Królowa czy Konstytucja?

Arka Przymierza jest wyrazem tego, co dokonało się w historii zbawienia pomiędzy Bogiem a człowiekiem. W Księdze Apokalipsy w świątyni ukazuje się Arka Przymierza. Po pierwsze oznacza to, że nie ma już zasłony, czyli przeszkody pomiędzy stronami przymierza. Po drugie, że tak naprawdę arka zostaje odnaleziona i kończy się czas poszukiwaczy zaginionej arki. Przymierze zakłada jeszcze jeden ważny szczegół: lojalność i uczciwość stron przymierza. Na nowo Bóg pokazuje co do przymierza wnosi i do odkrycia swojego wkładu w przymierze wzywa też człowieka. Nową Arką Przymierza jest też określana Patronka dzisiejszej uroczystości – Maryja.

W tym miejscu historia biblijna przenosi nas w historię Polski. Maryja staje się Królową. Nie jest to jednak wybór Jej przez naród, ale wybór narodu przez Nią. Prawda ta nawiązuje do roku 1608, kiedy to włoski jezuita Giulio Mancinelli podczas wizji słyszy od Maryi, że chce być nazywana Wniebowziętą Królową Polski. I znowu nie o samą wizję chodzi, ale o zasadę: to Ona siebie nazywa, to Ona nas wybiera, a nie odwrotnie. Potwierdzeniem tego są słowa papieża Aleksandra VII do króla Jana Kazimierza, który w obliczu zagrożenia ze strony Szwedów zwraca się do papieża o pomoc. Ten mu odpowiada w znamienny sposób: „Czemu zwracasz się do mnie, zwróć się do Niej, wszak jest waszą Królową”.

Ten kierunek wybrania domaga się pokory, której tak bardzo brakowało narodowi w historii. Powtarzane wybranie Maryi niepokornie sugeruje, że to my obdarzamy Ją królewską godnością. Ale podobny brak pokory można zauważyć również w wymiarze świeckim. 3 maja to także Święto Konstytucji. Dokument ważny i potrzebny, a jednak uchwalany w pośpiechu, z domieszką elementu religijnego, przy niepełnym składzie posłów. Jak bardzo staje się to cechą dominującą w budowaniu struktur społecznych. Pośpiech, nieliczenie się z innymi, forsowanie swojego zdania w imię zasady „cel uświęca środki”.

Jest też drugi obszar braku pokory i konsekwencji. Wielokrotnie tego dnia słyszymy słowa: „Aby religia cieszyła się wolnością”. W czasach zaborów wolność religii i wolność narodu stapiały się w jedno wielkie dążenie. A dzisiaj? Co oznaczają te słowa? Może oznaczają, że aby religia cieszyła się wolnością, kiedy naród jest wolny, musi ona być wolna od wszelkich niepotrzebnych wpływów. Czy umiemy budować wolność religijną w czasach pokoju? Czy jesteśmy gotowi pozostawić ją autonomiczną, bez niepotrzebnych wpływów?

Dzisiaj przypada również niedziela Dobrego Pasterza. Za kilka dni uroczystość św. Stanisława, patrona Polski, męczennika. Działał w czasie rozbicia dzielnicowego, gdzie tak bardzo brakowało jedności. I wtedy stworzył zasadę zdrowego funkcjonowania religii i narodu. Najpierw prawda, potem uczciwe życie, a dopiero po takim przygotowaniu miłość do narodu. Nie można więc kochać narodu nie spełniając wcześniejszych kryteriów.

Postawmy raz jeszcze wyjściowe pytanie: Królowa [Polski] czy Konstytucja? Każdy z tych wyborów nie wyklucza drugiego, bo do każdego z nich potrzeba tego samego – prawdy, uczciwości i dobrze pojętego patriotyzmu.

Emaus A.D. 2020

(dla lepszego zrozumienia zachęcam do lektury Łk 24, 13-35)

W tradycji biblijnej często napotyka się trudność, która polega na tym, że rzeczy i miejsca ważne dla zasadniczego przesłania biblijnego trudno usytuować jednoznacznie w czasie czy przestrzeni. Podobnie jest z Emaus. Można wskazać przynajmniej na trzy tradycje, wskazujące trzy różne miejsca niedaleko Jerozolimy. Trafnie podsumował to papież Benedykt XVI w 2008 roku. Mówił tak: „Są różne hipotezy i ma to swój urok, ponieważ pozwala nam przypuszczać, że w rzeczywistości Emaus symbolizuje każde miejsce: droga, która do niego prowadzi jest drogą każdego chrześcijanina, każdego człowieka”.

O tym miejscu wiemy tyle, że było oddalone o 60 stadiów od Jerozolimy. To niedaleko, około 11 kilometrów. Jeśli miało się ku wieczorowi, to znaczy, że uczniom nie bardzo się spieszyło. Można odnieść wrażenie, jak gdyby rozczarowanie tym, co się stało walczyło z tlącym się gdzieś we wnętrzu przekonaniem „a myśmy się spodziewali”. Rozczarowanie…

Jak bardzo nasze domy są w tym roku podobne do Emaus. Miejsca rozczarowania. Planowaliśmy tak różne sprawy: ślub, wyjazd, matura… Wszystko miało być inaczej. Spodziewaliśmy się…

I nagle na drodze uczniów pojawia się On. Zaczyna wyjaśniać Pisma. Właściwie nie tyle wyjaśniać, co pokazywać, że gdyby było inaczej (gdyby nie cierpiał), to właśnie wtedy wątpliwości powinny zrodzić się w sercach uczniów. Tymczasem wszystko przebiegło zgodnie z planem. Skąd więc rozczarowanie?

No właśnie, zgodnie z planem, tylko czyim? Spodziewałem się. Czego? Że również Jego mogę omamić pobożnym „szczęść Boże”? Wszystko przebiegło zgodnie z planem, z tą różnicą, że zgodnie z Jego planem, nie moim.

Gdy jeszcze po ludzku uczniowie chcą Go zatrzymać, bo ma się ku wieczorowi, On znika im z oczu. To oni chcieli zapomnieć o Jerozolimie, po ludzku również Jego nie wysyłać w drogę po nocy. I nagle rozumieją, że On jest „słońcem nie znającym zachodu” (Exultet). I pomimo, iż jest wieczór (w tej samej chwili, kiedy zrozumieli) wracają do Jerozolimy.

Kiedy wrócę ja z pokładów moich rozczarowań? Gdy rozproszą się mroki mojego wieczora, gdy zrozumiem, że trzeba wracać ku nadziei. Gdy przyznam, że zawiódł nie On, tylko ja.

Miłosierdzie pamięcią Boga

Nie wystarczą już stare definicje pojęć. Kilkanaście lat temu zaczęto rozumieć, że zdrowie to nie tylko brak choroby, miłość i wierność to nie tylko brak zdrady, a pokój to nie tylko brak wojny. Przywołane pojęcia w kontekście ostatnich doświadczeń nabiorą wkrótce kolejnych znaczeń.

Skupmy się dzisiaj na pojęciu pokoju. Spróbujmy spojrzeć na pokój przez pryzmat jakości relacji. Relacje mają to do siebie, że z jednej strony trzeba je podtrzymywać i pielęgnować, z drugiej zaś – w relacji osobowej po każdej ze stron musi stać ktoś. Dlatego czynimy rozróżnienie pomiędzy relacją do rzeczy a relacją do osób. Tylko pierwsze można urzeczowić. Nie można zrobić tego w relacjach osobowych. Drugi człowiek nie może stać się rzeczą. Nie można urzeczowić Boga ani swojej relacji do Niego. Nie można też w stosunku do rzeczy pielęgnować relacji jak do osoby. Jednym słowem, miłością nie można opisywać wszelkich odniesień człowieka, do samochodu, sportu i bliskich.   

W naszym miłosnym rozdwojeniu potrzebujemy Boga, bo nawet w relacji do osób jesteśmy tylko tymi, którzy są „biedni w sercu” (misericordia) i kochają „biednym sercem”.

Trzeba więc zgodzić się, by biedę naszego serca i naszych relacji pokochał Bóg.

Dzisiaj wiara wyszła poza świątynię, prowokowana wirusem i oficjalnie dyspensowana. Ważne więc, byśmy sobie uświadomili, czy wiara wyszła poza świątynię, by ostatecznie zapomnieć i nie wrócić, czy też, byśmy przypomnieli sobie o świecie, o którym trochę „pobożnie” zapomnieliśmy.

Niedziela Miłosierdzia jest też pamięcią Boga o człowieku. Jak głosił św. Antoni z Padwy, rany Chrystusa w Wielkim Poście mówią nie o grzechach bezimiennego tłumu, ale o moich grzechach. Rany noszą konkretne imię. Po zmartwychwstaniu Jezus też zachował rany – rany chwalebne. Ale one również nie są symbolem zbawienia wszystkich, ale noszą konkretne imię osoby odkupionej. To w Jego ranach jest pamięć o nas, konkretnych. Do zmartwychwstania o grzechu konkretnego człowieka, po zmartwychwstaniu o jego odkupieniu. Ważne tylko, by dostrzec siebie w tych ranach, nie zapominając o tym co przed ani nie zatrzymując się przed tym, co po. Dlatego św. Paweł zawsze jednym tchem mówił o Męce i Zmartwychwstaniu, a Niedziela Miłosierdzia tę pamięć o biedzie człowieka i jego wielkości skupia w jednej tajemnicy. Tajemnicy pamięci Boga.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights