Ostatnio dużo mówi się i pisze na temat lustracji. Każda forma szukania prawdy stawia człowieka w lepszej sytuacji niż pozostawanie w postawie jej unikania. Chrześcijaństwo w swojej historii stawało wielokrotnie wobec tych, których określano „lapsi”, czyli upadli. Postawa chrześcijańska odznaczała się tym, że zawsze człowiekowi nawracającemu się dawano szansę. Podobnie musi być również w przypadku lustracji. Najpierw bowiem trzeba zauważyć różnicę we współpracy: płatna i przez lata, sporadyczna, wymuszona… Wiele osób, które decydowało się na współpracę, czyniło to z lęku. Najczęściej służby bezpieczeństwa próbowały oswoić tych, którzy mieli na sumieniu inne grzechy. To chęć ich ukrycia sprawiała, że stawali się bardziej podatni na ową współpracę.
Powstaje więc pytanie, czy te osoby wyciągnęły wnioski z historii, czy też nadal postawa lęku może je prowokować do innego typu zdrady. Kolejny problem to lustracja – czy ma to być postawienie kogoś w prawdzie, co nie wróży dobrze nawróceniu, czy też ktoś dobrowolnie chce stanąć w prawdzie i ujawnić swoją współpracę. O wiele większy szacunek należy się tym, którzy byliby zdolni do autolustracji, ale nie wewnątrz środowiskowej, lecz indywidualnej. To osoba sama powinna chcieć zauważyć problem i ujawnić prawdę o sobie. Wtedy można zakładać, że człowiek dojrzał do innej formy życia. Dalej trzeba też pytać o tych, którzy ulegają innej formie nacisków dzisiaj – np. sprzedawaniu się za pieniądze czy stanowiska. To też jest podważanie własnej wiarygodności, a w młodym środowisku dziennikarzy takie przypadki można znaleźć i nie wróżą one dobrze wiarygodności mediów.
Oczyszczenie zatem nie może być sprowadzone do współpracy agenturalnej. Współczesne formy zdrady równie mocno zniewalają środowisko dziennikarskie. W przypadku pospolitych przestępstw i orzeczonej kary ma ona zawsze podwójny wymiar: pozbawienia wolności a potem jeszcze pozbawienia praw publicznych. Ten okres karencji służy uwiarygodnieniu prawdziwej przemiany człowieka. Podobnie i w tym przypadku. Nie można zatem postawić jednoznacznie pytania, czy powinno się z taką osobą współpracować, lecz uzależnić dalszą współpracę stopniem sprzeniewierzenia i w zależności od ciężkości winy ustalić okres „pozbawienia praw” do bycia wiarygodnym. Człowiek musi się nawrócić, wyznać przed społeczeństwem swój grzech, ale też w jakiejś formie odpokutować. A pokutą byłoby czasowe odsunięcie od sprawowania funkcji publicznej w imię braku wiarygodności. Wtedy po takim okresie oczyszczenia osoba mogłaby a nawet powinna mieć prawo do pełnego powrotu do życia publicznego.
Z tego wynika, że najpierw trzeba jasno określić rodzaj i stopień winy, jej przyczyny i odpowiedni okres rekompensaty społeczeństwu za brak wiarygodności. Nie można natomiast nikogo jednoznacznie i szablonowo przekreślić. Ważne też, by osądzać dany czyn w kontekście okoliczności, które czynowi towarzyszyły, a nie dzisiejszej świadomości sytuacji. Te kilka refleksji nie rozwiązuje oczywiście problemu. Pokazuje jednak, że lustracja ma służyć prawdzie i oczyszczaniu środowisk i życia społecznego. Oczyści je, jeśli będzie prawdą w miłości. Nie może być natomiast problemem zastępczym na bolączki dnia codziennego, czy nową formą „polowania na czarownice”.