Czekam na cud czy na akceptację codzienności?

Czekam. Słowo klucz wielu z nas. A czy kiedy naprawdę, gdy czegoś mi brakuje stać mnie tylko na czekanie? Może więc nie czekam na cud, ale uciekam od codzienności? Nie brakuje nam zbyt wielu rzeczy. Może narzekamy na opłaty, drożyznę, ale wyjeżdżamy już nie tylko w wakacje, ale w czasie ferii, świąt. Jednak narzekamy. A może ta obfitość rzeczy jest tylko pozorna? Może nie brakuje mi rzeczy, ale zabrakło miejsca na relacje. Ewangelia opowiadająca o cudzie w Kanie Galilejskiej ukazuje niebezpieczeństwo braku. Coś za chwilę może się skończyć, coś pokaże brak przezorności gospodarza, wesele zamieni się w smutek. Może w moim życiu, pośród wesela, też zaczynam przeczuwać brak. I nie jest to brak rzeczy i możliwości. Dopada mnie samotność, bo czuję, że za chwilę mogę być bardzo samotny na tym weselu świata.

Czekam na cud. Nie jest on jednak magią, lecz działaniem. Zdarza nam się mylić oczekiwanie z odpowiedzialnością. Oczekiwać mogę dopiero wtedy, kiedy coś zrobiłem. Czekam na owoc, skutek. A jeśli nic nie zrobiłem, na co czekam? Czy gdyby w Kanie Galilejskiej nie napełniono stągwi, czy wydarzyłby się cud? Bóg tylko raz, na początku, stwarzał z niczego. A potem stwarza już z codzienności. Cud nie bierze się z nieba, ale z codzienności. Warunkiem cudu jest tylko dopuszczenie Boga do niej.

Bóg nie jest Bogiem kryzysu. Obserwując ludzi wierzących mamy właściwie wybór pomiędzy dwoma opcjami. Być z tymi, którzy się śmieją, albo być z tymi, którzy płaczą. Decyzja nie zależy tylko od znajomości Pisma Świętego, szczególnie jednego z błogosławieństw – błogosławieni, którzy płaczą… Często wybór jest uwarunkowany wiekiem, okolicznościami życia, tym, co nas spotyka. Cud w Kanie pokazuje, że Boga można spotkać też na weselu. Wcale to nie wyklucza, że w tym samym czasie ktoś był chory, umierał. Czasem warto sobie uświadomić, że w tym samym czasie, w którym rodzi się dziecko jednocześnie ktoś umiera. Czy matka, która rodzi ma z tego powodu płakać. Kiedy ludzie biorą ślub, w tym samym czasie inni się rozwodzą. Czy to powód, żeby odroczyli decyzję, bo czasy są trudne? Bóg nie jest Bogiem kryzysu, ale nieprzemijającej radości. Nie jest Bogiem biednych ani bogatych. Jest Bogiem naszej codzienności. Powodem do smutku może być tylko to, że z pewnością nie jest Bogiem spełniania zachcianek, lecz obietnic. Bóg nie wszystko obiecał i dlatego nie wszystko musi dać. Natomiast z pewnością da to, co obiecał, a to czego nie da nie zawsze jest pierwszoplanowe w życiu. Każdemu dał podwójny cud: cud życia i cud zachowania tego życia przed unicestwieniem. Warto czasem postawić sobie pytanie, czy czekając na inne cuda przyjąłem ten pierwszy.

Nikt z nas nie ma wiary. Brzmi okropnie, a jednak to prawda. Bo też nikt z nas nie ma żadnej z ulic Warszawy. Cieszymy się tym miastem, ale ono nie jest nasze, a przynajmniej nie tak, jak nasze rozumiemy. Nie dzielimy ulic, placów. One są i są dla nas. Podobnie z wiarą. Jest ona drogą sensownego kroczenia z Bogiem. Nasza jest o tyle, że w danym momencie jesteśmy na konkretnym etapie drogi. Ale ani ona nie jest nasza, ani nie idziemy nią sami. Czasem tylko możemy się poczuć jak człowiek na drodze, który dla innych użytkowników może być wsparciem lub zagrożeniem. Czy umiem korzystać z drogi wiary? Czy umiem się nią cieszyć z innymi? Mam życie, jak w Kanie mieli wodę. Ważne tylko, by usłyszeć, co mam z nim zrobić. I to będzie prawdziwy cud.

Chrzest – niebezpieczny eksperyment

Religia – wiara. Każdy człowiek, który próbuje uzurpować sobie jakąkolwiek władzę, zaczyna od nakreślenia obszaru wolności człowiekowi. Samo to sformułowanie brzmi dziwnie: nakreślić obszar, czyli zniewolić do wąsko rozumianej wolności. Tak czyni magia, tak czyni źle pojęta religia, tak czynią źle rozumiane wspólnoty. I w tym momencie pojawia się chrzest jako niebezpieczny eksperyment. Niebezpieczny dla wszystkich, którzy chcą człowiekowi zdefiniować życie i nakreślić ramy wolności. W magiach i skostniałych religiach człowiek (przywódca) próbuje nakreślić obraz bóstwa. Tak masz widzieć, wierzyć, rozumieć. Tymczasem w wierze Bóg daje poznać siebie. Rodzi się jednak pytanie: Jak można poznać Boga? Przecież to trudniejsze niż poznanie świata, kosmosu. Boga można poznać przez uczestnictwo w Jego życiu. Ważne, by dać się porwać Objawieniu, a nie budować obrazu Boga ze śladów pozostawionych w świecie.

Chrzest – niebezpieczny eksperyment. I w tym momencie refleksji pojawia się chrzest. Nie jest on formą przynależności do grupy, która będzie budować obraz Boga. Jest dokładnie odwrotnie. To zdolność pojedynczego człowieka do udziału w życiu Boga pozwala nadać formę wspólnocie. Chrzest daje poznanie Boga przez uczestnictwo, a jednocześnie czyni człowieka zdolnym do odkrywania sensu. Polega on na nadawaniu znaczeń rzeczywistości, zdolności interpretacji osobistego doświadczenia i uchwycenia celowości człowieka i świata.

Chrzest jako otwarty dostęp. Prawda i sens są z natury otwarte. Pozorne ich zamknięcie wynika z braku wysiłku ze strony człowieka. Żeby w życiu poznać sens czegokolwiek, trzeba się trochę wysilić. Podobnie jest z chrztem jako dyspozycją do odkrycia sensu i prawdy. Każdy ma przystęp, nie ma kodów dostępu, Bóg daje siebie w pełnej otwartości. Stąd wprowadzenie człowieka w obszar łaski, a więc zdolności odczytywania sensu, nie jest zasługą człowieka.

Ochrzczony a wspólnota. Po co więc ochrzczonemu przynależność do wspólnoty? Czy nie jest to próba ponownego zniewolenia i podporządkowania człowieka? Chrzest włącza w życie Boga i w Jego Mistyczne Ciało jakim jest Kościół. Skoro tak, do życia chrztem potrzebny jest Kościół. Ale nie jako jakakolwiek wspólnota, ale wspólnota, która wyrasta ze świadomości bycia Kościołem. W ten sposób Kościół jako wspólnota sensu staje się „miejscem” wspólnotowego nadawania znaczeń, wspólnotowej interpretacji doświadczenia oraz wspólnotowemu odkrywaniu celowości człowieka i świata.

Życie i wolność. Dla kogo więc chrzest? Dla każdego, kto ceni życie i wolność. Bo człowiek otrzymuje życie (wyrwanie ze skutków śmierci, łaskę czyli umiejętność czytania sensu i dary Ducha Świętego jako kompetencje uświęcania życia. Jest włączony w Kościół, czyli odtąd nie jest sam, a w sakramentach może się ożywiać, umacniać i uzdrawiać. Otrzymuje też rozumienie powołania do świętości – kapłaństwo powszechne – dzięki sakramentom może człowiek uświęcać własne życie, otrzymuje także znamię chrztu – ślad, że nigdy nie zostanie zapomniany przez Boga.

Mądrość i wiedza

Mądrość i wiedza. Stare powiedzenie mówiące o tym, że nie wystarczy dużo wiedzieć, aby być mądrym jest aktualne zarówno w wymiarze świeckim, jak i duchowym. Czym byłaby mądrość bez wiedzy? Gdyby człowiekowi prostemu, niewykształconemu, ale mądremu postawić pytanie, co by zrobił, gdyby miał możność zdobycia większej wiedzy, z pewnością odpowiedziałby, że chętnie skorzystałby z takiej możliwości. Nie można więc być mądrym odcinając się zupełnie od wiedzy. Ale też na niewiele by się zdała wiedza, której nie towarzyszyłaby mądrość. Jest ona swoistym sposobem korzystania z wiedzy. Jest, mówiąc językiem komputerowym, oprogramowaniem dla wiedzy. Bez niej wiedza stałaby się bezużyteczna, czy wręcz szkodliwa.

Wiedza o Bogu. A jak ma się relacja mądrość – wiedza do tematu Boga? Znamy dobrze zdanie z Pisma Świętego, które mówi, że Boga nikt nigdy nie widział. Nawet ci, którzy mieli doświadczenie widzenia ziemskiego Jezusa, mieli często problem z dostrzeżeniem w nim Boga. Przejście od widzenia Jezusa do zobaczenia i uwierzenia w Boga nie jest ani proste, ani oczywiste. Pomaga w tym wcielenie Syna Bożego. Przyjmując ludzką naturę, pokazał jednocześnie jak ją przemieniać, żeby stała się przejściem do poznania najpierw natury boskiej w Chrystusie, a potem doświadczenia w niej Boga.

Natura Boga a natura człowieka. Jaka jest więc natura Boga, że tak trudno ją poznać? Bóg jest Miłością. Aby to zrozumieć, trzeba zauważyć to „jest”. On nie stał się, nie zaczął być miłością, lecz jest nią zawsze i od zawsze. Oznacza to, że Bóg nie zaczął kochać po stworzeniu, lecz stworzył ponieważ jest samą Miłością, a do jej natury należy otwierać się w stwórczym akcie. W ten sposób zmienia się również podejście do rozumienia natury człowieka. Jest on w zamyśle Boga od początku, nie jest stworzony „przy okazji” stwarzania świata, lecz to świat jest stworzony dla człowieka, by stawał się miejscem „wyrażania się” miłości, w której począł się człowiek. Świat nie jest więc autonomiczny, w tym sensie, że z istoty jest miejscem odzwierciedlenia miłości. Jeśli taki nie jest, to takiego świata nikt nie potrzebuje. Może czasem dlatego tak bardzo niszczymy świat, by wreszcie się obudzić i zrozumieć w oparciu o jakie wartości powinien być budowany. W ten sposób – jakby intuicyjnie – domagamy się odpowiedzi. Powtórzę raz jeszcze – świat nienawiści nie jest nikomu potrzebny.

Spór o początek. Jak więc zrozumieć sens świata i człowieka? Na początku Bóg stworzył… Ale nie jest to stworzenie w czasie, lecz przy okazji stworzenie czasu. W momencie kiedy wieczny Bóg wyszedł „z siebie”, wtedy powstał czas. Nie ma więc boskiego początku w czasie, lecz czas stał się wraz z początkiem, jakim jest fakt, że Bóg zaczął stwarzać. Wszelkie spory o początek nie są więc sporami o zasadę istnienia wszystkiego, lecz jedynie sporami o początek w czasie. Z naukowego punktu widzenia ma sens spór o wielki wybuch czy inteligentny projekt. Ale ani jedno ani drugie nie jest rozwiązaniem początku w sensie arche. Spory o początek w czasie nie dotyczą Boga, ponieważ jest On z istoty ponad czasem.

Człowiek ma dwa początki. Kiedy szukamy własnego początku możemy go szukać w czasie świata, ale również w wymiarze duchowym. Początkiem zaś człowieka poza czasem jest zamysł Boga. Dlatego mówiąc o przeznaczeniu człowieka należy zauważyć, że wyszedł on z zamysłu Boga (spoza czasu) i realizując się w świecie czasu ma wrócić do spełnienia w Bogu, znowu poza czasem. Tę drogę przeszło Słowo Wcielone. Wyszło od Ojca (poza czasem), przeszło przez ziemię (w czasie), by wrócić do Ojca (poza czasem). A przyjmując, że Jezus ma również naturę ludzką, można zrozumieć, że w niej człowiek może przejść tę samą drogę.

Taki jest właśnie sens połączenia mądrości i wiedzy.