Cena Prawdy

Święto Objawienia Pańskiego (Trzech Króli) przywołuje tytuł jednej z encyklik Jana Pawła II (blask Prawdy). Uosobiona w drugiej Osobie Boskiej, sugeruje jednoznacznie związek prawdy i wiary. Jednej i drugiej trzeba bowiem szukać. One zastają nas „tu”, ale odsyłają dalej, nie tyle w niepewne, co raczej w nieprzewidywalne. Wspólny ich wątek to poświęcenie. Pierwotnie poświęcić oznaczało tyle co wyłączyć, przeznaczyć. Tak poświęcano ołtarz, na którym już nic poza Eucharystią nie mogło się dokonywać. Tak poświęca się ambonę dla Słowa, nie dopuszczając innych wątków (propaganda, polityka, nienawiść). Tak też miał poświęcać się człowiek, tracić coś dla prawdy. Jednym z przejawów był post, dzisiaj mylony z mięsem (wierzący) i z fitness (niewierzący).

Drugi wątek podyktowany refleksją nad ceną prawdy to relacja nauka – wiara. Mędrcy idą za gwiazdą, bo naprawdę szukają. Uczeni w Piśmie już wiedzą i ta wiedza zatrzymuje ich w miejscu. Są w stanie wskazać komuś drogę, ale sami w drogę się nie udają. Można z tego wyprowadzić praktyczny wniosek dla wspomnianej powyżej relacji. Kiedyś nauka szła z razem z wiarą, bo nauka i teologia poszukiwały. Kiedy teologia „znalazła”, nauka chciała poszukiwać dalej. Porzuciła więc teologię. Może zatem nie tyle trzeba się nawrócić (to sugeruje wracać tą samą drogą), co wrócić inną drogą. Nie ma powrotu teologii do początku. Skoro odeszła z drogi poszukiwań, schodząc na drogę intelektualnej pychy, to konsekwentnie nie może wracać tą samą drogą, tylko musi wejść na drogę pokory wobec Prawdy.

Dary mędrców ukazują kryteria szukania prawdy. Nie można jej szukać dla zysku (złoto), ani dla zabicia czasu (kadzidło), ani też dla wygody w życiu (mirra oznacza krzyż i pogrzeb). Prawda ma cenę, czasem materialną, innym razem każe wybierać w czasie, nigdy nie zadowala się resztkami czasu na jej poszukiwanie ani czasem oddanym prawdzie z braku innych zajęć. Wreszcie prawda ma cenę, która potrafi boleć, kiedy chce się nią iść konsekwentnie.

Wierzących kojarzy się z poszukiwaczami prawdy. Może więc opisując poświęconą kredą własne drzwi warto zastanowić się nad tym, czy jestem gotowy na cenę prawdy? Pierwszym jej wymiarem jest sygnał dla przychodzących: tu znajdziesz wsparcie, czas i pomoc w kłopotach. A jeśli napis na drzwiach nie zakłada żadnych konsekwencji praktycznych, to może lepiej ich „nie brudzić” i zostawić tabliczkę z nazwiskiem, albo po prostu puste miejsce.

Lepiej nie mówić (nie pisać) niż kłamać!

Różne i niepozorne

1 stycznia od lat kojarzy się z modlitwą o pokój. Przy każdej kolejnej odsłonie kreśli się jego nowe oblicza, warunki zgody, obszary troski. Często popełnia się jednak jeden zasadniczy błąd, który polega na budowaniu pokoju w oparciu o podobieństwa.

Pozornie jest to najprostsze. Z kim się kłócę? Z kimś, kto ma inne zdanie niż ja, kto ma inne poglądy, inaczej postrzega świat. Spróbujmy jednak przez moment wyobrazić sobie świat oparty wyłącznie na ludziach sobie podobnych. I czy jeszcze widzimy tam pokój?

Nowy Rok jest dobrym dniem, by zauważyć, że jedność nie płynie z podobieństw, lecz z tożsamości, a nią się różnimy. Czasem pozornie oczywiste rzeczy, okazują się nieprawdziwe. Czasem trzeba wyjść z rutyny, by zauważyć to co naprawdę piękne i rodzi pokój.

Jeden prosty przykład na poparcie tezy. Wszyscy składamy sobie dzisiaj życzenia szczęśliwego Nowego Roku. Ale Nowy Rok, to nazwa własna, to tylko jeden dzień w roku. A może jednak chcielibyśmy życzyć wszystkim szczęśliwego całego nowego roku. Tylko, że wtedy ten „nowy rok” trzeba pisać małą literą. Takie to oczywiste, a tak mało praktykowane. I z uporem piszemy kolejne życzenia „Nowego Roku”, życząc szczęścia i pokoju 1 stycznia.

A szczęście całego roku zawiera się w tym co niepozorne i małe jak „nowy rok” pisany małą literą.

Rodzina sprawą prywatną?

Gdy mamy poglądy liberalne, wtedy pytamy, dlaczego państwo wtrąca się do rodziny? Gdy jesteśmy niewierzący, wtedy pytamy, dlaczego Kościół wtrąca się do rodziny? Czynimy z niej sprawę prywatną i bronimy jej, jak kiedyś własności w westernach. Tymczasem odpowiedź jest dość prosta – rodzina nie jest sprawą prywatną, ponieważ człowiek nie jest własnością drugiego człowieka, i przed wykorzystaniem go przez drugiego człowieka na poziomie rozumu i natury broni państwo, na poziomie wiary – Bóg.

Dzisiaj obchodzimy w Kościele katolickim Niedzielę Świętej Rodziny. Przywołujemy jedno z przykazań: Czcij ojca swego i matkę swoją! Jednak gdzieś w świadomości stawiamy pytanie: Czy z tą czcią w stosunku do człowieka, to nie przesada? Pojawia się też w Piśmie Świętym uzasadnienie: Abyś długo żył na ziemi. Oznacza to, że cześć należy się dawcy wartości, wtórnie tym, którzy je przekazują. Biologia aż takiego szacunku nie wzbudza, bo to zwykle człowiek rodzi człowieka, a już niedługo szacunek podzieli się pomiędzy człowieka a „prokreację technicznie wspomaganą”. Zatem na poziomie biologii zbyt dużego szacunku nie można oczekiwać.

Pozostają więc wartości i szacunek za ich przekaz. Język grecki dobrze rozróżniał pomiędzy ojcem a tatą. Nawet w języku potocznym mamy urlop „tacierzyński”, a nie ojcowski, bo zadań ojca nie realizuje się wyłącznie w czasie urlopu i w weekendy. Z tego nie sposób się zwolnić. A jeśli jest kryzys ojcostwa (wprowadzania w świat wartości, zewnętrzny i obiektywny), wtedy ma się tylko mamusię i tatusia, czyli tych, którzy chronią przed światem zewnętrznym. Konsekwencja tego jest prosta: obrona przed państwem, szkołą, autorytetem zewnętrznym. Najlepiej wiedzą o tym nauczyciele w szkołach.

Gdy ojciec uczy wartości i pada pytanie o uzasadnienie i wskazanie źródła, wtedy odpowiada: Bóg i natura odczytana rozumem. Gdy uczy się wartości w oparciu o swój autorytet, wtedy pozostaje pluralizm wartości i wszystko staje się sprawą prywatną.

Potrzeba prawdy o człowieku, najpierw tej, że człowiek nie jest bogiem. A skoro istnieje słowo, to znaczy, że istnieje desygnat, i nie jest nim bez wątpienia człowiek. Gdy jednak człowiek staje się desygnatem słowa „Bóg”, wtedy musi być wszechmocny, a gdy nie jest, traci się do niego szacunek. Potrzebujemy więc prawdy o tym, że dziecko potrzebuje matki i mamy, ojca i taty, a my wszyscy potrzebujemy Boga. Inaczej mamy świat wartości ogólnoludzkich, czyli podlegających preferencjom i sondażom, a zamiast etyki mamy socjologizm etyczny. Socjologia staje się w ten sposób nową religią. Tylko, że ta religia nie daje fundamentu, lecz opis.

Ale nie wystarczy też sama prawda i jej obrona. Prawdę można wykorzystać na swój sposób, nadużyć. Współcześnie odnosi się wrażenie, że prawda w rękach demagogów pełni podobną rolę, jak pałka w rękach człowieka pierwotnego. Może więc trzeba powiedzieć wprost: Nie potrzebujemy nowej prawdy, bo mamy jej dosyć w dostępnych wydaniach.

Potrzebujemy pokory wobec Prawdy, według wzoru p<P. Z dopowiedzeniem: Wszyscy!

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights