Handel świątynny – dwa tysiące lat później

Zbliżała się pora paschy żydowskiej… Czas szczególny dla każdego wierzącego Żyda, nie tylko dlatego, że wpisywał się w rytm świąt religijnych, ale dlatego, że miał przywoływać największe wydarzenie dla wierzącego człowieka – wyjście z niewoli. Tymczasem został on przyćmiony przez handel świątynny. A czy dzisiaj, dwa tysiące lat później, handel świątynny nie jest ciągle największą przeszkodą dla człowieka, który szuka wolności i prawdy? Nie chodzi oczywiście o kioski z gazetami czynne w niedzielę. Chodzi o coś znacznie poważniejszego – kupczenie w sercu tym, co należy do istoty wiary – kupczenie swoją własną wolnością i prawdą.

Wyjście Boga do człowieka rozpoczyna się słowami o Bogu jedynym i o wyprowadzeniu z domu niewoli. Czas paschy jest więc momentem, w którym wierzący stawia sobie pytanie o jedyność Boga i o swoje rozumienie wolności. Skąd tak naprawdę płynie moja wolność, od czego i ku czemu mam być wolny, i wreszcie, gdzie tę wolność mogę na nowo odkrywać, by się nią cieszyć?

Świątynię budowano czterdzieści sześć lat. To więcej niż jedno pokolenie. Nie była to już pierwsza świątynia Salomona, nie była to też świątynia, skromniejsza, odbudowana po powrocie z niewoli babilońskiej. Była to świątynia Heroda, która miała zachwycać swoim rozmachem, która ostatecznie miała pokazać, kto jest wielki i komu zawdzięcza się wolność. Symbolem rozmachu były dziedzińce, na których dokonywało się sprzężenie religii i świata pogańskiego. Tak właśnie nazywało się pierwsze miejsce na drodze do najświętszej części świątyni – dziedziniec pogan. To na nim każdy człowiek, nawet niewierzący miał odkrywać przedsmak świątyni. Tymczasem miejsce to stało się targowiskiem w najgorszym znaczeniu.

Na pozór w handlu świątynnym nie było nic złego. W świątyni nie można było składać ofiar z pogańskich pieniędzy, gdyż one zawierały często obrazy władców. Nie będziesz czynił podobizny… Wiedział to każdy Żyd, dlatego musiał skażony pieniądz wymienić na walutę świątynną. Również składając ofiarę ze zwierząt nie można było składać na ofiarę zwierząt ze skazą. Pobożny Żyd, który często pokonywał długą drogę musiał więc nabyć zwierzęta ofiarne na miejscu. To wszystko sprawiało, że przy pobożności jednych, zaczął się prawdziwy zysk innych. Na ten właśnie dziedziniec pogan wszedł Jezus.

Wszystko na nim było symboliczne. Bankierzy byli symbolem ludzkiej chciwości, woły ofiarne ociężałości ludzkiego serca, barany – głupoty, a gołębie niestałości. Zewnętrzny chaos przeradzał się w ten sposób w wewnętrzne nieuporządkowanie.

A dzisiaj – handel świątynny dwa tysiące lat później? Co dostrzeże człowiek jeszcze niewierzący na dziedzińcu pogan? Właśnie te cechy, które zbulwersowały Jezusa: chciwość, hołdowanie niskim pragnieniom, głupotę i niestałość. To właśnie dziedziniec pogan, który miał dawać do myślenia, daje do zgorszenia. Zanim człowiek przebije się przez te niesławne cnoty, czasem zdąży już zrezygnować z takiego poszukiwania wiary i Boga.

Zburzcie tę świątynię. Gra słów w tekście oryginalnym rozgrywająca się pomiędzy świątynią z kamienia a świątynią serca. Zburzcie tę pierwszą. Porzućcie handel z Bogiem. Nie da się Boga prosić o wsparcie ludzkiej chciwości, nie można spodziewać się błogosławieństwa niskich pragnień, nie opakuje się wiary w głupotę, nie otrzyma się nagrody za niestałość.

Zburzcie tę świątynię przerobioną na targowisko, a Bóg zbuduje prawdziwą w ludzkim sercu. To jest właśnie istotą przesłania dzisiejszej niedzieli.