Nieproporcjonalne reakcje

Dziwna jest nasza scena polityczna, społeczna, religijna…

W poznaniu ważne są zawsze podmiot i przedmiot. Mieliśmy zwolenników i przeciwników pochówku śp. Pary Prezydenckiej na Wawelu, obrońców krzyża na Krakowskim Przedmieściu, oskarżycieli i obrońców Nergala, zwolenników i przeciwników krzyża w sejmie, i ostatnio pomysłodawcę powrotu do kary śmierci. Były też różne reakcje: krzyż na Krakowskim Przedmieściu pozostawiony decyzjom ulicy (szokujący brak stanowiska czynników odpowiedzialnych przez bardzo długi czas), nieproporcjonalna do osoby reakcja na zachowanie Nergala (z błazna uczyniono pseudo-bohatera), krzyż sejmowy urósł do rangi drugiego miejsca „odkupienia” w Warszawie.

Nie komentuję i nie oceniam postaw poszczególnych osób. Piszę o tym wszystkim dlatego, że w ostatnich dniach zbulwersował mnie brak reakcji na propozycję powrotu do dyskusji o karze śmierci. Zabrakło tych, którzy zwykle bronili życia w każdej postaci. Nie będę powracał do argumentów, o których już kiedyś pisałem http://www.jaroslawsobkowiak.pl/kara-smierci/ (wpis z 24 lipca 2004).

Interesuje mnie tylko jedno – co powoduje rozdzieranie szat mające symbolizować zgorszenie: podmiot czy przedmiot dyskusji? Kara śmierci jest niewątpliwie ważniejsza niż problem Nergala czy nawet krzyża w Sejmie, a mamy ciągle przerażającą i dającą do myślenia ciszę w tej kwestii. A może warto przypomnieć, że również obelżywe nazwanie śp. Prezydentowej Marii Kaczyńskiej… (użyty epitet wszyscy pamiętamy i ze względu na szacunek dla zmarłej go nie przytoczę) nie zostało kiedyś zauważone i napiętnowane! Powiem inaczej: zauważone zostało, tylko ze względu na wypowiadający je podmiot zabrakło odwagi, by to skomentować.

Nie zbudujemy normalnego życia społecznego z rzeczową debatą, jeśli zaczniemy dzielić ludzi na równych i równiejszych, jeśli będziemy karać tych, których można a patrzeć przez palce na „nietykalnych”. Jeśli nasze etyczne oceny uzależnimy od sytuacji. Trudno wtedy obstawać przy tezie, że chodzi o słuszną sprawę. Bo człowiek jednak widzi. A kiedy widzi – myśli, czasem mówi to głośno, a zdarza się, że nawet o tym napisze i – o zgrozo! – ma odwagę podpisać.

Przypomina mi się stara zasada z czasów komuny: Jeśli myślisz – nie mów. Jeśli mówisz – nie pisz. Jeśli piszesz – nie podpisuj. Jeśli podpisujesz – to się nie dziw!

Staram się jednak myśleć, mówić, pisać i podpisywać. I chociaż komuna dawno minęła – ciągle się dziwię!

„Europa bez chrześcijaństwa” czy „Chrześcijaństwo bez Europy”?

W książce Światłość świata papież Benedykt XVI zapytany o obumieranie chrześcijaństwa i przyszłość Kościoła odpowiedział, że nie jest to do końca prawdą. Pytając bowiem o kondycję Kościoła w świecie odnotowuje się tendencję wzrostową. Jest ona  charakterystyczna – obumierająca Europa, przy jednoczesnym rodzeniu się i umacnianiu nowych wspólnot na innych kontynentach. O czym to świadczy?

Chrześcijaństwo w swojej historii zmieniało już kontekst rozwoju. Degenerujące się cesarstwo rzymskie w pewnym momencie przestało być glebą dla chrześcijaństwa. Wtedy właśnie nastąpił zwrot ku Germanom. Dzisiejsza diagnoza świata pokazuje, że Europa staje przed pytaniem, czy chce wyrastać z ziarna, które ją zrodziło czy udawać, że to co wyrasta z ziemi nie potrzebuje korzeni.

Europa wyrosła na gruncie chrześcijańskim i do tej pory karmiła się jego wartościami, nawet wtedy, gdy próbowała je negować. Teraz jednak można odnieść wrażenie, że próbuje wypracować własne wartości. Czy pozwolą one Europie przetrwać? Tolerancja, demokracja, płeć kulturowa, mniejszości jako kierunek rozwoju większości, język nie osadzony w rzeczywistości, narracja zamiast praw rządzących rzeczywistością, kultura zamiast natury…

A gdyby mieć odwagę i dopuścić rozwód Europy z chrześcijaństwem przynajmniej na poziomie myśli… Gdyby rozważyć alternatywę: albo „Europa bez chrześcijaństwa”, albo „Chrześcijaństwo bez Europy”?

W dobie kryzysu jedności europejskiej warto postawić sobie to pytanie i pomyśleć o jego konsekwencjach. Warto też zapytać, czy ludzie proponujący Europę bez chrześcijaństwa udźwigną odpowiedzialność za dalsze losy Europy „śmierci Boga”?

Pytanie zostało postawione. Przynajmniej nie będzie można się usprawiedliwiać, że niebezpieczeństwo takiego scenariusza nie było brane pod uwagę.

 

Dziedzictwo Europy

Czym jest Europa? Bez wątpienia nie jest kontynentem w sensie ścisłym. Przynależy do znacznie większego kontynentu, jakim jest Azja. Geograficzna granica podziału jest czymś bardzo umownym. Jeśli więc mówić o Europie jako samodzielnym podmiocie, może to oznaczać wyłącznie jedność kulturową. Mówić o kontynencie europejskim można tylko w kontekście krajów, które zostały ukształtowane przez chrześcijaństwo.

Europa początków…

Chrześcijaństwo było jednak formą inspiracji, nie zaś gotowych rozwiązań. Przyjęło z kultury greckiej koncepcję poznania czy cnoty. Tym, który w sposób bezsprzeczny w kontekście kultury żydowskiej używał terminologii greckiej był św. Paweł. To dzięki kulturze greckiej wypowiadamy się w języku pojęć abstrakcyjnych, których nie znała kultura żydowska. Z kolei koncepcja państwa i prawa miała swoje rzymskie korzenie.

Europa w kryzysie…

W odniesieniu do chrześcijaństwa należy zauważyć dwie niebezpieczne postawy. Pierwsza wywodzi się z samego chrześcijaństwa, gdzie zaczęto zbyt mocno utożsamiać je ze światopoglądem. W drugiej – krytycy chrześcijaństwa poszli zbyt daleko, nie zauważając, że przesadnym akcentowaniem błęów zaczęli podcinać samo dziedzictwo.

Jedną z większych słabości cywilizacji powstałej na zrębach chrześcijaństwa jest fakt redukowania bogatej koncepcji cnót do tolerancji. Moim zdaniem, to nie z braku tolerancji, lecz z jej nadmiaru zauważamy dzisiaj takie postawy jak nihilizm czy fundamentalizm. Kiedy człowiekowi zaczyna rozmywać się wszystko, w naturalny sposób zaczyna się bronić i stawiać granice. Nie jest to oczywiście usprawiedliwienie fundamentalizmu, lecz próba nieco innego spojrzenia na samo zjawisko.

Dalszym problemem jest relacja wiedzy do etyki. Zbyt rozległa wiedza – praktycznie nie do ogarnięcia przez jedną osobę – zaczęła utwierdzać w postawie, że taką nie do ogarnięcia wiedzą są również wychowanie i etyka. Pluralizm przekonań i postaw zatarł z kolei granicę pomiędzy „publiczne-prywatne”, „społeczne-jednostkowe”. Pluralistyczne co do postaw może być społeczeństwo, ale nie poszczególne osoby. Osoby nie da się wychować na kilku systemach etycznych, według kilku hierarchii wartości. Również sama naukowość pokazuje, że nauka oparta jest na hipotezach. Życia zaś nie można przeżywać wyłącznie na sposób hipotetyczny. Religia sprowadzona wyłącznie do racjonalności pozostawia z kolei sferę sacrum i tajemnicy wyłącznie w kręgu irracjonalności.

Przyszłość Europy…

Europa musi pozostać tworem zrodzonym ze stawiania mądrych pytań. Pytań, na które nie zawsze i nie od razu znajduje się odpowiedź. Dzisiejsza Europa oscyluje pomiędzy odpowiedziami bez pytań i pytaniami bez odpowiedzi. Na to, o co się pyta nie szuka się odpowiedzi; z kolei odpowiedzi, których się udziela często nie poprzedzają żadne pytania.

Jakich więc idei potrzebuje Europa dzisiaj? Przede wszystkim idei pojednania, ale pojętego szerzej niż płytka tolerancja. Potrzebuje też integracji wszystkich podmiotów: Europy jako całości, narodu, grup etnicznych, społeczeństw, grup zawodowych, rodzin, wreszcie – a może przede wszystkim – integracji samej osoby. Europa potrzebuje również tego, z czego została zrodzona: idei i wizji. Została zrodzona z idei świętości i wizji szczęścia jako celu ostatecznego. Europę budowali święci, czy to się komuś podoba czy nie.

O Europę pyta jednak człowiek. By mógł sensownie pytać o to, co poza nim, musi najpierw sensownie odpowiedzieć na pytanie o to, kim jest on sam. Zasadnicze pytanie współczesnej antropologii rozgrywa się pomiędzy nieosiągalnością nieba  a granicą własnych skrzydeł. Europy nie uratują propozycje rozwiązań finansowych czy gospodarczych. Europę może ocalić postawienie pytania o ideę centralną, wizję ponad podziałami. Wizję, która nie dzieli według narodów, zasobności portfela, wpływów. Europa potrzebuje wizji, która przekona człowieka, każdego człowieka. Mając nadzieję, że współczesny człowiek chce jeszcze pytać kim jest.