Chrzest – znaczenie – przeznaczenie

Często w chrześcijaństwie można usłyszeć konferencję o znaczeniu chrztu. Traktuje się ten sakrament jako rzeczywistość, która mogłaby istnieć bez człowieka – chrzest sam w sobie. Tymczasem chrzest jest wpisany w wyznanie wiary, zwane Symbolem Apostolskim. Symbol oznacza zaś połączenie dwóch rzeczywistości: Boga i człowieka. Trzeba zatem czytać to wyznanie nieco inaczej wierzę ja (osoba) w Boga (Osobę). Chrzest stanowi więc podstawę relacji interpersonalnych. Nawrócenie w tym kontekście oznacza przejście od „wierzę w Boga, nie wierzę w siebie” czy „wierzę w siebie, nie wierzę w Boga” do „wierzę w Boga, więc zaczynam wierzyć w siebie”.

Zamiast pytać o znaczenie chrztu, lepiej pytać o to co znaczy, dosłownie – co oznacza w moim życiu. Co oznacza, czyli czego dotyka, czemu nadaje kierunek.

Znaczenie domaga się też pytania o przeznaczenie. Kiedy sam sobie nadaję znaczenie, znaczę momenty życia pozbawiając je początku i końca. Trochę tak, jak gdyby twierdzić, że jest się znawcą filmów, ale ogląda się je bez pierwszych dziesięciu minut i kończy oglądanie kilka minut przed końcem. W odniesieniu do człowieka można powiedzieć, że oznacza to świętowanie urodzin, zapominając o poczęciu. A poczęcie to początek, ten prawdziwy. Kiedy Kościół broni życia od poczęcia do naturalnej śmierci, chce powiedzieć dokładnie to: broni tych brakujących minut do zrozumienia sensu życia jako całości.

Chrzest domaga się też kontekstu, podobnie jak narodzenie. Nie można narodzić się poza kontekstem. Można zamazywać kontekst, przenosić się w inny, ale prawdą jest, że każdy z nas urodził się w kontekście. I każdy ochrzczony został zrodzony do wiary w kontekście. Tym kontekstem wiary jest Kościół.

By lepiej zrozumieć co daje mi wiara, warto zacząć chodzić na chrzty i pogrzeby. One pozornie nie wiążą się z życiem codziennym. W rzeczywistości są to te brakujące minuty początku i końca, bez których nie zrozumie się całości.

Szczęśliwego (Nowego) Roku!

Kategoria nowości może oznaczać przynajmniej dwie rzeczywistości: nowe, ponieważ do tej pory nie było 1 stycznia 2023 roku, ale również nowe w sensie jakościowym – inne niż do tej pory. Życzenie szczęśliwego (nowego) roku w tym drugim znaczeniu jest o wiele bardziej wymagające, gdyż domaga się gruntownego przemyślenia treści życzeń.

Stary rok zakończyliśmy informacją o śmierci papieża Benedykta XVI. Można by podsumować po ludzku: 95 lat, świadek epoki, która odchodzi do historii, koniec pewnej epoki życia świata i Kościoła. Pytanie jednak, czy Benedykt XVI był wyłącznie świadkiem swojej epoki czy też kimś więcej? Żyjemy w czasie, który przecina wieczność. Nasz czas i nasza chronologia są jak ocean, który pogrąża nas poprzez nasze zadania, role, sprawy. Przypomina trochę człowieka płynącego cały czas pod wodą. Niby płynie, ale trudno pod wodą zweryfikować kierunek. Trzeba się wynurzyć, by zobaczyć, ku czemu prowadzi nas to, co nas na co dzień pogrąża, otacza, absorbuje. Tym właśnie wystawieniem głowy ponad ocean czasu chronologicznego jest wieczność. I tę zdolność posiadał niewątpliwie Benedykt XVI.

Wynurzał się wielokrotnie, by uchwycić kierunek. Zrobił to po reformatorskich prądach soborowych, kiedy zauważył, że reforma nie może oznaczać nowej reformacji, czyli zjawiska dla zjawiska, ale że ma to być reforma Kościoła, czyli najpierw trzeba poznać Kościół. I znowu, obserwując przeobrażenia strukturalne Kościoła wynurzył się z oceanu czasu, by uchwycić to co najważniejsze – Kościół nie jest zrzeszeniem federacyjnym, ale Kościołem communio, komunii najpierw człowieka z Bogiem, potem ludzi między sobą. Kiedy próbowano – z duchem czasu – zrelatywizować moralność, znowu wysunął głowę ponad ocean czasu i z mocą głosił potrzebę przywrócenia miary – nakreślenia granicy dobra i zła. Kiedy zaczęły pustoszeć kościoły, nie poddał się fali zwątpienia i panicznego lęku, ale z głową uniesioną ponad czas mówił z mocą o potrzebie małych wspólnot, ludzi prawdziwie żyjących wiarą, nie oglądających się na statystyczne większości. Gdy dostrzegł, że niektórzy próbują ocalić Kościół poprzez związek z polityką, nakreślił swoje myśli na temat ducha liturgii, ukazując, że to żywa liturgia jest miejscem odkrywania odpowiedzi w jakim kierunku pójść.

Nowy rok to czas błogosławieństwa. Czytana dzisiaj Księga Liczb pokazuje, że błogosławieństwo Boga otrzymujemy przez człowieka. Dlatego w narodzie wybranym była tradycja błogosławienia wszystkich przy różnych okazjach. Moje błogosławieństwo spływa na ciebie, twoje na mnie. Bóg zawsze błogosławi przez innych. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza wtedy, gdy do rangi wierności Ewangelii urasta nienawiść do inaczej myślących, wierzących, słowem do wszystkiego co inne. Nie da się złorzeczyć człowiekowi i oczekiwać błogosławieństwa od Boga.

Pytajmy siebie, komu w tym roku chcemy błogosławić i od kogo możemy się spodziewać błogosławieństwa. Bóg zawsze błogosławi nam przez drugiego człowieka.

Dopiero teraz zaczynamy rozumieć treść tych prostych życzeń: Szczęśliwego Nowego Roku!

Verified by ExactMetrics
Verified by MonsterInsights