Co łatwiej uczynić?

Pytanie z pozoru dziwne. Co łatwiej uczynić: zamienić wodę w wino czy zmienić ludzkie myślenie? Cud w Kanie Galilejskiej ma wiele odcieni i znaczeń. Najpierw ów „trzeci dzień”. Trzeci dzień wesela to już nie atmosfera wesela, lecz bardziej poprawin, a właściwie powolnej próby powrotu do normalności. Co miało być już było, co miało się stać już się stało. Trochę jak w życiu. Miłość nie ustaje, a ustała. Radość miała trwać, a się wypaliła. Człowiek już nie czeka, lecz wspomina. Po tym poznaje się starość. Po tym poznaje się bezsilność.

Cud. Swoisty przerywnik w zapominaniu. Coś nadzwyczajnego, co ma uczynić zwyczajne żywym i autentycznym. Po to są rocznice małżeństwa, żeby wytrwać do końca, po to jest urlop, żeby homo sapiens nie stał się homo faber. Po to są wakacje, żeby własnej żony nie pomylić z kucharką z knajpy.

Nie jest łatwo zachować dobre wino do końca wesela, podobnie jak nie jest łatwo zachować radość do końca życia. Potrzeba cudownych momentów, żeby życia nie pochłonęła szarość i rutyna. Potrzeba też, aby ludzie przychodzący do kościoła nie wyszli tacy sami jak przyszli.

Chyba jednak łatwiej zamienić wodę w wino niż zmienić ludzkie myślenie.

Lud Boży. Niby Boży, niby przemieniony, a jednak lód.

***

Wiele się wydarzyło od ostatniej niedzieli. Gdybym chciał postawić kropkę nad „i”, obraziłbym myślących, bo teraz już każdy wie, co musi zrobić. Gdyby zaś ktoś ciągle dopytywał co ma teraz zrobić, wtedy obraziłby mnie. Nie ma już czasu na umizgi. Trzeba się opowiedzieć!

Chrześcijanin czy katolik?

Człowiek musi mieć imię. Przez wieki było to oczywiste. Z jakąś traumą kojarzyło się życie kogoś bezimiennego. W dobie gender sytuacja się odwróciła. To nadanie imienia – w wersji skrajnej – zaczęto traktować jak pierwszy gwałt na człowieku, przesądzający o jego płci. Podobnie niektórzy podchodzą do faktu chrztu dzieci. Zostawiając na boku ideologiczne spory można jednak stwierdzić, że niezależnie od momentu, w którym człowiekowi nadano imię, wcześniej czy później musi on określić swoją postawę („za” lub „przeciw”) wobec imienia, które nosi

Człowiek uważający się za ochrzczonego katolika powinien postawić sobie dwa pytania:

1. Czy bardziej czuję się chrześcijaninem czy katolikiem?

2. Kiedy powstał Kościół katolicki?

Chrześcijanami czujemy się od chrztu. A katolikami? Większości z nas „katolicki” kojarzy się z wyznaniem, to zaś z podziałem Kościoła. Tymczasem już w 115 roku św. Ignacy Antiocheński używał określenia „katolicki”. Oznaczało ono: powszechny – czyli obejmujący cały świat i prawowierny.

Czy zatem wszyscy katolicy (w sensie wyznania) są katolikami w sensie powszechności i wierności doktrynie? Potrzeba wiele pokory, by uznać, że powszechność zakłada miejsce dla wszystkich w Kościele. Potrzeba wiele pokory, by zrozumieć jak katolikom (z wyznania) często brakuje ducha katolickiego.

To dobry moment, by odpowiedzieć sobie, co oznacza być chrześcijaninem, a także co oznacza być katolikiem?

Człowiek szczery i pokorny może się zdziwić odpowiedzią.