Są i tacy, których ludzie takimi uczynili… (sesyjna refleksja akademicka)

Każdy potrzebuje oczyszczenia. Dopóki nie musi to być alkohol jest dobrze. Dlatego siadam przed komputerem i piszę. Piszę o przerażającej i jednocześnie porażającej bezmyślności (czytaj bezsilności) człowieka. Dodam człowieka współczesnego. Dla pewności dodam ponowoczesnego. A jeszcze precyzyjniej: chodzi mi o studentów pierwszego rocznika.

Człowiek ma prawa. Może nazbyt rozszerzone, ale ma. Ma prawo do wolności słowa, do wyboru religii, światopoglądu. Ale ma też obowiązki, a jednym z podstawowych jest obowiązek myślenia i ludzkiego zachowania. Przez ludzkie zachowanie rozumiem myślenie, które przechodzi na sektory wprost nie związane z myśleniem, jak otwieranie ust. Otóż w dawnych czasach, kiedy człowiek otwierał usta by ziewać, próbował je zasłonić. Otwierał usta z podziwu. Zagryzał wargi ze złości. Nigdy jednak nie otwierał ich tylko po to, by otwierać, to znaczy by korzystać z wolności słowa.

Kto tak człowieka skrzywdził? Biblia podsuwa kilka możliwości, z których najbardziej przekonuje mnie następująca: są i tacy, których ludzie takimi uczynili. Można pytać, jacy ludzie? Opowiem anegdotę. Rozmawia dwóch gimnazjalistów na teście. Pierwszy mówi: myślę, że pierwsze będzie „a”, drugie też. Zastanawiam się nad trzecim, bo wydaje mi się, że też będzie „a”. Coś ty! – odpowiada drugi. To niemożliwe, żeby „a” było trzy razy pod rząd.

W testach jesteśmy w czołówce europejskiej. Gorzej, gdy może być „a” pięć razy pod rząd i to jest odpowiedź prawidłowa. Ale powróćmy do diagnozy: są tacy, których ludzie takimi uczynili. Ludzie to my, pokolenie starsze, które samo dla siebie ocaliło jeszcze resztki myślenia, ale w stosunku do młodego człowieka wolimy go kochać. Kochamy więc człowieka źle pojętą antropologią teologiczną: mamy kochać słabych, upośledzonych, niedorozwiniętych, więc robimy wszystko by kochać i by grono młodych ludzi do kochania się powiększało. A wystarczyłoby przez kilka semestrów „być w nienawiści u ludzi”. Ale w tej „nienawiści” zmuszania do myślenia być konsekwentnym. Wtedy po kilku semestrach można by powrócić do człowieka, by go kochać, ale nie w imię słabości, upośledzenia. Wtedy moglibyśmy kochać człowieka samodzielnego, myślącego, który nie otwiera ust wyłącznie po to, by ziewać, który potrafi korzystać z wolności słowa.

Można to zrobić pod warunkiem, że nie kochamy szablonem. Jeśli dziecko – obojętnie co zrobi – ciągle będzie słyszało „zrobiłeś to świetnie”, w końcu  przestanie wierzyć w kryjącą się za tym miłość. Jeśli przyjmiemy założenie, że wszystko co młody student zrobił „było bardzo dobre”, w końcu na którymś roku też w nas zwątpi. Tak wiele zależy od mądrej miłości do młodego człowieka. Tak wiele zależy od nas, jeśli tylko nie będziemy przejmować się średnią, a zaczniemy przejmować się człowiekiem.

On kiedyś zada sobie pytanie czy kochaliśmy go naprawdę…

I sobie odpowie.

Boże Narodzenie 2013

Nikt nie jest samotną wyspą. Cały szereg naszych cech, wyuczonych zachowań zawdzięczamy innym, społeczeństwu, kulturze. Ale Bogu zawdzięczamy istnienie. On stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Cieszymy się tą równą godnością, a jednocześnie piękną różnorodnością. Jesteśmy wdzięczni Stwórcy, że nie musimy zaczynać wszystkiego od początku, że nie musimy wymyślać siebie.

Wszystkim moim Czytelniczkom i Czytelnikom życzę odkrywania człowieczeństwa, które przyjął sam Bóg. Jesteśmy równi w godności i różni w jej przejawach, bo jakże piękna jest godność mężczyzny i kobiety zadana na całe życie. Dzięki niej odkrywamy swoje zadania i próbujemy opisać życiowe role, wiedząc, że tylko Bóg Rembrandta ma jedną dłoń mężczyzny, drugą kobiety. My potrzebujemy tej drugiej, dopełniającej dłoni. Właśnie dlatego Bóg powierza kobietę mężczyźnie. Stają się jednością, która niczego nie zaciera, ale też nic jej nie rozerwie, bo jest nią miłość.

Tej właśnie miłości, która stała się człowiekiem i zamieszkała między nami życzymy sobie w tę szczególną noc. Noc cichą, bo świętą…