Bezpieczne schematy

Proponuję, abyśmy dzisiaj odpowiedzieli sobie na proste pytanie: Co jest nam bliższe – życie poza schematem czy życie w schemacie? Pytanie to stawiam nie bez powodu. Otóż w ostatnich tygodniach miałem okazję uczestniczyć w wielu egzaminach. Wniosek jaki się narzucał był następujący: dawniej studenta stresowały pytania spoza obszaru jego dyscypliny, dzisiaj stresują pytania wychodzące poza schemat.

Tak jest w życiu, ale czy nie podobnie dzieje się w wierze? Czy inteligencja nie sprowadza się do sprawnego myślenia w ramach schematu? Hans Urs von Balthasar napisał kiedyś, że zgorszenie w wierze polega na odrzucaniu z pobudek drugorzędnych tego, co powinno się przyjąć z pobudek pierwszorzędnych. Inaczej mówiąc, z powodu zachowania takiego czy innego przedstawiciela wiary (pobudki drugorzędne), odrzuca się to co stanowi istotę wiary (pobudki pierwszorzędne). Dzieje się tak zarówno w stosunku do człowieka (przecież ja go znam), jak również w stosunku do Boga (co mi Bóg może jeszcze powiedzieć).

W ten sposób dochodzimy do nowego rozumienia grzechu i łaski. Bo czy grzech nie jest schematem (znam), który zamyka na przebaczenie, spojrzenie inaczej na człowieka, Boga? I czy z kolei łaska (wiem, ile jeszcze muszę poznać, przemyśleć) nie jest nowym otwarciem, gdyż wyprowadza człowieka poza schemat?

Nie ma wierzących pierwszej i drugiej klasy. Ale można chyba mówić o ludziach budujących swoją wiarę na przesłankach pierwszorzędnych lub drugorzędnych. Czasami gorszymy się czyimś zachowaniem (drugorzędne), ale czy nie gorszymy bardziej rezygnując z tego co naprawdę wielkie (pierwszorzędne)?

Pomyślmy dzisiaj czy najbardziej niebezpieczne w naszym życiu nie są nasze bezpieczne schematy i czy nie dlatego tak bardzo się stresujemy, kiedy się nas ich pozbawia?

Wyzwolić człowieka od człowieka

Ilu rzeczy jestem w życiu pewny? Wbrew pozorom – niewielu. I co wtedy robię? Porzucam obszary niepewności i skupiam się na tym, co jest pewne. Przykład z życia: nie jestem do końca przekonany o swojej wiedzy. Co robię? Ośmieszam wiedzę innych. Nie mam pewności co do tego, że jestem dla kogoś autorytetem. Co robię? Podkopuję autorytety innych.

W wierze jest podobnie. Nie mając pewności własnego zbawienia próbuję zdefiniować „pewne” kryteria potępienia innych. I tak mnoży się nieprawość – wiara ludzi słabych i niepewnych.

Z pewnym typem zmanierowanych naukowców nie zrobi się dobrej nauki. Z pewnym typem rozlazłych żołnierzy nie wygra się żadnej walki. I z pewnym typem wierzących nie zmieni się oblicza Kościoła.

I dlatego musi być radykalne zerwanie, konieczny brak ciągłości, aby w ten brak ciągłości mógł wejść ktoś z zewnątrz.

Nie mam pomysłu na zbawcę w porządku świeckim. Kolejni się nie sprawdzają. Ale w wierze ścieżka jest przetarta. Kiedy zostaje już reszta (czyli prawie nikt) porządnych i uczciwych, wtedy przychodzi On dokonać reszty. Ma motyw i znak (miłość i krzyż). I oczywiście zbuntują się zwolennicy starego porządku, pytając: Jakim prawem? Wówczas będę miał dla nich tylko jedno pytanie. Pytanie o ich motyw i znak.

W taki właśnie sposób Bóg wyzwala człowieka od człowieka w wierze.

A co z tego da się przełożyć na porządek świecki? Może tylko pytanie o motyw i znak działania tych, którzy są tak bardzo pewni swoich uczynków i sądu człowieka nad człowiekiem.

Wypalenie zawodowe według Hioba

W Księdze Hioba znajduje się tekst, który gdyby został przywołany w oderwaniu od Księgi, mógłby być dobrym wstępem do książki na temat wypalenia zawodowego. Spełnia on wszystkie istotne kryteria – brak zadowolenia z pracy, noc, która nie przynosi odpoczynku, początek dnia, który nie motywuje do działania. Skąd to się bierze? Może z braku równowagi pomiędzy miejscami „spalania się” a miejscami „ładowania akumulatorów”.

Przywołana równowaga dobrze oddaje „skład” tworzywa, z którego składa się człowiek. Jest on niewątpliwie kimś aktywnym, kto potrzebuje się spalać. Ale spalanie dotyczy czegoś w jakimś celu. Wypalenie pokazuje, że nie ma czego spalać, nie ma też motywu, w imię którego trzeba by się spalać. A przecież spalamy się: w sferze ducha (wielu z nas będzie w niedzielę w kościele), w sferze ciała (będzie kilka dobrych uczynków).

Są w człowieku dwie istotne tajemnice: tajemnica świętości i tajemnica nieprawości. Tajemnica świętości pokazuje, że jest „coś”, co nie daje się sprowadzić do kilku gestów religijnych i towarzyszących im dobrych uczynków. Tajemnica nieprawości pokazuje, że jest „coś”, co nie pozwala zredukować człowieka do kilku błędów czy popełnionych grzechów. Jedno i drugie jest tajemnicą, która potrzebuje szacunku i zrozumienia, ale potrzebuje też „czegoś” co jest motywem świętości i „czegoś” co jest motywem nieprawości.

Do bojowania podobne jest życie człowieka (Hiob). Ale nie chodzi o religijne wojny czy wojenki. Chodzi o bojowanie w imię motywu i celu, który spala, ale nie wypala.

Niedziela jest dobrym momentem do postawienia sobie pytania, do czego podobne jest życie człowieka? Do czego podobne jest moje życie? Bo wypalenie grozi nam wszystkim, zarówno w bezsensownym bieganiu do pracy, jak i w bezsensownym bieganiu do kościoła. A kiedy nabierają one sensu? Kiedy człowiek staje się „wszystkim dla wszystkich”. Wszystkim, czego drugi potrzebuje, a nie co chcę mu dać. Dla wszystkich, czyli dla każdego, kogo sobie nie wymyśliłem, ale realnie stanął na mojej drodze. Gromadzenie materiału do spalania, który nigdy nie da ciepła (moja kariera, moje pieniądze, moje…) staje się czynnością pustą. Spalanie się tylko dlatego, że człowiek musi uciekać przed sobą, podobnie sensu nie ma.

To właśnie w ogromnym skrócie historia wypalenia zawodowego według Hioba.