Przychodzi pracownik do firmy: od wielu dni nie spałem, cały swój czas poświęcam dla firmy, praca jest całym moim życiem. W poradniku pracoholika ta opowieść musiałaby się zakończyć podwyżką. Kiedy zaś uczniowie przychodzą do Jezusa i opowiadają w podobnym tonie, On daje inną odpowiedź: Odpocznijcie nieco!
To słowo słyszymy w okresie wakacji. Przypadek? Nie ma przypadków!
Czasem budujemy nasze życie w oparciu o to jak chcieliby nas widzieć inni. Taki sposób budowania wystarcza do pierwszego poważniejszego kryzysu tożsamości. Ja pocieszę (zasmucę) moich czytelników – jestem już po etapie bycia syntezą koncertu życzeń, nawet tych pobożnych. Staram się już nie biegać cały dzień, kanapki nie jem na stojąco, nie sprawdzam też przed lustrem czy wyglądam na świętego. Raczej zadaję sobie pytanie, czy nie czas pójść do fryzjera? Próbuję też godzić doczesność z wiecznością – jedna i druga perspektywa jest piękna, a ich przeciwstawianie jest schizofrenią a nie uczeniem życia wiecznego.
Człowiek niewyspany widzi tylko zagrożenia. Może dlatego tak właśnie opisujemy świat: małżeństwu zagraża zdrada, młodzieży internet. Najbezpieczniejsze jest siedzenie przy ognisku domowym. Trzeba tylko pamiętać, by wygasić ogień przed pójściem na spoczynek, bo to też zagrożenie.
A może jesteśmy po prostu niewyspani?
Człowiek, który umie odpoczywać patrzy na świat z zaufaniem i nadzieją. Zabiegany i zalękniony buduje mur wokół siebie. Ale czy człowiek jest powołany do bycia konserwatorem murów dzielących ludzi? Odpocząć. Zacząć od-początku. Biblia pięknie ten początek definiuje. Uczynić naszą egzystencjalną brzdąkaninę prawdziwą harmonią. Zachwycić się życiem, którego bronimy.
Odpocząć to również przestać udawać. To męczy najbardziej. Kiedy skóra chce odpocząć, trzeba na jakiś czas ograniczyć makijaż. Kiedy duch chce odpocząć, trzeba zrezygnować z robienia makijażu sztucznej doskonałości.
Człowiek najbardziej odpoczywa, gdy jest sobą. Dla jasności dodam – gdy próbuje być człowiekiem.
Z całego tekstu najbardziej podoba mi się „jestem już po etapie bycia syntezą koncertu życzeń, nawet tych pobożnych.” To daje nadzieję, że jednak się da 🙂
Cóż, człowiek gubi się w życiowych rozrywkach. Heidegger nazywał to chyba popadaniem w „codzienność życia”, albo „zaabsorbowanie codziennością”. Parafrazując: popadanie w codzienność zniewala człowieka.
Spinoza często używał wyrażenia „sub specie aeternitatis”. Sądził, że codzienne zdarzenia stają się mniej przerażające, kiedy zerkniemy na na nie z punktu widzenia wieczności. Może to też jest jakieś wyjście?