O mądrości słów kilka

Czym jest mądrość? Najprościej można powiedzieć, że rozumnym czuwaniem. Oznacza to, że zarówno mądrość bez czuwania, jak i czuwanie bez mądrości nie mają sensu. Czuwanie łączy się z nadzieją, a nadzieja musi mieć przedmiot – konkretny!

Czuwać, by nie przegapić. Św. Tomasz – komentując postawę nieroztropnych panien z Ewangelii – nazywa je „córkami ociężałości”.

Jesteśmy w środku pandemii. Może więc warto zastosować metodę, którą stosuje się przy obserwacji objawów SARS-Cov-2. Nikt przecież nie ma pretensji do kogoś, że określił symptomy choroby. To niczego nie narzuca, a tylko pozwala na stwierdzenie, czy któryś z nich występuje u mnie.

Za św. Tomaszem opiszę zatem kilka symptomów choroby „córek ociężałości”. Najpierw sama ociężałość. Rodzi ona ucieczkę człowieka przed sobą samym, głęboki niepokój. Człowiek boi się być sam ze sobą, staje się duchowym włóczęgą, który stara się być jak najdalej od siebie. Przed myśleniem ucieka w mówienie, zaczyna przejawiać nienasyconą żądzę namiastek. To jeszcze bardziej potęguje niepokój, czyli chorą żądzę tego, co nowe. Ostatecznie rodzi to niestałość chcenia, a nawet istnienia.

To jednak choroba podstawowa. Ale ma ona również choroby współistniejące. Św. Tomasz wskazuje na cztery: tępota, małoduszność, wzburzenie i zamierzona złośliwość. Opiszę dwie ostatnie.

Wzburzenie. Tylko na pozór jest sprawiedliwym gniewem, a w istocie jest niezadowoleniem z samego siebie. Człowiek oczekuje wtedy nie tego, co ktoś może mu dać, lecz przeciwnie, czego dać nie może. Pozostaje jeszcze sumienie, które trzeba zagłuszyć, bo przypomina. Rezygnując z tego co wielkie, w konsekwencji widzi się i szuka tylko tego, co małe.

Druga choroba współistniejąca to złośliwość. Przejawia się w życiowym i egzystencjalnym „nie”. Ma dwie odsłony: fałszywą pokorę (pokorą usprawiedliwia złośliwą postawę) oraz pyszne odrzucenie (odrzuca zastane, tylko nie ma czego zaproponować). Konsekwentnie choroby współistniejące ociężałości prowadzą do rozpaczy maskowanej ideologicznym optymizmem. W istocie nie chce się jednak tego optymizmu przekazywać dalej. Człowiek boi się życia, ponieważ boi się powielania siebie w innych.

Rodzi się jednak pytanie: Jak bardzo trzeba nienawidzić własne życie, żeby chronić przed życiem innych? I to jest chyba nowe hasło tej choroby: Kochać, czyli chronić innych przed życiem!

Jeśli zauważa się u siebie ociężałość lub choroby współistniejące, warto się zastanowić.