Wtopiony w codzienność nie zauważam istoty rzeczywistości. Ktoś opowiada mi o czymś, ja odwzajemniam się tym samym. W pewnym momencie rodzi się jednak pytanie, czy moja opowieść o rzeczywistości nie jest powtórzeniem narracji już zasłyszanej? Nie mam czasu na weryfikację wszystkiego. Jestem „skazany na narrację”.
Funduję więc sobie czas oderwania się od bieżącej narracji. W czasie „wyłączonym” znowu jednak nie dotykam rzeczywistości, lecz słyszę narrację przeciwną do tej światowej. Przez światową rozumiem narrację mediów nastawionych na sensację, szybkie podsumowania, zmianę perspektywy, proste prawdy, szybkie wyroki. Ale również narracja „oderwana od świata” opowiada, tylko jakby w odmienny sposób. Mów dobrze o świecie, a stanie się lepszy. Patrz na ludzi z empatią, a dojrzysz ich drugie oblicze.
Mam ochotę na chwilę zrobić sobie prawdziwą przerwę od pozytywnych i negatywnych narracji i po prostu zacząć słuchać rzeczywistości. Problem polega na tym, że trudno znaleźć świat bez narracji. I nawet kiedy wsłuchuję się w siebie, nawet wtedy słyszę, że coś opowiada we mnie.
Może więc zamiast być „skazanym na narrację”, skazać siebie na samotność? Ona nie potrzebuje planów, ideologii, zwolenników mojego widzenia świata. Jej wystarczy wydarzenie, człowiek, czasami pustka. Może kiedy przestanie się słuchać innych, wtedy zapomni się słów. A kiedy samemu zatraci się zdolność opowiadania, wtedy pozostanie wejście w wydarzenie bez konieczności rozumienia domagającego się komunikowania.
Samotność pozwala na dotknięcie rzeczywistości bez słów, jednak cena za to doświadczenie jest duża. Może dlatego wracam do opowiadania innych i sam zaczynam opowiadać, niekiedy tylko żałując, że nie mam dość sił, by „skazać siebie na samotność”.