Prawda w kontekście zmartwychwstania

(felieton religijny)

Tradycyjnie drugi dzień świąt wielkanocnych nie różni się liturgicznie od ośmiu po sobie następujących. Wierzący obchodzą oktawę uroczystości, co oznacza, że każdy kolejny dzień jest równie ważny i jest swoistym „dzisiaj” dla wiary. Pytanie o prawdę jest istotne o tyle, że święta dotyczą zmartwychwstania Chrystusa, który jest ucieleśnieniem prawdy, jest Prawdą. Dotyczą rozumienia wiary, gdyż zmartwychwstanie wpisuje się w prawdy wiary. Dotyczy też wierzących jako świadków prawdy i prawdziwości ich świadectwa. Zatem wezwań dużo, a wszystkie one odnoszą człowieka do zagadnienia prawdy.

Pierwszą prawdą o zmartwychwstaniu jest to, że ma wymiar uniwersalny. Jezus objawia się najpierw niewiastom, to znaczy osobom, które w tamtych czasach nie wpisywały się w krąg wiarygodnych świadków, przynajmniej w wymiarze społecznym, w którym ich świadectwo nie miało największego znaczenia. To pierwszy wyłom. Drugi dotyczy przesłania – mają przekazać uczniom, by szli do Galilei, nie do Jerozolimy, uprzywilejowanego miasta dla wiary, ale do Galilei pogan. To nie tradycja będzie przemawiać za świadectwem uczniów, ale znaki i cuda.

Innym wymiarem zmartwychwstania jest zestawienie faktów i interpretacji. Czy w kontekście Pustego Grobu uczniowie są świadkami zmartwychwstania czy interpretacji o zmartwychwstaniu? Ewangelia z Poniedziałku w oktawie Zmartwychwstania mówi o zrodzeniu się jednego z nurtów interpretacji (Żydzi i poganie), przedstawiającego prawdę o zmartwychwstaniu jako ideologię dawnych uczniów Jezusa: „Wykradli Go [uczniowie], gdyśmy spali”. Mamy zatem dwa nurty (zasadnicze) interpretacji: „uczniowie wykradli” i „świadectwo pustego grobu” oraz ukazanie się Zmartwychwstałego poszczególnym osobom. I to rozdwojenie interpretacji trwa do dziś.

W Wieli Piątek wspomniałem, że Ojcowie Kościoła interpretowali symbol tuniki Jezusa całodzianej od góry jako obraz Kościoła, który ukazuje, że twórcą jedności i rozwoju Kościoła jest sam Bóg. Tym razem niewiasty mają wytyczyć drogę uczniom. Jest też szczególny moment w ostatnich dziesięcioleciach historii Kościoła. Kiedy w połowie XX wieku papież ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Matki Bożej, dogmat ten różnił się od poprzednich w zasadniczy sposób. Wcześniej punktem wyjścia była refleksja nad Pismem Świętym, potem weryfikacja intuicji w Tradycji Kościoła i w pismach szczególnie ważnych pisarzy chrześcijańskich. Dopiero po dysputach teologicznych podawano Ludowi Bożemu prawdę do wierzenia. Ten dogmat odwrócił porządek. Najpierw intuicja wyszła od Ludu Bożego, a dopiero później została weryfikowana, jakby w odwrotnym kierunku. Oznacza to podkreślenie wagi i znaczenia zmysłu wiary Ludu Bożego.

Mamy zatem w samym Kościele dwa nurty interpretacji: jeden wychodzący od hierarchii w stronę wierzących i drugi od wierzących w stronę potwierdzenia autentyczności zmysłu wierzących przez hierarchię. Co to oznacza dla prawdy o Zmartwychwstaniu i dla kształtowania prawd wiary chrześcijańskiej i działalności duszpasterskiej Kościele?

Odwołam się do świeckiego przykładu. Kiedyś jeden z dziennikarzy BBC powiedział, że stacja może utrzymywać się z abonamentu, ponieważ wcześniej uświadomiono odbiorców, że rolą dobrego medium jest naświetlanie prawdy, nie zawsze wygodnej dla odbiorcy. Bez tego przeświadczenia o „opłacalności” prawdy dla życia, będzie tylko prawda opłacana. Podobnie w Kościele. Często słyszymy wiele zarzutów pod adresem „ludzi” Kościoła, czyli upraszczając urzędowych przedstawicieli wiary. Tymczasem ważniejsze jest pytanie, czy sam Lud Boży, a więc każdy wierzący, dojrzał do tego, że chce prawdy, nawet niewygodnej dla siebie. Najczęściej szukamy niestety takiej prawdy, która uderza w przeciwnika. Raczej nie jesteśmy skłonni płacić „abonamentu” na Kościół szukający prawdy w ogóle, ale na „kościół prawdy” potwierdzający nasze preferencje, nasze rozumienie braterstwa, bliskich i dalekich, grzeszników i świętych.

Jaka więc będzie przyszłość prawdy? Wbrew pozorom nie będzie zależała od trendów, skandali czy nawet świadectw ludzi świętych (to jest jakby oczywiste), ale będzie zależała od poziomu dojrzałości przeciętnego wierzącego, która wyraża się w tym, czy chce „prawdy”, nawet niewygodnej, czy „prawdy dla siebie”?

Pokusy, czyli spór o cenę

Ile to razy proponowano nam prawie idealne rozwiązania – abonament na określoną usługę za 0 złotych w pierwszym roku, zakup czegoś, na co nas nie stać, bez obowiązku spłaty przez sześć miesięcy. Cena jest ukryta albo podzielona na niewielkie raty. Swoją drogą, nikt nie lubi rozmawiać o cenie, więc pokusa nam to ułatwia.

W raju było podobnie. Tylko, że Bóg wyszedł od ceny, od tego, czego człowiekowi nie wolno. Tak naprawdę ceną były posłuszeństwo i zaufanie. To w tym kontekście Biblia Aramejska znane nam pytanie, postawione przez Boga: Adamie, gdzie jesteś? – tłumaczy: Adamie, gdzie jest przykazanie, które ci dałem? Gdzie jest twoje posłuszeństwo i zaufanie?

Pokusy biblijne bardzo przypominają życie. Pierwsza – nie wiąż chleba z trudem. Bóg chce, żebyś się męczył, był uczciwy, głupi w oczach świata. Tego chcesz? Druga pokusa – jesteś wolny, rzuć się w wir życia, w pogoń za sukcesem. Dopiero w trzeciej przychodzi pytanie o cenę. Właściwie też jest pozornie nie wygórowana: oddasz pokłon! Jeśli tyle otrzymam za darmo, to małe uzależnienie, niezbyt głęboki pokłon, czy to aż tak wiele? Stracę trochę godności, przyzwoitości, ale ile to jest warte? Zwłaszcza, jeśli nikt nie widzi.

To właśnie odwołując się do ceny można odróżnić prawdziwe życie od pokusy życia. Wszystko co prawdziwe ma cenę, a uczciwą transakcję rozpoczyna się od podania ceny. Realnej ceny!

Skoro pokusy łudzą człowieka, jak się przed nimi bronić? Po pierwsze propozycja pokus pada na pustyni. Chodzi więc o wspólnotę. Najłatwiej zmanipulować człowieka, który jest sam, który nie ma się do kogo odwołać, zapytać. Po drugie, Pismo Święte. Jezus odpowiada szatanowi: Napisane jest… By jednak bronić się Słowem Bożym trzeba je znać. Znać na tyle, by było żywe w pamięci i by w momentach trudnych można je przywołać. I po trzecie – cena. Ona uczy, by nie układać swojego życia na promocjach i wyprzedażach, ale na rzeczywistej wartości produktu i realnej cenie do zapłaty.

Tym właśnie były i są pokusy – sporem o cenę.   

Uśpić zasługi, obudzić serce

Znamy dobrze przypowieść o faryzeuszu i celniku, którzy przychodzą modlić się do świątyni.

Faryzeusz – skupia się na własnych zasługach, uczynkach, przychodzi po nagrodę. Wszelka wdzięczność powinna leżeć po drugiej stronie, jemu się należy. Dzieli on jasno świat na ja – inni, gdzie inny oznacza gorszy, bez zasług, niezauważalny. Faryzeusz zajmuje właściwe miejsce według tych kryteriów. Właściwe, czyli pierwsze. Nie zastanawia się kim jest, ale kim jest w odniesieniu do innych. Prawdopodobnie w odniesieniu do swojego sumienia nie wypadłby już tak dobrze.

Celnik – może powołać się jedynie na własne grzechy, jego uczynków lepiej nie wspominać, daleko mu do nagrody. Jedyne co może się zrodzić w jego sercu to wdzięczność, jeśli mu ktoś przebaczy. Nie chce porównywać się z innymi, bo ma świadomość, że będzie ostatni. Zajmuje też – według ludzkiego porządku – właściwe sobie, czyli ostatnie miejsce.

Uczynki znamy. Pozostają jeszcze motywy. O tych nie trzeba pisać. Na poziomie motywów faryzeusz staje się ostatnim i bez zasług.

Na liturgii też mamy pewien porządek świątynny. Wskazuje on (w metrach) właściwe miejsce w odniesieniu do Boga (ołtarz). Najczęściej tych najbliższych przestrzennie prosimy o radę, wstawiennictwo w modlitwie. Tymczasem Ewangelia pokazuje, że celnik opisany jako drugi, ale też drugi w porządku świątynnym, został wysłuchany. jako jedyny.

Tak często nasze prośby pozostają niewysłuchane. Może skierowujemy je do Boga z perspektywy zasług, a nie motywów. Może prosimy innych o modlitwę, ale według hierarchii ich zasług, a nie motywów, jakie nimi kierują.

Wiemy już kim jesteśmy w tej przypowieści, wiemy też kto zostanie wysłuchany. Pozostaje postawić pytanie, co z tym zrobimy?

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights