Tolerancja po europejsku

W świecie pluralistycznym, jak nigdy wcześniej, zauważa się potrzebę określenia katalogu wartości fundamentalnych (w nowomowie europejskiej zwanych standardami minimalnymi). Skoro bowiem społeczeństwo zbudowane jest na demokracji i pluralizmie, zakłada się tym samym, że żadna z wartości wyznawanych przez określone gremia nie może sobie rościć prawa do lansowania swoistej „tyranii wartości”. Temu też służy tolerancja. Nie może ona jednak oznaczać rezygnacji z prawdy, lecz jej sens musi tkwić w przeświadczeniu, iż w dążeniu do poznania prawdy należy dopuszczać wielość dróg.

                Spróbujmy zweryfikować tę ideę empirycznie. Zacznijmy od Polski. Katecheta w szkole w duchu tolerancji nie powinien pełnić funkcji wychowawcy klasy, gdyż istnieje niebezpieczeństwo indoktrynacji uczniów. Nie zauważa się jednak takiego niebezpieczeństwa powierzając wychowanie młodego człowieka zdeklarowanemu ateiście. Spróbujmy podpatrzyć inny kraj, dla przykładu Francję. Noszenie chust przez młode muzułmańskie dziewczyny jest odbierane jako zagrożenie laickiego charakteru państwa. Pomija się jednak zupełnie problem manifestowania innych poglądów zagrażających wprost funkcjonowaniu społeczeństwa. W ostatnim czasie zakaz ten usiłuje się przenieść na duchownych katolickich, którzy w szkołach usiłują manifestować najmniejsze przywiązanie do konkretnej religii.

                Przykład ostatni na skalę europejską. Komisja Parlamentu Europejskiego odrzuciła w ostatnich dniach kandydaturę prof. Rocco Buttiglione na unijnego komisarza. Powód: niewygodne poglądy na homoseksualizm. W imię tolerancji nie ogranicza się więc tych, którzy chcieliby siłą narzucić własne przekonania a ze skłonności uczynić naturę człowieka, lecz tych, którzy usiłują powiedzieć światu, że prawda istnieje a jej poznanie jest możliwe. Skoro zaś sam homoseksualizm jest pojęciem spornym, to czy w imię tej samej zasady komisja odrzuciłaby kandydaturę osoby o skłonnościach homoseksualnych? Tolerancja jest ważna, w społeczeństwie pluralistycznym wprost niezbędna. Co jednak jest jej celem i jakich granic przekroczyć nie może? Skoro tak daleko pluralistycznemu światu do obiektywnej prawdy, to może przynajmniej przyjąłby zasadę ochrony samej tolerancji i ustrzegł ją przed panoszącą się jej europejską odmianą laickiej nietolerancji?

Konstytucja UE

Wreszcie mamy konstytucję. Wydawać by się mogło, że nierealne stało się faktem. Czy rzeczywiście jest się czym cieszyć? Większość obywateli Polski – dodajmy nie Unii, gdyż obywatelstwo unijne jest bardzo dyskusyjnym terminem – nie rozumie systemu głosowań, nie do końca też wie, czy to dobre czy złe rozwiązanie. Rozumie natomiast znacznie lepiej problematykę dziedzictwa i chrześcijańskich korzeni Europy (o problemie rozumienia dziedzictwa pisałem w artykule Deklaracja moralności europejskiej…, zob. Wybór publikacji na stronie).

Czy to dobrze czy źle, że problematyka wartości i dziedzictwa nie znalazła swojego miejsca w preambule tak ważnego aktu? Dobrze, ponieważ nie wprowadza się swoistej schizofrenii pojęciowej, jakiej przykład można było znaleźć w holenderskiej ustawie o eutanazji (My Beatrix, z woli Bożej królowa Niderlandów… – z preambuły ustawy). Źle, ponieważ preambuła nie może wyrażać wyłącznie pewnych trendów. Gdyby bowiem iść tym tokiem myślenia, to w przyszłości dla członkostwa Turcji należałoby zapomnieć o Konwencjach, do których obecna konstytucja się odwołuje.

Czym zatem jest nowa konstytucja UE? Dokumentem, który ma łączyć w imię pamięci, czy dzielić w imię zapomnienia? Ile jeszcze trzeba będzie wymazać z pamięci, by zachować jedność i czy taka jedność oparta na standardach minimalnych będzie miała jeszcze jakikolwiek sens?