Uroczystość Piotra i Pawła

Zamiast komentarza – z encykliki „Ut unum sint”

Należy podkreślić, że słabość Piotra i Pawła ukazuje, iż Kościół opiera się na nieskończonej potędze łaski (por. Mt 16, 17; 2 Kor 12, 7-10). Bezpośrednio po powierzeniu Piotrowi jego władzy, Chrystus strofuje go z rzadką u Niego surowością: „Jesteś Mi zawadą” (Mt 16, 23). Czyż można nie dostrzec w miłosierdziu, którego potrzebuje Piotr, związku z posługą tego miłosierdzia, którego sam doświadcza jako pierwszy? Mimo to trzykrotnie zaprze się Jezusa. Także Ewangelia św. Jana podkreśla, że Piotr otrzymuje zadanie pasienia owiec po trzykrotnym wyznaniu miłości (por. 21, 15-17), które nawiązuje do trzykrotnej zdrady (por. 13, 38). Łukasz ze swej strony, w cytowanych już słowach Chrystusa, na które będzie się powoływać najwcześniejsza tradycja, próbując zdefiniować misję Piotra podkreśla fakt, że Piotr ma „utwierdzać braci, gdy najpierw sam się nawróci” (por. Łk 22, 32).

Co do Pawła, to może on zakończyć opis swojej posługi zdumiewającym stwierdzeniem, które dane mu było usłyszeć z ust Chrystusa: „Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali”, a następnie zawołać: „ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny” (2 Kor 12, 9-10). Jest to fundamentalna cecha chrześcijańskiego doświadczenia.

Jako spadkobierca misji Piotra w Kościele użyźnionym krwią pierwszych Apostołów Biskup Rzymu pełni posługę zakorzenioną w wielokształtnym miłosierdziu Boga, które przemienia serca i rozlewa moc łaski tam, gdzie chrześcijanin poznaje gorzki smak własnej słabości i nędzy. Autorytet związany z tą posługą jest całkowicie oddany na służbę zamysłowi Bożego miłosierdzia i w tej perspektywie należy zawsze na niego patrzeć. W niej też zrozumiała staje się władza właściwa dla tej posługi.

Owca bez pasterza – współczesny model wiary

Analogia do owiec i pasterza nie zawsze odpowiada współczesnemu człowiekowi, tak bardzo czułemu na punkcie godności i wolności. Może więc trzeba uczynić punktem wyjścia sformułowanie nieco bardziej teologiczne i dobitniej oddające godność współczesnego człowieka wierzącego, by przekonać się, że ostatecznie pierwsza analogia jest bardzo trafna.

Tym bardziej szlachetnym określeniem jest pojęcie Ludu Bożego. Wyjdźmy od czegoś bardziej dotykającego naszej egzystencji. Lubimy chodzić do kina czy teatru. Chodzimy na filmy, które w jakiś sposób nas pociągają. Twórcy i dystrybutorzy filmów czy reżyserzy sztuk teatralnych muszą zdawać sobie sprawę z tego, że kino i teatr utrzymają się, gdy będą miały widownię. Czasem tylko zdarza się, że jakiś ambitny i trudny film pociągnie tłumy. Tak się dzieje tylko wtedy, gdy twórca jest osobą z ugruntowaną pozycją w artystycznym świecie. Podobnie jest z Kościołem. Najczęściej przychodzi się słuchać o tym, co się lubi, co człowieka w danym momencie szczególnie dotyka. I tylko w wyjątkowych sytuacjach – jak w kinie czy teatrze – jesteśmy w stanie przyjąć coś trudnego, jeśli za tym stoi autentyczny świadek.

Jak więc budować Lud Boży, by nie podzielił losu ambitnych, ale nie uznanych przez widownię filmów? Podstawowa różnica pomiędzy kinem a Kościołem polega na tym, że głównym zadaniem Ludu Bożego nie jest pragmatyczne podejście do utrzymania instytucji, ale potrzeba znalezienia jakiegoś celu w swoim życiu. Zadaniem Ludu Bożego jest więc odkrycie powołania i poddanie się formacji. Powołanie nie jest jednak w pierwszym rzędzie misją. Jest jej warunkiem. Jest bowiem odkryciem i przyjęciem nowego spojrzenia na swoje życie, na świat, człowieka, Boga. W przeciwnym razie traci się powołanie, co oznacza, że popada się w schematy. Niestety często na gruncie religii życie schematami utożsamia się z realizacją powołania. Faktycznie zaś za takim pełnym schematów życiem stoi człowiek, któremu zabrakło odwagi, by spojrzeć na świat inaczej.

Ze schematów wyrywa formacja, która najpierw ukazuje Kościół jako dzieło Boga. Na dalszym etapie to dzieło jest oparte na przekazie apostołów i żywej tradycji. W perspektywie wieków przypieczętowaniem właściwej formacji są święci, którzy aktualizują główne zadania formacji. W ten sposób ciągła aktualizacja powołania chroni przed schematami, a także przed staniem się owcą bez pasterza. Kilkanaście lat temu w mediach pojawiła się informacja o owcy znalezionej w górach, która była praktycznie uwięziona swoją wolnością. Zabłąkana, bez pasterza i jego opieki pokryła się wełną, która ważyła ponad 40 kilogramów. Przytłaczająca wolność.

Tak można poznać owcę bez pasterza, ale tak również można rozpoznać wierzącego bez Kościoła. Po jego zachowaniu na ślubie czy pogrzebie, po tym jak rozumie życie po śmierci, czym jest dla niego reinkarnacja i horoskopy, jak rozumie złe duchy i moc Boga. Swoista wełna ludzkiej fantazji, czasem głupoty. Przytłaczająca swoją pomysłowością i oryginalnością. Wełna indywidualnej wolności, niezadbanego intelektu, niewyćwiczonej woli.

Może przez analogię, warto postawić sobie pytanie, jak wyglądałby matematyk, gdyby kupił sobie kilka książek i odciął się od środowiska naukowego. Jak wyglądałaby nasza nauka języka obcego, gdybyśmy mieli tylko jakieś stare kasety i zero kontaktu z żywym językiem. A może jest to pytanie retoryczne, gdyż przywołane osoby przypominałyby wierzącego odciętego od Kościoła, z kilkoma dziwnymi i niedorzecznymi pomysłami na wiarę. Byłyby to po prostu owce bez pasterza, ofiary swojej własnej wolności.

Głos w sprawie Synodu

Od momentu chrztu św. człowiek wierzący zostaje wprowadzony w potrójną misję: kapłańską, prorocką i królewską. W kontekście czytań liturgicznych na dzisiejszą niedzielę warto zastanowić się nad jednym z wymiarów życia Kościoła, jakim jest rys prorocki. Kim jest prorok? Przede wszystkim człowiekiem, który nie przemawia wyłącznie w swoim imieniu. Przypomina o tym każda liturgia, która rozpoczyna się w imię Trójcy Świętej. W imię Ojca, stworzyciela, który stwarza w człowieku nowe serce, daje nową moc. W imię Syna, Zbawiciela i Odkupiciela człowieka, który uświadamia, że wymiar prorocki w tym względzie, to głoszenie potrzeby nawrócenia. W imię Ducha Świętego, który ożywia i uświęca, nadając kierunek życiu i działaniom człowieka. Prorok musi nieustannie pamiętać o tym potrójnym posłaniu. W przeciwnym razie będzie prorokiem ze świeckimi plecami, co w duszpasterstwie często wyraża się w tzw. kazaniach okolicznościowych. Wyobraźmy sobie „okoliczność” urodzin burmistrza, który nagle staje się głównym przedmiotem przepowiadania. Te świeckie plecy przepowiadania Kościoła czynią zazwyczaj wiele zgorszenia i niezrozumienia ze strony wiernych.

Prorok jest tym, który mówi w czyimś imieniu, ale mówi też do konkretnych osób. Mówi z miłością. Nie chodzi jednak o jakąkolwiek miłość, ale o miłość chrześcijańską. Braki w jej głoszeniu można ukazać w trzech płaszczyznach. Pierwszą jest mówienie o miłości bez miłości. Oznacza to, że kładzie się większy akcent na doktrynę niż na relacje. Niestety, czasem nawet formacja seminaryjna przygotowuje bardziej do powtarzania doktryny niż do głoszenia Ewangelii. Drugą płaszczyzną jest mówienie o miłości oderwanej od prawdy, powtarzanie sloganów o szacunku, tolerancji, zapominając, że człowiek z natury toleruje dwa wymiary rzeczywistości: pierwszy to ten, który zgadza się z osobistymi poglądami słuchacza; drugi, pokazujący inność, ale tak długo, jak długo nie dotyczy ona człowieka bezpośrednio, a wyraża się w łatwych deklaracjach akceptacji spraw obojętnych. Wreszcie trzecia płaszczyzna, ukazująca braki w głoszeniu orędzia zbawczego to mówienie prawdy bez miłości, wyrażające się w postawie małodusznej. Oznacza ona, że małe sprawy urastają do rangi priorytetów, przysłaniając to, co w wierze najważniejsze.

Synod dał wiele płaszczyzn do zaprezentowania swojego zdania. Jednak już wstępna analiza synodalnych odpowiedzi pokazuje bardziej szukanie odpowiedniej aury i kontekstu w Kościele, niż zatroskania o prawdę Ewangelii. Pytania stawiane w ankietach można by równie dobrze postawić ludziom na dworcu kolejowym, oceniającym sposób odprawy podróżnych.

A w proroczej misji Kościoła chodzi o coś znacznie bardziej poważnego. Potrzeba więc nie tyle socjologicznych ankiet na temat samopoczucia wiernych, co raczej raportu o stanie wiary.

Taki raport powinien pytać o to, co dla wierzącego oznacza Lud Boży i Kościół z ustanowienia Bożego? Dalej jaka jest natura kapłaństwa, jaki związek zachodzi pomiędzy demokracją a hierarchicznością posługi, jaka jest w tym rola papieża? Trzeba pytać także o miejsce kobiety w Kościele, często zredukowane do zajmowania tzw. bezpiecznych miejsc, mając w pamięci grzech pierworodny i celibat. Brakuje pytań o wiarę w istnienie szatana, wiarę w piekło, niebo, życie wieczne. Wreszcie czy wierzący widzi różnicę pomiędzy ekumenizmem (dialogiem) jako środkiem a jednością chrześcijan jako celem? Potrzeba wreszcie namysłu nad istotą ewangelizacji dzisiaj, sprowadzanej w dyskusji do ram techniczno-organizacyjnych.

Taki raport wiary dałby nieporównanie więcej niż kolejna ankieta na temat samopoczucia wiernych i medialnego wizerunku Kościoła.

Verified by ExactMetrics