Wiara a chleb codzienny

Historia (nie tylko biblijna) pokazuje, że człowiek idzie za kimś, kto daje chleb. Dla chleba potrafi on zmieniać poglądy, uczyć się języka obcego. Raz uczy się niemieckiego, gdy zatrudniła go firma niemiecka, innym razem angielskiego, zresztą z tego samego powodu. A kiedy chleb się kończy, pyta z rozżaleniem: po co ja się uczyłem? Stawiam więc pytanie o język ojczysty? Przez „ojczysty” nie rozumiem „chlebowy”. W ojczystym języku chodzi o coś więcej.

Język wiary. Po co się go uczyć? Język przyswojony, to język, w którym człowiek zaczyna myśleć, nie tylko mówić. Kiedy ktoś nauczy się obcych słówek, a wkłada je w polskie konstrukcje, brzmi to bardzo dziwnie. Podobnie brzmi język wiary, w którym niewierzący wykorzystuje „słówka” wiary. Konstrukcja pogańska (wygrać wybory, zniszczyć przeciwnika), a „słówka” wiary (troska o ojczyznę, o wiarę, o człowieka). Znam kilku polityków, którzy broniąc rodziny pokazują, że bez trwałej wspólnoty niczego się nie osiągnie. Jednocześnie ci sami ludzie zmieniają kościoły w zależności od księdza, który w nich pracuje. Kryterium mają proste: ksiądz musi mówić to, co człowiek chce usłyszeć. I to niby ma być sposób budowania trwałej wspólnoty? Kościół – święta wspólnota wyborców?

Człowiek uczy się obcego języka dla poszerzenia horyzontów, kultury. Dlaczego więc języka wiary uczy się dla utrzymania starych struktur i horyzontów? Chce się otworzyć na coś nowego czy też nie? Bo jeśli nie, to po co stare opowiadać w nowym języku? Po co w języku kościelnym pisać polityczne programy?

Bełkot w życiu, w głowie, w mowie.

Wiara jeszcze długo nie będzie naszym językiem codziennym. Póki co, lepiej nie używać obcych słówek, bo można się tylko ośmieszyć. I może się zdarzyć, że wybuczą buczącego.

A może to buczenie ostatnich dni jest jakąś nową formą „języka adekwatnego”? Wybuczeć, co ma się w głowie. Aż strach pytać, co w głowie!

Skąd weźmiemy chleba?

Dobre pytanie? Sugeruje ono jednak określoną formę odpowiedzi. Skąd? To zależy co odczuwa głód: ciało czy duch? Kiedy cały człowiek jest głodny, nie nasyci się wyłącznie chlebem. To dlatego mówiono w zakonach o pracy i modlitwie, o dwóch ważnych miejscach zdobywania chleba. Dzisiaj często się je przeciwstawia, przekonując człowieka, że najważniejsza jest troska o chleb codzienny (praca). Daje to sygnał – nie traktuj mnie jak człowieka!

Homo faber?

Bierze się to chyba z pomieszania ról: Kościoła i świata. Kościół coraz częściej sprowadza się do akcji charytatywnych, a świat do określania istoty religii. Nie jest to jednak właściwa rola – ani dla Kościoła, ani dla świata. Mamy na to nawet konkretne przykłady. Kiedy polityk nie ma pomysłu na uzdrowienie sytuacji gospodarczej, zaczyna zajmować się Bogiem i religią. Kiedy Kościół nie umie przyciągnąć człowieka duchowością, zaczyna specjalizować się w festynach. Nie chodzi oczywiście o kształtowanie niewierzących polityków, czy księży oderwanych od życia (kosmos [ład] niekoniecznie musi pochodzić od słowa „kosmita”). Mam raczej na myśli zachowanie właściwych proporcji – mówiąc językiem świeckim – zachowanie „działalności statutowej” każdej ze sfer.

Skąd kupimy chleba dla tak wielu, dla każdego człowieka? Ewangelia odpowiada: z resztek. By jednak z resztek wykarmić człowieka, potrzeba relacji do Boga. Może za mało doceniamy tę „resztę” czasu jaka nam zostaje, „resztę” życia. Bagatelizujemy „resztę”, czyniąc z niej czas zmarnowany. Tą resztą w ewangelicznym opisie wykarmiono tysiące. Tą resztą czasu i serca mogę pomóc drugiemu człowiekowi odnaleźć sens życia. Odnoszę wrażenie, że brakuje nam potrzeby wykorzystania „reszty”, na której buduje się rzeczy wielkie. Człowieka nie nakarmi się wyłącznie chlebem. Chleb to coś więcej niż fast food – współczesny symbol zabijania głodu, zapychania nienasycenia. Zapchanie żołądka głodu przecież nie zaspokoi. Głód – nawet ten cielesny – zaspokaja się w mózgu. To dlatego, kto lubi szybkie jedzenie jest ciągle albo wygłodniały, albo przejedzony. Pomiędzy takimi biegunami próbuje się też rozegrać życie, którego sens nie ma szansy na dotarcie do mózgu i serca.

Skąd weźmiemy chleba? Z pracy od poniedziałku do piątku, a także z codziennej modlitwy i duchowo przeżytej niedzieli. Inaczej pozostaje współczesna „teologia życia wewnętrznego”, autorstwa wybitnych amerykańskich teologów: Dicka i Maca McDonaldów.

Odpocznijcie nieco

Przychodzi pracownik do firmy: od wielu dni nie spałem, cały swój czas poświęcam dla firmy, praca jest całym moim życiem. W poradniku pracoholika ta opowieść musiałaby się zakończyć podwyżką. Kiedy zaś uczniowie przychodzą do Jezusa i opowiadają w podobnym tonie, On daje inną odpowiedź: Odpocznijcie nieco!

To słowo słyszymy w okresie wakacji. Przypadek? Nie ma przypadków!

Czasem budujemy nasze życie w oparciu o to jak chcieliby nas widzieć inni. Taki sposób budowania wystarcza do pierwszego poważniejszego kryzysu tożsamości. Ja pocieszę (zasmucę) moich czytelników – jestem już po etapie bycia syntezą koncertu życzeń, nawet tych pobożnych. Staram się już nie biegać cały dzień, kanapki nie jem na stojąco, nie sprawdzam też przed lustrem czy wyglądam na świętego. Raczej zadaję sobie pytanie, czy nie czas pójść do fryzjera? Próbuję też godzić doczesność z wiecznością – jedna i druga perspektywa jest piękna, a ich przeciwstawianie jest schizofrenią a nie uczeniem życia wiecznego.

Człowiek niewyspany widzi tylko zagrożenia. Może dlatego tak właśnie opisujemy świat: małżeństwu zagraża zdrada, młodzieży internet. Najbezpieczniejsze jest siedzenie przy ognisku domowym. Trzeba tylko pamiętać, by wygasić ogień przed pójściem na spoczynek, bo to też zagrożenie.

A może jesteśmy po prostu niewyspani?

Człowiek, który umie odpoczywać patrzy na świat z zaufaniem i nadzieją. Zabiegany i zalękniony buduje mur wokół siebie. Ale czy człowiek jest powołany do bycia konserwatorem murów dzielących ludzi? Odpocząć. Zacząć od-początku. Biblia pięknie ten początek definiuje. Uczynić naszą egzystencjalną brzdąkaninę prawdziwą harmonią. Zachwycić się życiem, którego bronimy.

Odpocząć to również przestać udawać. To męczy najbardziej. Kiedy skóra chce odpocząć, trzeba na jakiś czas ograniczyć makijaż. Kiedy duch chce odpocząć, trzeba zrezygnować z robienia makijażu sztucznej doskonałości.

Człowiek najbardziej odpoczywa, gdy jest sobą. Dla jasności dodam – gdy próbuje być człowiekiem.

Verified by ExactMetrics