Radość Wielkiego Postu

Wielki Post kojarzy się raczej z umartwieniami (naszymi), postami (naszymi), nawróceniem (naszym), modlitwą (naszą) i jeszcze kilkoma „naszymi” obowiązkami, które dołożone do i tak niełatwego życia wcale z radością się nie kojarzą. Tymczasem odkrycie istoty Wielkiego Postu zachęca do zupełnie innego spojrzenia na ten okres – w wierze nie widzimy tych wszystkich „naszych” poświęceń, ale prawdziwą radość.

Kiedy zastanawiamy się nad pontyfikatem papieża Franciszka można odnieść wrażenie, że jest to papież radości. Przywołajmy tytuły najważniejszych dokumentów: Evangelii gaudium – radość Ewangelii, Veritatis gaudium – radość prawdy czy Amoris laetitia – radość miłości. Wszystkie te dokumenty są przepełnione radością. Oczywiście radość nie pochodzi z lekkości tekstu czy banalności problemów; problemy bowiem, których dotykają te dokumenty są naprawdę ciężkiego kalibru. Ale w każdym z nich przebija jedno – radość ze spotkania Jezusa Chrystusa jako Tego, który jest centrum ewangelizacji, jako Tego, który w naukowym poszukiwaniu prawdy prowadzi do prawdy osobowej i wreszcie jako Tego, który miłości małżeńskiej, tak często rozdzieranej zdradą i niewiernością, daje radość odnalezienia prawdziwego sensu, Boga, który jest źródłem i celem każdej miłości.

Można jednak zastanowić się, czy ta radość papieża Franciszka to sens nauczania Kościoła czy cecha charakteru osoby? Może więc warto przywołać cytat innego papieża, który co do pojmowania radości staje jakby na drugim krańcu – radości tonowanej intelektem, racjonalnością, wyzbyciem się emocjonalnego stosunku do wiary. Benedykt XVI napisał w jednej z encyklik takie słowa: „Czy Kościół swymi przykazaniami i zakazami nie czyni gorzkim tego, co w życiu jest najpiękniejsze? Czy nie stawia znaków zakazu właśnie tam, gdzie radość zamierzona dla nas przez Stwórcę ofiarowuje nam szczęście […]”?

Najprościej mówiąc, radość to odkrycie tego co najważniejsze. To odkrycie sprawia, że człowiek zaczyna się radować. A w Wielkim Poście mamy wystarczająco powodów do radości. Po pierwsze to, że łaską jesteśmy zbawieni. Łaską, a nie uczynkami. To ona jest pierwsza i bez niej wszelki uczynek byłby tylko imitacją chrześcijaństwa. Po drugie radość wynika z faktu, że Bóg umiłował świat tak bardzo, że Jego wolą jest zbawić, a nie potępić. Po trzecie kto wierzy już został zbawiony, a kto nie wierzy, już został potępiony. A nie wierzy w Boga ten, kto już osądził człowieka, kto wie lepiej, kogo Bóg zbawi, kto swoje uczynki przedkłada nad łaskę, którą daje Bóg komu zechce.

Z czego więc cieszyć się w Wielkim Poście? Z tego, że łaska jest większa niż uczynki, że Krzyż jest większy od grzechu, że zbawienie jest silniejsze od potępienia i że sąd Boży jest ważniejszy niż sąd ludzki. To jest właśnie odkrycie sensu Wielkiego Postu, sensu, który niesie radość.

Bóg miłosierny jest Bogiem potopu

Nauczono nas wybierać pomiędzy dwoma Bogami, a właściwie bożkami. Jeden to bożek fałszywego i taniego miłosierdzia, drugi to bożek pomsty, kary i potopu. Tymczasem autentyczna wiara wymusza przywrócenie prawdziwego obrazu Boga: Bóg miłosierny jest Bogiem potopu.

Aby dojść do takiego wniosku, skupmy się najpierw na tym, z czym kojarzy nam się Wielki Post. Rozpoczyna się przypomnieniem pokus, które zaczęły niszczyć człowieka. Myślę jednak, że trzeba zdefiniować na nowo pokusy i postawić pytanie, jakie chrześcijańskie pokusy dopadają nas w Wielkim Poście A.D. 2024? Pierwsza to pokusa robienia szumu medialnego. Kiepscy specjaliści od promocji tyle właśnie potrafią. Zrobić szum bez większych rezultatów. Ilu kaznodziejów zrobiło szum medialny wokół Wielkiego Postu, a ilu pomogło ludziom się nawrócić? Mamy rekolekcje początku postu, rekolekcje w środku i dla spóźnionych; pierwszego wyboru i ostatniej szansy. Może jeszcze warto zrobić rekolekcje na godzinę przed Wigilią Paschalną? Szumem chcemy zastąpić pracę nad sobą, która jest istotą tego czasu. Pokusa druga to modlitwa za innych, najczęściej za tych, którzy grzeszą inaczej niż my. Prosty eksperyment – najwięcej w kościele jest ludzi starych; czy modlimy się za tych, którzy obmawiają, oczerniają? Modlimy się trochę w próżni nie pozwalając modlitwie dotknąć nas samych. Trzecia pokusa polega na tym, że jesteśmy już po etapie pierwotnej świętości, po etapie ulegania pokusom, teraz zaczynamy kusić Boga, czyli próbować zmienić Jego myślenie na temat życia, miłości. Niektórym wprost się wydaje, że ideałem byłoby robić to w jedności z papieżem – najpierw zmienić myślenie papieża, a potem zmieniać myślenie Boga.

Potrzeba więc potopu jako znaku Bożego miłosierdzia. Człowiek nie został pozbawiony szansy ocalenia. Po jednej stronie miał świat symbolizujący grzech, po drugiej Arkę. Wiedział, że zło musi zostać zniszczone, Arka przetrwa, trzeba wybrać dobry kierunek. Bóg nie zniszczył człowieka, ale zło, a człowieka tylko wtedy, gdy przylgnął do zła. Przypomina to pożar domu. Jest taki moment, w którym trzeba porzucić to co w środku, by uratować siebie. Jeśli człowiek nie opuści tego, co płonie, zginie sam.

Trzeba więc obrać właściwy kierunek i właściwe wyrzeczenia. Najczęściej przychodzi do głowy telewizja, komputer, używki. Wyobraźmy sobie, że się udało. Ograniczyłem oglądanie telewizji, mniej czasu spędziłem przy komputerze, nie piłem alkoholu. Przyszła Wielkanoc. No i co? No i nic, bo nie o to chodzi. Chodzi bardziej o to, że telewizja nakręca mnie politycznie i w domowym sejmie robię takie same podziały. Komputer nie służy już do pracy czy rozrywki, ale do ucieczki przed brakiem pomysłu na życie, które mogłoby mieć sens. Używki dobrze pojęte, to nie kawa na podwyższenie ciśnienia, ale coś co ma mnie odrealnić – wieczorem znieczulić, rano sztucznie nakręcić. Czy tak rozumiem swoje wyrzeczenia?

Bóg pokazuje nam grzech i świat, który do niego przylgnął. Pokazuje Arkę Przymierza, czyli miejsca łaski. Zło musi zostać zniszczone, bo inaczej zniszczy dobrych i złych. Nie można do niego przylgnąć, bo wtedy ze złem zginie człowiek, jak trzymający się kurczowo przedmiotów w płonącym domu. Wielki Post jest więc szansą, a Bóg jest jeden – Bóg miłosierdzia i potopu.