O niemiłosiernym liczącym na miłosierdzie

Będący w ciemności boi się powrotu do światła. Grzeszący boi się powrotu do Boga. I gdyby liczyć tylko na własne siły, to chyba światło byłoby za silne, by wyjść z ciemności, a grzech zbyt przygniatający, by powstać i wrócić. Człowiek nie wraca do Boga, to Bóg wraca do człowieka. A właściwie Jezus. Od momentu Wcielenia Słowa nie spotykamy już Syna na końcu drogi powrotu, ale na samym jej początku. Jezus jest w miejscu, z którego człowiek musi rozpocząć powrót do Ojca.

Znamy dobrze przypowieść o dwóch synach. Łączy ich jedno – oboje są daleko od domu ojca. Jednego dzieli dystans grzechu, drugiego dystans pychy. Jeden i drugi potrzebuje miłosierdzia: pierwszy, by wrócić, drugi, by znaleźć miejsce dla powracającego. Onezym z ubiegłej niedzieli przypomina jeden z ważniejszych problemów pierwotnego Kościoła. Problem aktualny również dzisiaj. Jak trudno bowiem znaleźć miejsce dla zbłąkanych. Nawet jeśli jesteśmy gotowi ich przyjąć, to wskazując ostatnie miejsce. A ojciec z Ewangelii burzy ten porządek. Daje szatę, pierścień, sandały – symbole niezrozumiałe dla drugiego syna. Czasem tak myślimy o swoim miejscu w Kościele. Przyjdą grzesznicy, to gdzie ja usiądę? Może warto uświadomić sobie, że w sensie duchowym moje miejsce w Kościele można zająć tylko wtedy, gdy pozostanie puste.

Skąd więc bunt drugiego syna? Przecież ojciec nie zdejmuje z niego jego szaty, by dać bratu, nie zabiera pierścienia ani sandałów. Tylko, że syn nie chce, by powracający brat był jak on. Zabrakło miłości, by zrozumieć gest ojca, zabrakło miłości, by znaleźć miejsce dla brata. Jedyne co było, to miłość do siebie.

Również i nam zdarza się, że chcemy się zbawić kochając tylko siebie, z wyrzutami do brata, z pretensjami do Boga. Krzyż na ścianie, różaniec w ręku. Tylko co pozostaje w sercu? O to warto dzisiaj zapytać samego siebie.

O zachowaniu przy stole

Pierwsze miejsce – naturalny odruch człowieka. Przecież z tego powodu oglądamy rywalizacje sportowe, szukamy dodatkowej motywacji do pracy. Nie podziwiamy przegranych, wypominamy sportowcom miejsca poza podium. Dlaczego więc Jezus przestrzega przed czymś, co jest tak naturalne dla człowieka? Może dlatego, że historia uczy, iż w drodze po pierwsze miejsce człowiek nie rzadko idzie po trupach. Najlepszym przykładem jest postać Adama i Ewy. Przykład ten obnaża mechanizm „drogi po zwycięstwo”. Pierwszym, który przeszkadza jest Bóg, kolejnym człowiek. Najpierw chce się być jak Bóg, a potem wskazuje się na człowieka postawionego przy mnie jako na winowajcę. To jest prawdziwy powód, dla którego Jezus upomina przed zajmowaniem pierwszego miejsca.

Ewangelia na XXII Niedzielę Zwykłą nie jest więc lekcją o zachowaniu przy stole, ale o największych i najgroźniejszych przejawach pychy człowieka. Stół przywódcy faryzeuszów staje się takim właśnie przykładem walki o pierwsze miejsce.

Dlaczego jednak wracamy do tego wątku w perspektywie wiary? Ponieważ ona uczy, że pierwsze miejsce należy się Bogu, a problem polega na tym, że nie do końca wiemy, gdzie zasiądzie Bóg na naszych ludzkich ucztach.

Wiara uczy więc, że prawdziwe (właściwe) miejsce wyznacza Eucharystia. Spróbujmy sobie wyobrazić wielkie święto parafialne. Najpierw trzeba przygotować listę honorów przy ołtarzu, a potem listę zasłużonych przy stole. Odpustowe godności nie zawsze odzwierciedlają jednak prawdę o zajmowanych miejscach. Wyobraźmy sobie, że na takiej odpustowej ceremonii reaguje bezpośrednio Jezus i każe się przesiąść zgodnie z kryteriami przykazań i błogosławieństw. Jakie byłoby przetasowanie uprzednio obsadzonych miejsc.

Dla przeciętnego śmiertelnika jest mała szansa na pierwsze miejsce, zarówno na uroczystości, jak i przy odpustowym stole. Szansa jednak istnieje. Kiedy już wszyscy pójdą świętować, jak to bywa w zwyczaju, kościół pozostaje pusty. Chociaż nie do końca. Pozostaje w nim Jezus, a po wyjściu uczestników ceremonii nikt już nie walczy o miejsce. Można być tuż obok Boga w modlitwie, adoracji. Ten moment jest od wieków uprzywilejowany przez świętych. Osobista modlitwa nie wymusza walki z drugim o miejsce, stawia też człowieka w wyjątkowym kontekście prawdy o sobie.

To właśnie jest kryterium prawdziwej wiary – być w pustym kościele obok Jezusa i cieszyć się tym, że nikt nie musi tego widzieć. Człowiek zaś zajmuje najbardziej godne miejsce bez walki. Na tym właśnie polega ewangeliczna lekcja o zachowaniu przy stole.

Wielki Tydzień A.D. 2022

O wiele prościej głosić chrześcijaństwo przed Chrystusem czy po Chrystusie niż stawić czoło konkretnej rzeczywistości. Być wierzącym „przed Chrystusem”, to wpatrywać się w niebo, zagłaskiwać dramaty teraźniejszości gładkimi słowami. Być wierzącym „po Chrystusie”, to wspominać Jego Mękę i zwalniać się od jej dopełniania w naszych czasach. Łatwo być Kościołem pięknej przeszłości lub nieodkrytej przyszłości. Ale jesteśmy wezwani do bycia Kościołem teraz. W czasie przez nas nie wybranym, w czasie nam zadanym.

Kościół musi pamiętać o celu. A pierwszą drogą Kościoła jest człowiek. Realizacja tego celu odbywa się poprzez głoszenie prawdy o godności człowieka w porę i nie w porę. Realizacja tego celu odbywa się poprzez nazywanie zła złem. Zła czynionego przez konkretnego człowieka. Nie zabija nas zło abstrakcyjne, ale zło konkretne wyrządzone przez człowieka człowiekowi.

Kościół potrzebuje wyjścia. Każda Pascha jest takim wyjściem do świata. Była wyjściem czasu pandemii, teraz jest wyjściem czasu wojny. I w tym wyjściu Kościół potrzebuje nie dyplomacji, lecz odwagi. Nie potrzebuje polityki wiary, ale świadectwa wiary. Nie potrzebuje niewierzących dyplomatów, lecz świadków.

Kiedyś historia zapyta, gdzie był Bóg w czasie tej wojny. A właściwie zapyta, gdzie byli ci, którzy w Niego wierzą? Czy zatrzyma nas w kościele lęk przed groźbami tyrana, który depcze godność i życie ludzkie? Czy jako wierzący zatrzymamy Boga w kościele? Czy Kościół ma prawo opuścić świat? Czy świat zasługuje na opuszczenie przez Kościół?

Tak bardzo chciałoby się głosić nową ideologię, że wszyscy są winni, rozmyć odpowiedzialność, pomieszać kata z ofiarą. Ale grzeszy konkretny człowiek, konkretnymi czynami. Grzeszy przez rzeczy popełnione i przez sprawy zaniedbane. Trzeba więc nazwać zło, które czyni człowiek po imieniu. I trzeba po imieniu nazwać tych, którzy nawołują do grzechu zaniedbania. Zaniedbania obrony człowieka i jego godności.

Kościół nie może być starcem przepełnionym lękiem. Kościół musi być młody młodością wina nowej Paschy. Musi mieć odwagę nie tylko głosić prawdę o człowieku, ale gdy trzeba, tej prawdy bronić. Inaczej przestanie być znakiem sprzeciwu i straci swój smak i swoją wiarygodność.

Verified by ExactMetrics