na Boga. Która szukała Słowa uczy jak i gdzie Go szukać, gdy się Go zagubi. Jest Tą, która nieustannie powierza nasze sprawy Bogu, jak w Kanie Galilejskiej. Uczy wytrwać przy Słowie w momentach trudnych, jak sama stała na Kalwarii. Uczy wreszcie odradzać się w Słowie, jak Królowa Apostołów w Wieczerniku.

Maryja Królowa nie szuka panowania i nie wybiera bycia stroną w sporze Kościół – świat. Nie jest patronką żadnej z walczących frakcji. Ukazuje tylko potrzebę Słowa Wcielonego jako drogowskazu naszych wyborów.