Mam talent

Temat chwytliwy, czego dowodem jest żywe zainteresowanie programem pod takim właśnie tytułem. Talent. Czym on jest dla człowieka – zasługą czy przekleństwem? W perspektywie biblijnej talent jest czymś bardzo symbolicznym. Był miarą utrzymania człowieka – robotnicy pracujący za umówiony talent, był ceną wykupu niewolników. Można więc, przez analogię, upatrywać w talencie wyjścia z niewoli własnych ograniczeń. Konsekwentnie, jeśli zakopie się talent, popada się w niewolę.

W wymiarze religijnym człowiek otrzymuje wiele talentów. Talent modlitwy, aby nie popaść w niewolę rozmowy z sobą samym, talent sakramentów, by nie pokonała go samowystarczalność, talent wiary, by nie zabić w sobie potrzeby relacji.

Przychodzą jednak w przeżywaniu talentu wiary momenty trudne, gdzie chciałoby się powiedzieć: Bóg tak, Kościół – nie. Warto się przez chwilę nad tym zatrzymać. Kościół pochodzi od słowa „zwołanie”, czyli jest zwołaniem przez Boga, a wierzący stanowi wspólnotę zwołanych przez Boga, czyli Kościół. W takim rozumieniu, przywołane twierdzenie oznaczałoby: Bóg – tak, my jako Kościół – nie. Oczywiście trzeba zrozumieć człowieka, który odwołuje się do tego hasła. J. Ratzinger napisał kiedyś, że kto patrzy na Kościół jedynie przez pryzmat jego historycznej wielkości, ten każe Bogu służyć ludzkim celom. A to oznacza, że co prawda chce wyznawać jakąś religię, ale samego Boga traktuje już tylko jako dodatkowy element.

Czy więc potrzeba reformacji w samym Kościele? Kiedy umierał papież Klemens VII, Kościół był bardzo osłabiony. Jego następca – Paweł III – wypatrywał więc jakiegoś wsparcia z zewnątrz. W tym samym czasie grupa studentów paryskiej Sorbony zbiera się na wzgórzu Montmartre 15 sierpnia 1539 roku, z wiarą w misję odrodzenia życia Kościoła. Tak właśnie powstają jezuici, nazwani przez papieża „reformacją katolicką” (22 lata po wystąpieniu M. Lutra). Powstaje zakon, który nie ma ścisłego charyzmatu, ale powierzając się papieżowi otwiera się na znaki czasu.

Znaki czasu. Są różne. Dla Kościoła zawsze piszą je grzesznicy i święci, czasem stojący bardzo blisko jeden drugiego. I co na taki znak czasu można odpowiedzieć człowiekowi dzisiaj? Może warto przytoczyć jedną z anegdot z życia Napoleona. Kiedyś w rozmowie z jednym z kardynałów powiedział z furią: „Zmiotę Kościół z powierzchni ziemi”. Na co kardynał odpowiedział: „Wątpię, to nie udało się nawet nam”.