Jaki będzie Nowy Rok?

Mało to naukowe pytanie. Raczej plasuje się po stronie wróżbiarstwa czy „góralskich prognoz”. Nowy rok pozwala jednak trochę „pogdybać” Zacznijmy więc tak: przychodzi młodzieniec do starca i pyta: Jaki będzie Nowy Rok? Ten mu odpowiada: Taki jak ty, jak twój cel i jak okoliczności.

                Będzie jak ty. Masz przecież marzenia, ideały, plany. Masz świat wartości, na których chciałbyś oprzeć swoje życie. Jesteś podmiotem, który może o sobie decydować i tak naprawdę nikt nie może wbrew tobie zmienić biegu twojego życia i twoich wyborów. To bowiem ty jesteś głównym decydentem.

                Będzie jak twój cel. Cel wyznacza drogę, pozwala mądrze dobrać środki, jedne odrzucić, inne uznać za ważne. Zwłaszcza, jeśli cel jest Osobą i to znaczącą w twoim życiu. To On wpisał w twoją naturę to, co niezmienne, czego nie możesz się wyrzec.

                Będzie jak okoliczności życia. One jednak są tylko kontekstem – bliższym, dalszym, ale tylko kontekstem. One będą na ciebie wpływać, ale to ty decydując się na nie czy ich nie dopuszczając pokażesz, jaką chcesz w oparciu o nie budować własną przyszłość. One cię nie zniewolą, nie zdeterminują. Będą tylko podpowiadać, zachęcać, czasem rozjaśniać wybory, innym razem zaciemniać.

                Jaki więc będzie nowy rok? Taki jak twoja siła woli, decydowania i poczucia wartości siebie. Bo to ty masz nad nimi panować. To ty jesteś podmiotem, tym, komu ostatecznie i tak przypisze się odpowiedzialność za twój rok… Młodzieniec odszedł. Czy zasmucony? To zależy, ile zrozumiał i kim jest. Jedno już wie, że na koniec tego roku pretensje będzie mógł mieć tylko do siebie, bo wszystko, co się stanie ostatecznie jest w jego ręku.

Na początku…

Na początku Bóg stworzył. Stworzył to, co było, co miało być dobre jak On, gdyż z Niego wyszło. Tak było na początku. A potem człowiek chciał zacząć jeszcze raz od początku, zupełnie sam. I tak wielokrotnie zaczyna od początku: stwarzać świat, walczyć z Bogiem, budować wieże.

         Na początku było Słowo. Wszystko stało się przez Nie, a bez Niego nic nie było dobre, gdyż wszystko wyszło z Niego. I było jak na początku. A potem człowiek chciał zacząć jeszcze raz od początku, zupełnie sam. I tak wielokrotnie zaczyna od początku: zbawiać świat, walczyć ze Słowem, budować wyższe wieże.

         A co będzie na końcu bez początku z Nim? Nie wszystko będzie dobre jak On, gdyż nie wszystko będzie do Niego podobne. Tak będzie na końcu. A potem człowiek zacznie jeszcze raz od początku bez początku, zupełnie sam. I tak wielokrotnie będzie chciał zakończyć swoje dzieło: zniszczy świat, będzie walczył z sobą, burzył kolejne, jeszcze wyższe wieże.

Może jednak zrozumie, że

 

    Na początku było Słowo,

    a Słowo było u Boga,

    i Bogiem było Słowo.

    Ono było na początku u Boga.

    Wszystko przez Nie się stało,

    a bez Niego nic się nie stało.

    Co się stało […]

 

       Może zrozumie, że

 

    Słowo stało się człowiekiem

    i zamieszkało między nami…

 

    […] Z Jego pełni wszyscyśmy wzięli łaskę po łasce.

Odkryć człowieka w sobie

Jednym z konfliktów będących udziałem człowieka jest napięcie, jakie zachodzi pomiędzy metafizyką a historią. Z jednej bowiem strony nasze myślenie jest naszpikowane treściami, których nie chcemy, nie umiemy, czy wręcz nie mamy czasu ani sprawdzać, ani pogłębiać. Po prostu przyjmujemy je na wiarę. Z drugiej zaś strony mamy historię i to nie tę ponad czy poza nami, ale historię naszego życia. Ta zaś też nie zawsze jest dostatecznie pogłębiana – czasem dlatego, że spodziewamy się wniosków, czasem nie umiemy, nie chcemy… Pokazuje to jednak, że istnieje jeszcze drugie napięcie – nie tylko to pomiędzy metafizyką i historią, ale pomiędzy nami a metafizyką i historią.

                Tymczasem przed nami święta. Słowo stanie się ciałem i zamieszka wśród nas. Można pytać: metafizycznie czy historycznie? Jeśli metafizycznie, to może znajdziemy jeszcze jakiś nowy argument na „dziecko Demiurga”. Jeśli historycznie, to znajdziemy Mu odpowiednie miejsce – najważniejsze, by było poza miastem. Zagwarantujemy nawet dobry dojazd i opiekę. Co jednak dla nas? I tu dotykamy istoty problemu. Słowo stało się człowiekiem. Po co? Może po to, by dać pożywkę kilku soborom a przy okazji herezjom. Może po to, by Bóg znalazł nowe „medium” w dotarciu do człowieka, bo „stare” przestało się sprawdzać. Może wreszcie tak po prostu, bo Bóg nie musi zaspokajać swoich pragnień czy potrzeb, wystarczy, że aktualizuje siebie – raz w metafizyce, innym razem w historii.

                Pytam uparcie: Po co jednak Słowo stało się ciałem? Może i po to, by człowiek stał się człowiekiem. Człowiekiem na miarę człowieczeństwa Boga. Syn Boży przyjął naszą naturę, by ją przemienić. My już mamy naturę. Teraz trzeba nam przyjąć Boga, by tę naturę przemienić, by stać się człowiekiem jak On. Może właśnie to miał na myśli Leon Wielki, kiedy wołał: Poznaj swoją godność chrześcijaninie. Ty ją już masz, ale jakże często nie rozpoznaną, prawie jak metafizyka czy historia. Warto ją chyba przyjąć, nie koniecznie pojąć od razu. Przyjąć to, kim jestem, kim jest On. Przyjąć prawdę, że rodząc się raz chce rodzić się na nowo… jak człowiek. Jak Ty i ja. Może więc warto zrezygnować w tym roku z metafizycznego i historycznego charakteru świąt, i przyjąć po prostu naturę daną przez Boga, tak jak dziecko przyjmuje narodzenie. Gdyby chciało przyjąć je dogłębnie, świadomie, podbudowane intelektualnie, wtedy nie narodziłoby się nigdy… jak człowiek. Świętujmy więc to, że Bóg stał się człowiekiem, że pokazał nie sens metafizyki i historii, ale że ma sens również dla nas rzecz o wiele nam bliższa – Oto człowiek może stać się człowiekiem.