Mądrość poprzedza rozum

Lubię czytać biografie. One pokazują lepiej niż teorie pozbawione odniesienia do konkretnych osób, co w życiu jest naprawdę ważne. Na pewnym etapie życia ważniejsze od tego, co się mówi jest to, kto mówi. Księga Hioba jest przez wielu uważana za podręcznik zawierzenia, znoszenia cierpienia, wierności. Wszystko to prawda. Dla mnie jest ona jednak – przynajmniej w części – podręcznikiem ukazującym jak sobie radzić z wypaleniem w szerokim znaczeniu.

Do bojowania podobne jest życie człowieka […] i jak najemnik czeka na zapłatę. Skutkiem zaś jest noc, która nie daje odpoczynku… Tak mniej więcej wygląda pobieżny opis wypalenia według Hioba. Brak motywu i sensu. Podobnie może się człowiek wypalić w modlitwie. Nawet jeśli życie chrześcijańskie jest bojowaniem, to bez modlitwy przypomina raczej bojówki. Bo walka staje się sensem, sama zaś jest sensu pozbawiona.

Do Jezusa w Ewangelii nie przychodzą ludzie mający nadmiar czasu, rozbudowane koncepcje na życie czy gotowe pytania do wywiadu z wielkim człowiekiem. Przychodzą, bo dręczą ich choroby, bo życie straciło motyw i sens, bo rozum poprzedził mądrość, a kalkulacja zastąpiła rzeczywistość.

Każda epoka ma swoje konkretne skutki grzechu pierworodnego. Jedno jest wspólne – odwrócenie sensu, czyli jakby odwrócenie kierunku, w którym powinno zmierzać życie. Dopiero kiedy mądrość zaczyna poprzedzać rozum, człowiek zaczyna pojmować rzeczywistość. Kiedy odkryje potrzebę rozwoju zaczyna szukać pracy. Doświadczając potrzeby bycia kimś jednym z drugim człowiekiem, zaczyna szukać miłości. Gdy chce się zachwycać, odkrywa życie. Gdy szuka trwałego oparcia, otwiera się na wiarę. Dopiero wtedy, kiedy mądrość poprzedza rozum człowiek zaczyna rozumieć pracę, miłość, życie i wiarę. Dopiero wtedy wszystko zaczyna mieć motyw i sens.

Mądrość poprzedza rozum, ale gdzie się jej nauczyć? W demokracji chrystocentrycznej. Chrystokracja pozbawia lud władzy, a właściwie pozbawia władzy każdego. Demokracja grecka pytała komu z ludzi dać władzę. Chrystokracja zabiera władzę wszystkim bez wyjątku, by wszystkim dać zdolność odkrywania sensu. Kościół nie jest więc społecznością, która posiada władzę nad światem, ale jest wspólnotą odkrywania i ukazywania sensu. Nie musi wskazywać, kto ma władzę. Władzę ma niepodzielnie On, a największy wybierany w demokratycznej wspólnocie Kościoła, powinien być pierwszym, który oddał władzę na rzecz słuchania Boga i odkrywania w Nim mądrości poprzedzającej rozum.

Cytując jednego ze współczesnych autorów, pytam sam siebie: Czy wierzę, że taki świat jest możliwy? Nie, nie wierzę. Ale jakże byłby to piękny świat.

O mądrości słów kilka

Czym jest mądrość? Najprościej można powiedzieć, że rozumnym czuwaniem. Oznacza to, że zarówno mądrość bez czuwania, jak i czuwanie bez mądrości nie mają sensu. Czuwanie łączy się z nadzieją, a nadzieja musi mieć przedmiot – konkretny!

Czuwać, by nie przegapić. Św. Tomasz – komentując postawę nieroztropnych panien z Ewangelii – nazywa je „córkami ociężałości”.

Jesteśmy w środku pandemii. Może więc warto zastosować metodę, którą stosuje się przy obserwacji objawów SARS-Cov-2. Nikt przecież nie ma pretensji do kogoś, że określił symptomy choroby. To niczego nie narzuca, a tylko pozwala na stwierdzenie, czy któryś z nich występuje u mnie.

Za św. Tomaszem opiszę zatem kilka symptomów choroby „córek ociężałości”. Najpierw sama ociężałość. Rodzi ona ucieczkę człowieka przed sobą samym, głęboki niepokój. Człowiek boi się być sam ze sobą, staje się duchowym włóczęgą, który stara się być jak najdalej od siebie. Przed myśleniem ucieka w mówienie, zaczyna przejawiać nienasyconą żądzę namiastek. To jeszcze bardziej potęguje niepokój, czyli chorą żądzę tego, co nowe. Ostatecznie rodzi to niestałość chcenia, a nawet istnienia.

To jednak choroba podstawowa. Ale ma ona również choroby współistniejące. Św. Tomasz wskazuje na cztery: tępota, małoduszność, wzburzenie i zamierzona złośliwość. Opiszę dwie ostatnie.

Wzburzenie. Tylko na pozór jest sprawiedliwym gniewem, a w istocie jest niezadowoleniem z samego siebie. Człowiek oczekuje wtedy nie tego, co ktoś może mu dać, lecz przeciwnie, czego dać nie może. Pozostaje jeszcze sumienie, które trzeba zagłuszyć, bo przypomina. Rezygnując z tego co wielkie, w konsekwencji widzi się i szuka tylko tego, co małe.

Druga choroba współistniejąca to złośliwość. Przejawia się w życiowym i egzystencjalnym „nie”. Ma dwie odsłony: fałszywą pokorę (pokorą usprawiedliwia złośliwą postawę) oraz pyszne odrzucenie (odrzuca zastane, tylko nie ma czego zaproponować). Konsekwentnie choroby współistniejące ociężałości prowadzą do rozpaczy maskowanej ideologicznym optymizmem. W istocie nie chce się jednak tego optymizmu przekazywać dalej. Człowiek boi się życia, ponieważ boi się powielania siebie w innych.

Rodzi się jednak pytanie: Jak bardzo trzeba nienawidzić własne życie, żeby chronić przed życiem innych? I to jest chyba nowe hasło tej choroby: Kochać, czyli chronić innych przed życiem!

Jeśli zauważa się u siebie ociężałość lub choroby współistniejące, warto się zastanowić.

Nowy rok starych spraw

Jeden z moich dawnych pracowników powtarzał, że najchętniej wziąłby sobie jakiś wolny dzień 4 czy 5 stycznia, aby obchodzić Nowy Rok. Miał dość udawanych życzeń, wzruszeń, szczególnej magii dnia, po której wraca… stary rok.

Zapewne każdy z nas ma swoje osobiste doświadczenia z nowym rokiem. Statystyki podają jaki procent naszych postanowień ulega przedawnieniu. Ale też sami coraz mniej ochoczo jakiekolwiek postanowienia robimy. Doświadczenie chroni bowiem człowieka przed jednym – samookłamywaniem.

Nie mam zamiaru pisać o swoim życiu prywatnym, ani zachęcać do dzielenia się tym w komentarzach. Pozostańmy na gruncie bardziej neutralnym – życia publicznego. Zaczął się Nowy Rok a wraz z nim wróciły stare sprawy: wojna polsko-polska, Smoleńsk, nowe odsłony walki z Kościołem, wzajemna wrogość, nieufność.

Po co zatem Nowy Rok? Czy tylko po to, by stare sprawy zyskały nową moc?

A może jednak coś przegapiliśmy? Może to, że w Nowy Rok wchodzi stary człowiek – ten nieufny, podejrzliwy, pełen złych emocji. Może trzeba przestawić akcent z daty na człowieka. I kiedy narodzi się Nowy Człowiek (a chrześcijaństwo ma na to stary-nowy sposób), może i wtedy nasz Nowy Rok stanie się nowy.

Czego sobie i Drogim Czytelnikom z serca życzę – trzynastego dnia miesiąca.