Kończy się lato, wakacje, urlopy. Zbliża się czas powrotów. Wypada i mnie powrócić, ale dokąd? Do teraźniejszości, do przeszłości czy do przyszłości? Odpowiedź wydaje się banalnie prosta. Ale można pytać dalej: Do jakiej teraźniejszości chcę wrócić? Czas powrotów, to również czas naszych wielkich rocznic narodowych. Myślę, że nikogo nie trzeba przekonywać do naszej alergii na przesadną dawkę przeszłości. Zresztą samo życie nas nie rozpieszcza i teraźniejszość po prostu nas pochłania. Czy jednak osławione hic et nunc jest receptą na wszystko?
W filozofii już jakiś czas temu przerabiano i przyswojono tezę, iż nie ma przyszłości bez przeszłości, a relację do wspomnianych wyrabia się przecież w teraźniejszości. Mając jednak niewiele czasu, z przeszłości można się rozgrzeszyć, w przyszłość wejdziemy jak do ziemi obiecanej, pozostaje tylko kłopot z teraźniejszością, to znaczy z tym, jak ją wybrać i sensownie przyswoić. Jeśli bowiem ona nas przeraża i jedyną pociechą są wielkie zrywy historii – mieliśmy wielkich Polaków – to czy będziemy ich mieć w przyszłości?
Może zatem warto pomyśleć jak człowiek radził sobie w przeszłości. Potem spróbować wyobrazić sobie swoją przyszłość. W końcu osiąść w teraźniejszości, traktując ją z jednej strony w kluczu hic et nunc, z drugiej jako miejsce swoistej duchowej, ludzkiej i intelektualnej pielgrzymki. Z małym jednak dopowiedzeniem: dobry pielgrzym wywiera piętno na miejsce, które zwiedza, jednocześnie dopuszczając, by to miejsce mogło odcisnąć piętno na nim samym. Pozostaje więc postawić przed sobą znak: uwaga: teraźniejszość?