Naród kroczący w ciemnościach…

Tak rozpoczyna się Pasterka, jedno z najbardziej zakorzenionych w tradycji świąt religijnych. Naród kroczący w ciemnościach… Z dopiskiem: Galilea pogan. Bo takim właśnie krajem stała się, kiedy nie mogła się doczekać spełnienia obietnic. Wtedy król Achaz poddaje kraj Asyrii za cenę spokoju i stabilizacji. Kraj staje się galil – krainą mroku, przynajmniej w wymiarze religijnym.

Naród kroczący w ciemnościach staje się w ten sposób symbolem naszych sprzedanych krain. Przywołajmy kilka. Wieczność, niespełniona brata się z tymczasowością. Nieskończoność, coraz bardziej nieuchwytna, otwiera się na to, co mogę uchwycić, zrozumieć. Miłość, niespełniona i niedoczekana – ile razy mogę dać się nabrać, ostatecznie więc, to nie musi być ta płomienna i jedyna miłość, niech da przynajmniej stabilizację. Wierność już tylko sobie, bo życie nauczyło mnie nie ufać nikomu. Sprzedane krainy naszych pierwotnych oczekiwań.

Naród kroczący w ciemnościach to nasza codzienność. Boimy się ciemności, dlatego jej prawie nie doświadczamy. Oświetlone miasta, z których nie można zobaczyć nieba. Ale jakie są naprawdę nasze oświetlone noce? Zamieniliśmy naszą nieuporządkowaną codzienność na conocność. Kiedyś w nocy baliśmy się ludzi, teraz boimy się siebie.

Naród kroczący w ciemnościach myślenia. Badacze mózgu z Bristolu przeprowadzili badania mieszkańców 54 miast Wielkiej Brytanii. Potwierdziły one jak bardzo myślenie zależy od pory dnia i nocy. W nocy przeważają instynkty, emocje i nierozstrzygnięte tematy egzystencjalne. Trzeba zrobić wszystko, żeby nie obudzić się w nocy. Trzeba noc czymś wypełnić lub wyłączyć z pola naszej świadomości. Płytko przeżyta codzienność staje się naszą conocnością.

Stabilizacja ma dać nam pokój. Tak było również za Cezara Augusta – największa stabilizacja i największe zapomnienie o Bogu. Dlatego Bóg rodzi się poza miastem, w nocy, w najbardziej niestabilnym obszarze. Nawet nasze pasterki łączone prawie z wieczerzą mają pozbawić nasze przeżywanie wiary z nocą, z tymi impulsami i emocjami, które zabierają nam pokój.

Tymczasem Bóg chce urodzić się w nocy. Chce nas obudzić w momencie, którego się najbardziej boimy. Chce pomnożyć radość, tam, gdzie już jej dawno nie ma. Chce, żebyśmy z Nim skonfrontowali nasze lęki. Chce być nie tylko Bogiem naszej codzienności, ale naszej conocności. Co budzi Cię w nocy, co nie daje spać. Powiedz to dzisiaj Bogu. Powiedz Mu też o tym, czym zabijasz swoje lęki, co robisz, żeby nocy w Twoim życiu nie było. I uwierz, że On rodzi się właśnie dla tych mroków, dla narodu kroczącego w ciemnościach, chce być Bogiem z nami, szczególnie tam, gdzie nie zabieramy już nikogo, czasem nawet siebie.

Ostatnie adwentowe porządki

Bóg się [już prawie] rodzi, a my robiąc ostatnie adwentowe porządki, musimy znaleźć dla Niego miejsce. Szybko zbudować Mu jakiś dom, gdzie można by Go przyjąć. Można by Go co prawda przyjąć u siebie w domu, ale mamy już wigilie wielokulturowe i wieloreligijne. Nie psujmy więc świąt i zbudujmy Mu miejsce, gdzie będzie miał dobre warunki, On nie będzie stresował nas, a my Jego. Czy to jednak nie przypomina budowania świętości poza człowieczeństwem? Czy to rzeczywiście nasz wyraz troski o świętość czy o święty spokój? Tak bardzo wyidealizować Jego świętość, żeby nie było cienia wątpliwości, że dla nas jest ona nieosiągalna.

Chcemy świętych, ale czy chcemy żyć jak oni? Co łatwiej by nam przyszło: postarać się o własną świętość czy przeprowadzić kwestę na proces kanonizacyjny kogoś innego? Tak bardzo staramy się o świętość innych, że nie mamy już czasu na własną. Rodzice chcą tak bardzo zaprowadzić dziecko do I komunii, że już sami nie mają siły z niej skorzystać. Tak bardzo chcą zadbać o bierzmowanie nastolatka, by bronił wiary, przed samymi rodzicami…

Urodzić Boga dla kogoś. Jak pięknie wygląda młoda osoba wioząca do kościoła staruszkę. Jakie to piękne, taki chrześcijański Uber. Czy aby poważnie myśleć o swojej wierze, trzeba być po chemii, na wózku i po osiemdziesiątce?

Posprzątać myślenie – ostatnia czynność przed Bożym Narodzeniem. Ma się urodzić Emmanuel – Bóg z nami. Czyli z kim, w czym i po co? Gdzie ma się urodzić Bóg, by nie naruszył poglądów, światopoglądów, rozdziału Kościoła od państwa? Może zanim zaczniemy eksperymentować w skali kraju, zróbmy eksperyment w mikroskali. W małżeństwie: jeśli żona jest wierząca a mąż nie – rozdzielić. Przecież nie da się żyć wspólnie z takimi różnicami światopoglądów. To chyba oczywiste!

Chrońmy wiarę i chrońmy rozum. Bo jeśli te porządki radykalnie się rozdzieli, trudno orzec, co ucierpi bardziej.

Umieć się cieszyć Adwentem

Trzecia Niedziela Adwentu jest niedzielą radości. Zachęca do tego, by umieć się cieszyć. Ile razy o tym myślę, przypomina mi się Immanuel Kant i jego krytyka szczęścia. Istota owej krytyki polegała na tym, że szczęście jest na tyle subiektywne, że nie może być ideą wspólną dla wszystkich. Podobnie jest z radością. Zależy ona od wieku, zdrowia, sytuacji, słowem – jest subiektywna. Co więc może być wspólną radością dla wszystkich? Z pewnością nie potrafimy się cieszyć z tego samego. Wspólne jednak może być to, że mamy zdolność do radości, taką fundamentalną, przyrodzoną.

Pierwszym momentem, który zachęca do refleksji jest adwentowa zmiana. Od 17 grudnia Adwent zaczyna żyć nowym życiem oczekiwania na coś konkretnego. Coś co było przedmiotem pragnień staje się bliskie, wręcz namacalne. Co więcej, nie wypływa z człowieka, ale przychodzi z zewnątrz. Nie jest to więc jakaś zwielokrotniona projekcja małych doświadczanych radości.

Przedmiot adwentowej radości nie jest też pozaświatowy. Niewątpliwie przekracza świat i nasze oczekiwania. Nie oznacza jednak, że jest poza światem. Nie zrodził go świat, ale on wszedł w świat. I to co chyba najważniejsze – przedmiot naszej radości stał się nie tylko konkretem, ale Osobą. Może więc nie tylko sprawić radość, ale być samą radością przez fakt jedności i relacji z Nim.

Słuchałem dzisiaj ciekawej audycji mojego przyjaciela, Profesora, na temat filmu religijnego. Jego wniosek jest zaskakujący – najlepsze filmy religijne nie ukazują Boga, ale opowiadają Go człowiekiem, jego przeżyciami, doświadczeniami. Najgorsze próbują udawać, że wiedzą, jak Go pokazać, jak wygląda. Adwent jest czasem, w którym Bóg przynosi radość. Nie polega ona jednak na tym, że Bóg zostawi nam swoje zdjęcie czy nagrany film, ale pozostawi nam mnóstwo osób wokół nas i w każdej z nich będzie wyrażał fragment siebie. My zaś mamy całe życie, by z tych spotkanych bosko-ludzkich fragmentów próbować poskładać możliwie najwierniejszy Jego portret. Budujemy ten portret po to, by kiedyś umieć Go rozpoznać.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights