Cóż to jest prawda?

Zdarza się, że człowiek skłamie, to znaczy powie nieprawdę. Czyni tak, ponieważ… i tu następuje cała gama usprawiedliwień. Takie kłamstwo jest jednak aktem, który człowiek dostrzega i nie chce go pielęgnować. Nie chce też do niego powracać. Zupełnie inaczej rzecz ma się z zakłamaniem. To taka forma kolekcjonowania kłamstwa, która eliminuje prawdę, by ostatecznie to właśnie w nie uwierzyć. Inna jego forma to szukanie. Nie polega ono na recydywie kłamstwa, lecz na zaciemnieniu drogi do prawdy. Podpiera się to często stwierdzeniem, że prawdy nie można posiąść, że nikt nie ma na nią monopolu. Czy to jednak oznacza, że nie można jej znaleźć?

Sytuacja, w której dochodzi się do fałszywych wniosków, może oznaczać, że albo popełniło się błąd w założeniach, albo w zastosowanej metodzie. Jan Paweł II mówiąc o szukaniu prawdy, wskazuje na prawo i obowiązek. Prawo do szukania wypływające z wolności człowieka i obowiązek trwania przy prawdzie, gdy się ją znajdzie. Zakłamanie każe jednak szukać dla szukania. Asekuruje się przy tym pięknie brzmiącym pojęciem: autentyczność. Czy jednak szukanie, by nie znajdować, może być autentyczne?

Prawdy nie da się posiąść, zmonopolizować, bo ona człowieka przerasta. Nie oznacza to jednak, że droga do niej może stać się celem. Ona jest tylko środkiem do celu. Cel bowiem przerasta człowieka, gdyż jest z prawdy. A jeśli uczyni się nim drogę, wtedy można być nią zajętym, a nawet zmęczonym. Nie jest się jednak prawdziwym. Niewola szukania jest równie nieautentyczna, jak rezygnacja z szukania. Ich zaś owoc jest wspólny: zamknięcie w sobie i retoryczne pytanie: cóż to jest prawda? Tego pytania wystarczyło Piłatowi na jedno spotkanie z Chrystusem. Wystarczy człowiekowi na jedno autentyczne świadectwo. Gdy powtarza się je po raz drugi i kolejny, wtedy staje się nieautentyczne a człowiek wraz z nim. Warto więc szukać, by znaleźć i pamiętać, że znajdując trzeba szukać dalej. Nie można tylko szukać, by szukać. Bo prawda daje się znaleźć, jeśli tylko człowiek zgodzi się na to, że ona go przerośnie. Oby tylko przerastała znaleziona prawda, a nie wiara w jej szukanie.

Tolerancja po europejsku

W świecie pluralistycznym, jak nigdy wcześniej, zauważa się potrzebę określenia katalogu wartości fundamentalnych (w nowomowie europejskiej zwanych standardami minimalnymi). Skoro bowiem społeczeństwo zbudowane jest na demokracji i pluralizmie, zakłada się tym samym, że żadna z wartości wyznawanych przez określone gremia nie może sobie rościć prawa do lansowania swoistej „tyranii wartości”. Temu też służy tolerancja. Nie może ona jednak oznaczać rezygnacji z prawdy, lecz jej sens musi tkwić w przeświadczeniu, iż w dążeniu do poznania prawdy należy dopuszczać wielość dróg.

                Spróbujmy zweryfikować tę ideę empirycznie. Zacznijmy od Polski. Katecheta w szkole w duchu tolerancji nie powinien pełnić funkcji wychowawcy klasy, gdyż istnieje niebezpieczeństwo indoktrynacji uczniów. Nie zauważa się jednak takiego niebezpieczeństwa powierzając wychowanie młodego człowieka zdeklarowanemu ateiście. Spróbujmy podpatrzyć inny kraj, dla przykładu Francję. Noszenie chust przez młode muzułmańskie dziewczyny jest odbierane jako zagrożenie laickiego charakteru państwa. Pomija się jednak zupełnie problem manifestowania innych poglądów zagrażających wprost funkcjonowaniu społeczeństwa. W ostatnim czasie zakaz ten usiłuje się przenieść na duchownych katolickich, którzy w szkołach usiłują manifestować najmniejsze przywiązanie do konkretnej religii.

                Przykład ostatni na skalę europejską. Komisja Parlamentu Europejskiego odrzuciła w ostatnich dniach kandydaturę prof. Rocco Buttiglione na unijnego komisarza. Powód: niewygodne poglądy na homoseksualizm. W imię tolerancji nie ogranicza się więc tych, którzy chcieliby siłą narzucić własne przekonania a ze skłonności uczynić naturę człowieka, lecz tych, którzy usiłują powiedzieć światu, że prawda istnieje a jej poznanie jest możliwe. Skoro zaś sam homoseksualizm jest pojęciem spornym, to czy w imię tej samej zasady komisja odrzuciłaby kandydaturę osoby o skłonnościach homoseksualnych? Tolerancja jest ważna, w społeczeństwie pluralistycznym wprost niezbędna. Co jednak jest jej celem i jakich granic przekroczyć nie może? Skoro tak daleko pluralistycznemu światu do obiektywnej prawdy, to może przynajmniej przyjąłby zasadę ochrony samej tolerancji i ustrzegł ją przed panoszącą się jej europejską odmianą laickiej nietolerancji?

Świadomość społeczna i/czy moralna

Myśląc o swoim dzieciństwie człowiek pamięta niewiele. Właściwie po latach uświadamia sobie, że był pod wpływem bliskich (rodziny, znajomych). Ta zależność powróci jeszcze na koniec życia – zależność od zakładu pogrzebowego, a potem od społeczności świętych lub nie-świętych. Pomiędzy tymi okresami pojawia się autonomia jako chęć zrzucania presji otoczenia na rzecz własnych świadomych wyborów.

               Czy jednak świadomość presji i pragnienie autonomii przebiegają podobnie we wszystkich płaszczyznach, szczególnie w płaszczyźnie moralnej? Można zauważyć podobieństwa i różnice. Najpierw przykład różnicy: człowiek jest z natury bytem moralnym, a przecież w dzieciństwie nawet świat bliskich ma niewielki wpływ na kształt życia moralnego dziecka. Wtedy, gdy presja społeczna jest wielka, moralna prawie nie występuje. Wpływ ten zwiększa się wraz ze wzrostem świadomości dziecka. Przykład podobieństwa: zaczyna się ono w momencie buntu naszej autonomii wobec zewnętrznych norm. Może więc trzeba zapytać, czym jest autonomia w moralności i co ma być jej celem?

              Autonomia jest samo-nomią. Jednak jest to samo-nomia odczytywania a nie wymyślania norm. Podobną samo-nomię ma również Kościół. Nie jest on w stanie stworzyć absolutnych norm (one są darem Boga dla człowieka dzięki sumieniu). Kościół może natomiast je odczytać, interpretować i potwierdzić. Sumienie zaś jest samo-nomiczne, by chronić przed samotnością. Odczytuje to, co już jest i czeka na aktualizację. Czy w takim razie moralność jest presją? Nie jest, jeśli towarzyszy pragnieniu spełniania się osoby. Może być natomiast presją wtedy, gdy ktoś uwierzy w zasadę: Myślę, więc jest moralność. Tymczasem ona jest po to, by ktoś miał o czym myśleć.