Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego – o zmaganiach wiary z tradycją

(felieton religijny)

Pewne pytania wracają jak refren w kontekście Zmartwychwstania Pańskiego. Brzmią one następująco: Czy Chrystus zmartwychwstał, ponieważ wierzymy, czy też wierzymy, dlatego, że On zmartwychwstał? Pytania te są na pozór retoryczne. Dotykają bowiem napięcia pomiędzy wiarą i tradycją. Wydaje się, że wszystko jest oczywiste: 25 grudnia Jezus się rodzi, w Wielki Piątek umiera, a w czasie Paschy zmartwychwstaje. Ale czy my w to wierzymy, czy też raczej wierzymy w kołowrót powracających dat, które nazywamy świętami?

Kobiety przy grobie, o których opowiada Ewangelia były wierne tradycji. Jezus umarł, ale ich pamięć i miłość o Jezusie przetrwała. Chciały więc namaścić Pana, by wyrazić żydowską wiarę w to, że przynajmniej w taki sposób zapewni się nieśmiertelność osobie zmarłej. I nagle na drodze do realizacji tradycji staje fakt pustego grobu. Nie ma Go tu. Są tylko świadkowie i płótna, którymi był owinięty.

Ale ostatecznie to nie świadkowie czy płótna rozstrzygają, tylko nasza osobista wiara. Co by się musiało stać, gdybyśmy chcieli przejść przez wiarę wyłącznie drogą tradycji? Najlepiej byłoby – idąc za przykładem niewiast – namaścić ciało Pana, zaś szczytem byłoby sprowadzenie ciała z powrotem do grobu. Wszystko byłoby pod kontrolą. Tylko czy to jakkolwiek pobudziłoby naszą wiarę. Z drugiej strony czy tajemnica pustego grobu jest czymś bardziej pewnym? Kiedyś w jednym z domów wypoczynkowych nad morzem próbowano zrobić akcję zachęcenia turystów do obejrzenia wschodu słońca. Zakupiono piękne albumy, które wyłożono w recepcji. Liczba chętnych, by obejrzeć wschód słońca nie zwiększała się. Pewnego razu przyjechała grupa turystów, prawdziwych pasjonatów wschodów słońca nad morzem. Przez kilka dni wstawali rano, potem opowiadali sobie przy śniadaniu swoje przeżycia. Po czasie coraz więcej turystów zaczęło wstawać wcześnie rano, by podziwiać wschody słońca. Co takiego się wydarzyło? Otóż turystów nie pociągały albumy, tylko zaczął zastanawiać wysiłek osób wstających codziennie wcześnie rano. Czy nie jest podobnie z wiarą? Nie tyle przekonują albumy czy piękne publikacje, ale zapał z jakim niektórzy poświęcają swój czas dla Boga i dla wiary.

Powróćmy do niewiast przy grobie. Kiedy zobaczyły anioła, usłyszały też polecenie, by przekazać uczniom, aby poszli do Galilei. Nie do Jerozolimy, miasta tradycji i wiary, ale do Galilei pogan. Jerozolima bowiem zabija tradycją proroków, zaś w Galilei pogan Jezus będzie świadczył cudami. W czasie Wigilii Paschalnej byliśmy świadkami chrztu osoby dorosłej. Często odnosząc się do tradycji martwimy się, że jest coraz mniej chrztów, że wiara zanika. I nagle tam, gdzie wiara zanika i upada tradycja pojawia się ktoś spoza, kto pragnie uwierzyć i przyjąć chrzest.

Wiemy już jak Go znaleźć. Nie przy pustym grobie i nie wspominając tradycję. Skoro zmartwychwstał, trzeba za Nim iść. Św. Grzegorz z Nyssy w podobnym kontekście przypomniał tekst ze Starego Testamentu o tym, że kto zobaczy Boga twarzą w twarz musi umrzeć. Oznacza to, że kto chce konfrontować siebie z Bogiem, ten musi zrozumieć, że człowiek nie jest równy Bogu. Jak zatem być przy Nim? Św. Grzegorz mówi, że zamiast oglądać twarz Boga, trzeba widzieć Jego plecy. A to oznacza, że czyjeś plecy widzimy tylko wtedy, kiedy podążamy za Nim.

Chciejmy wyrwać się z tradycji świąt, które jakby wymuszają Boże tajemnice. Chciejmy zrozumieć, że tylko droga wiary zrodzona przez fakt zmartwychwstania jest właściwa. To nie my czynimy Bogu święto, ale On nam. I jeśli chcemy żyć zmartwychwstaniem, musimy wybrać się z Nim w drogę. Taki oto dzień dał nam Pan!

Oto dzień, który Pan uczynił

Znamy dobrze tę radosną antyfonę: Oto dzień, który Pan uczynił. Radujmy się w nim i weselmy! Radość paschalna. Nie przypadkowe jest to dopowiedzenie, ponieważ kolejne święta studzą naszą radość. Najpierw pandemia, teraz wojna. Jest po ludzku mało powodów do radości. Z jednej bowiem strony mamy dzień, który czyni Pan. Z drugiej, mamy dni, które gotuje człowiek człowiekowi. W Wigilię Paschalną słyszeliśmy słowa o tym, że Bóg stworzył świat, w którym wszystko było dobre. Jednocześnie patrzymy na świat uczyniony przez człowieka. Chrystus przynosi życie, a jednocześnie człowiek próbuje zatoczyć kamień nad wejściem do grobu. Próbuje zamknąć świat w śmierci, aby nie pociągało życie.

Śmierć starła się z życiem i ściera się każdego dnia na naszych oczach. Wiara w zmartwychwstanie nie jest – jak chciał Brecht – uwodzeniem człowieka. Nie jest, bo inaczej, sprowadzając życie tylko do granicy śmierci popełnilibyśmy błąd opisany przez jednego ze współczesnych pisarzy: „Kiedy umieramy jak psy, to wkrótce też będziemy żyli jak psy i pozwalali się traktować jak psy”. Człowiek chce zapieczętować śmierć grobem, niszcząc przy okazji wszystkie ślady pamięci, nie pozwalając żyć tym, którzy odeszli. Ale pozostaje niezniszczalna pamiątka męki, śmierci i zmartwychwstania – Eucharystia. To w niej wspominamy śmierć, głosimy zmartwychwstanie i oczekujemy powtórnego przyjścia.

Ewangeliści pozostawiają nam wiele opisów paschalnych. Niewiasty idą do grobu, by dokończyć drogę ludzkich pragnień. Idą, ale nie znajdują ciała. Jednocześnie słyszą ważne pytanie, dlaczego szukają Jezusa wśród umarłych? Maria patrząc na grób nie dostrzega Pana ludzkim wzrokiem. Ale słyszy głos, wzywający ją po imieniu. Kiedy się odwraca, zaczyna rozumieć. Trzeba pozwolić Bogu mówić, trzeba usłyszeć Jego głos, trzeba zwrócić się ku Niemu, by zobaczyć.

Ale usłyszy jeszcze jedną podpowiedź. Nie zatrzymuj mnie. Idź i powiedz braciom. Niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą. Ale i oni nie zobaczą oczami ciała. One zawsze pozostaną na uwięzi przed tajemnicą. Zobaczą, kiedy usłyszą głos i znaki. I znowu nie zatrzymają Pana, ale pójdą dalej głosić braciom. Taka jest droga paschalnego Kościoła. Usłyszeć, zawierzyć, głosić, by inni mogli podążać tą samą drogą. Życie na nowo staje jako zwycięzca potyczki ze śmiercią. Staje tam, gdzie człowiek zabiera radość człowiekowi, gdzie chce przypieczętować śmierć.

Ale śmierć jest przeszłością. Przyszłością człowieka jest życie.

Czy za rok będą jeszcze święta?

Nie podejrzewając niczego, takie właśnie pytanie postawiłem w ubiegłym roku. Nie miało ono oczywiście nic z proroctwa, wypływało raczej z obserwacji zanikających tradycji religijnych, czy nieco głębiej, wypalającego się kontekstu wiary. Nagle pytanie przypadkowe stało się bardzo istotne.

Święta oczywiście będą. Może więc zapytam inaczej: nie „czy” będą święta, ale „jakie”?

W przedświątecznych rozmowach (dodam dla jasności – telefonicznych), niektórzy pytali mnie, czy po okresie pandemii ludzie wrócą do kościoła. Inni podkreślali, że dzięki mediom społecznościowym mogli zobaczyć takie szczegóły liturgii, których kiedyś, stojąc w tłumie nie dostrzegali.

Co jednak zrobić, by święta wróciły za rok, jakościowo ciągle głębokie? W Ewangelii Mateusza (i tylko u niego), Jezus mówi w kontekście Paschy o „urządzeniu” Paschy. Nie chodziło o celebrację, uczestnictwo, ale o dokonanie w taki sposób, w jaki nie dokonała się jeszcze nigdy. Co to może znaczyć dla nas? Może to, że skoro kontekst Paschy mamy niepowtarzalny, może warto nie tylko celebrować, ale dokonać Paschy. Dokonać, to znaczy przeżyć jak nigdy dotąd.

Jeżeli zmartwychwstaliśmy z Chrystusem, szukajmy tego, co w górze (List do Kolosan). To właśnie jest podpowiedź na pytanie „jak”? Wyjść z grobu można tylko z pomocą z zewnątrz. A kiedy się wyjdzie (nie mamy takiego doświadczenia, jedynie można sobie wyobrażać), wtedy człowiek chce patrzeć w niebo. Tylko ktoś, kto nie ma zdrowych zmysłów, chciałby z powrotem wrócić do grobu (nie-zmartwychwstać). A jeśli grobem jest „stary człowiek”, i jeśli święta są szansą na wyjście z grobu, to czy człowiek o zdrowych zmysłach chciałby do niego wracać?

To właśnie oznacza „dokonać” Paschy. A warto zrobić to w tym roku. Z wielości powodów przywołam dwa: może już nigdy nie będzie tyle czasu w święta na refleksję, i drugi, a może to jest ostatnia Pascha?