Mieszkania a bezdomność – dwie perspektywy

W życiu jest ważne, by nie zaniedbywać spraw istotnych. Nie chodzi o przechodzenie z etapu na etap, jakby porzucając wyniesione doświadczenie. Chodzi raczej o umiejętne korzystanie z tego, czego się człowiek nauczył. Każda forma życia, każde powołanie rozwija się poprzez etapy. Kapłaństwo przez szacunek do słowa, potem do Eucharystii, do służby i na koniec do sprawowanych sakramentów. Małżeństwo przez dane słowo, jedność cielesną, wspólnotę rodzinną, aż po autorytet wynikający z mądrego przeżycia wcześniejszych etapów. Mąż nigdy nie może przestać być podobny do męża, ojciec do ojca, kapłan do swojego kapłaństwa.

Żyjąc etapami mamy uobecniać to, co najważniejsze. Można słowem, służbą, sakramentami, wychowaniem dzieci. Ale uobecnianie nie oznacza zewnętrznego podobieństwa do czegoś. Uobecniać to po prostu być obecnym. Co można by powiedzieć o mężu czy ojcu, który wpadałby do mieszkania, jak gdyby się gdzieś śpieszył? Co można powiedzieć o księdzu, który przewodniczy liturgii, jak gdyby najważniejsze było gdzie indziej? Być obecnym!

Znamy dobrze tekst z Pisma Świętego, który mówi, że w domu Ojca jest mieszkań wiele. W Warszawie też. Ale nie na każde mieszkanie mnie stać. Wiem, co muszę robić i ile zarobić na dobre mieszkanie w Warszawie. Ale czy wiem, co muszę robić i ile zarobić na dobre mieszkanie w niebie? Czasem patrzymy z litością na bezdomnych, a przecież to i tak krótka perspektywa. A z jaką litością powinniśmy patrzeć na przyszłych bezdomnych, na tę bezdomność bez perspektywy wieczności. Gdyby ktoś chciał się przekonać o potrzebie myślenia o tym, co po życiu, niech weźmie pieniądze i pójdzie na cmentarz. Niech spróbuje tam coś kupić. Nawet jeśli będzie miał dużo pieniędzy może kupić najwyżej dobre mieszkanie na Powązkach czy na innym cmentarzu.

Może czas pomyśleć o tym, że wielość mieszkań nie chroni przed bezdomnością. Mieszkania są tylko dla tych, którzy mają je za co kupić. Te i tamte. Co prawda odmienna waluta, ale zasada ta sama – trzeba na nie zapracować. Może więc warto pomyśleć szerzej o swojej przyszłości, a księża zamiast modyfikować świat w wymiarze politycznym i społecznym, powinni się zająć przede wszystkim deweloperką mieszkań, ale tych przyszłych. Z takiego podziału ról skorzystają wszyscy.

Królowa Polski a sens wiary chrześcijańskiej

Uroczystość Matki Bożej Królowej Polski jest dla niektórych wierzących najważniejszym świętem w Polsce. Tymczasem to nie przymierze Polski z Maryją daje sens wierze, lecz wiara chrześcijańska jest źródłem sensu dzisiejszej uroczystości. Prawdą jest, że w wymiarze narodowym nie zrozumie się istoty tej uroczystości bez historii narodu. Natomiast w wymiarze duchowym nie zrozumie się sensu narodowej uroczystości bez odniesienia do przymierza z Bogiem opisanego w Księdze Rodzaju i w Apokalipsie.

W Księdze Rodzaju, po grzechu pierworodnym zostaje ustanowiony znak nieprzyjaźni Niewiasty i Jej potomstwa z szatanem. Każdy kto się opowiada za potomstwem Niewiasty wyraża wolę powrotu do przymierza, każdy zaś, kto opowiada się za szatanem, odwraca się od przymierza.

Nowego sensu przymierzu nadają słowa z Apokalipsy: „Świątynia Boga w niebie się otwarła i Arka Jego Przymierza ukazała się w Jego świątyni”.  Co oznacza otwarcie świątyni? Należy je rozpatrywać w kontekście dwóch innych znaków: rozdarcia szaty arcykapłana w procesie Jezusa i rozdarcia zasłony w świątyni jerozolimskiej. Zgodnie z religijną tradycją w czasie procesu na znak bluźnierstwa dopuszczano rozdarcie szaty przez arcykapłana. Zrobił to arcykapłan w czasie procesu Jezusa – świadectwo Syna Bożego uznał za bluźnierstwo. Jako odpowiedź na ten znak następuje rozdarcie zasłony w świątyni – staje się to wyrazem odpowiedzi Boga na bluźnierstwo, jakim było skazanie Jezusa na śmierć. W Apokalipsie otwiera się świątynia i ukazuje się Arka Przymierza, która symbolizuje odrodzenie przymierza człowieka z Bogiem. Maryja staje się więc niewiastą z Księgi Rodzaju i z Apokalipsy. Staje się Matką Słowa, czyli zapowiedzianego potomstwa, które zniszczy głowę węża. Maryja rodzi Mężczyznę, który jest obrazem Ojca. Obraz ma podwójne znaczenie. Po pierwsze oddaje podobieństwo; po drugie, objawia wspólny charakter Boga i Mężczyzny zrodzonego z niewiasty. Tym charakterem, czyli znakiem rozpoznawczym jest bycie Słowem. Słowem, które zrodziło świat, Słowem, które wcieliło się w świecie i Słowem, które zbawia świat.

W momencie śmierci Jezusa Słowo objawia się na nowo. Maryi, Matce Słowa, ukazuje pierwszy owoc Słowa – Jana. Jan staje się przedłużeniem potomstwa Słowa. W ten sposób dla Maryi jest on w wierze nowym synem, Maryja zaś dla niego nową matką. Łączy ich Słowo Wcielone – ta, która rodzi, staje się Matką wszystkich zrodzonych przez Słowo; ten, który jest zrodzony ze Słowa jednocześnie rozpoznaje w Maryi Matkę rodzącą Słowo i Jego potomstwo.

Uroczystość Królowej Polski w wymiarze narodowym nie jest więc źródłem uroczystości wiary. Przeciwnie, bez odniesienia do fundamentalnego przymierza człowieka z Bogiem, uroczystość ta nie miałaby uzasadnienia. To nie z odrzucenia Słowa Maryja staje się Królową, ale z faktu przyjęcia Słowa jest Ona Królową, czyli zabezpieczeniem i pamięcią przymierza. W przeciwnym razie uczynimy z Maryi symbol naszej narodowej niewiary.

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights