Dzisiejsza niedziela w liturgii ukazuje bardzo wymowną scenę: uczniowie przychodzą złożyć sprawozdanie z dnia pracoholika, a zamiast podziwu i zrozumienia dla ogromu ich pracy, otrzymują zalecenie, by odpoczęli. Czy to nie kłóci się z niektórymi ideami ewangelizacji – żniwo wielkie, czasu mało, pracy dużo, wrogów jeszcze więcej…?
Zabieganie ludzi wierzących (łącznie z pasterzami) stało się kryterium jakości ich życia. Ludzie wiary są zabiegani jak otaczający ich świat, czasem nawet ten świat próbują prześcignąć. Zachęta do odpoczynku jest wezwaniem do tego, by żyć trochę inaczej niż zabiegany świat. Niekiedy wydaje się, że tylko kiedy będziemy zabiegani, zasłużymy na docenienie i zauważenie. Tak bardzo stajemy się wtedy zrozumiani przez innych pracoholików, tak bardzo się z nimi utożsamiamy. Kiedyś jeden adept życia duchowego przyszedł do mistrza z pytaniem, czy po nawróceniu musi się wyrzec świata? Mistrz mu odpowiedział: Nie. Po nawróceniu świat wyrzeknie się ciebie. Może za bardzo podziwia się nas za pracę, a za mało za umiejętność znalezienia ciszy, odpoczynku, miejsca na refleksję, uczenia tej refleksji innych.
Czy są jakieś kryteria duchowego pracoholizmu? Tak. Widzenie wroga nawet wśród swoich: owca wrogiem owcy, pasterz wrogiem pasterza. A wzorowy duszpasterz staje się konserwatorem tego muru wrogości. Wezwanie do odpoczynku jest jednocześnie wezwaniem do wyzbycia się hipokryzji. Hipokryta oznaczał pierwotnie aktora. Gra się wyciszenie przed Bogiem, a w środku jest się kłębowiskiem niezałatwionych spraw. Pasterz boi się ciszy, bo wydaje mu się, że cisza nudzi słuchacza.
Odpoczynek jest również momentem odreagowania od poszukiwania wrogów. A kiedy przestaje się szukać wroga, zostaje więcej czasu na dostrzeżenie brata. Może szczególnie od tego zabiegania o wroga musimy wszyscy odpocząć.