Słabe strony języka religijnego

W Piśmie Świętym pojawia się bardzo ciekawy zwrot – „rozumna służba Boża”. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby pojęcie służby Bożej nie rodziło trudności interpretacyjnych. Zestawiając czytania dwóch następujących po sobie niedziel, a dotyczące postaci Piotra Apostoła, możemy dostrzec jakby dwie odsłony tej postaci, dwie strony medalu. Jedna to Piotr-Opoka, druga Piotr porównany do szatana. Jak to wytłumaczyć? Przecież to ten sam Piotr, który mówił, że pójdzie za Jezusem, dokądkolwiek On pójdzie. Idzie do Jerozolimy, by ponieść śmierć. Co więc dla Piotra oznaczało wcześniejsze „dokądkolwiek”? Oznaczało brak „rozumnej służby Bożej”. Ile razy obiecujemy Bogu i ludziom pójść „dokądkolwiek” z nimi, a jak często jest to nieprzemyślane.

W tym punkcie dotykamy słabości języka religijnego. Jest on często barwny, bogaty i hermetyczny. Gdyby posłuchać żargonu chemika, biologa, inżyniera, to niewiele byśmy z tego zrozumieli. Nie bardzo nas martwi taki charakter języka, pod warunkiem, że nam na czymś nie zależy. Kiedy inżynier tłumaczy nam funkcjonowanie nowego silnika samochodu, który mamy kupić, wtedy prosimy, aby powiedział to po ludzku.

Podobnie z językiem religijnym. Jak długo nam na tym nie zależy, ukwiecamy ten język, wprowadzamy banalne pojęcia: wola Boża, Bóg tak chce, dokądkolwiek pójdziesz… A potem nagle zaczynamy się buntować, jeśli w wierze trzeba pójść dokądkolwiek.

Piotr zostaje nazwany szatanem nie dlatego, że boi się pójść dokądkolwiek, ale dlatego, że bojąc się udaje silnego. To nie słabość i grzech przekreślały go w oczach Jezusa, ale hipokryzja.

Może więc warto sprawdzić siłę swojej wiary i swoich postanowień, sprowadzając język religijny do języka ludzkiego, który się rozumie i z którego znaczenia nie można się zwolnić. To będzie miało większy sens niż bezmyślne mówienie „dokądkolwiek”.