Pokuta, pokutnik nie należą do słów często używanych. Mówi się raczej o dobrym życiu, o potrzebie wyznaczania celów, o właściwym przygotowaniu do podjęcia decyzji. Czy rzeczywiście pokuta jest czymś przebrzmiałym? Można by się na to zgodzić, gdyby nie inne zjawisko, które nas prześladuje – „obłęd niewinności”.
Piotr i Judasz. Dwie postaci po ludzku równie tragiczne, bo popełniły ten sam błąd – zdradziły. I tylko jakiś niedoświadczony teolog czy duszpasterz będzie stawiał Piotra jako przykład świętego, a Judasza jako grzesznika. Życie jednego i drugiego do pewnego momentu było bardzo podobne, może tylko z tą różnicą, że zdrada Judasza była mniej emocjonalna, rozłożona w czasie, przygotowana. Ale zdrada zawsze jest zdradą. Czym więc różnią się te dwie postaci i jakie dwie drogi życia kreślą?
Kiedy człowiek popełnia zło ma dwa wyjścia: albo popaść w „obłęd niewinności” albo przyznać się do winy. Tylko znaleźć winnego, to wskazać, kto ma winę wziąć na siebie. Często zaś wina jest nie do naprawienia i nie do udźwignięcia. I wtedy przychodzi łaska przebaczenia. Właśnie dlatego Wielki Post nazywa się czasem wielkanocnej pokuty, bo ona ostatecznie kończy się radością, że nie muszę już udawać „niewinności” i że mogę racjonalnie spojrzeć na świat: jest zło, wiem, komu je przypisać i wiem również, że ono nie zniknęło w sposób magiczny, ale że Ktoś wziął je na siebie. Nam zaś pozostaje symboliczny wyrzut, Droga Krzyżowa jako przejaw wdzięczności za obdarzenie nas świadomością winy, byśmy mogli wreszcie się z niej uwolnić, mocą Tego, który nie przyszedł świata potępić, ale zbawić.
Dzisiaj chrześcijaństwo wolimy nazywać łaską obdarowania. Kiedyś nazywano je łaską przebaczenia. Bo tylko człowiek, który odkryje sens chrześcijaństwa ma odwagę przyznać się do winy. Przyznaje się nie dlatego, że jest bohaterem, ale dlatego, że Ktoś zaproponował wzięcie winy na siebie. Nie muszę już udawać niewinnego, nie muszę też brać na siebie całej winy. A jeśli chrześcijaństwo odrzucę?
Pozostaje mi budowanie świata niewinnych. Wtedy wszystko jest tylko błędem, pomyłką, niezawinionym działaniem. Byłoby to wygodne, gdyby nie skutki. Świat nie jest dowodem na naszą niewinność. Nawet historia naszego życia nie potwierdza naszej niewinności. Zbyt wiele osób przez nas cierpiało, zbyt mocno świat został przez nas dotknięty. Bez Boga pozostaje życie w fikcji i naiwnej wierze, że zło naprawi się samo. Wtedy zaczyna się rozumieć, co oznacza racjonalność wiary, ponieważ wszystko co zachęca do jej odrzucenia staje się głęboko irracjonalne.
Za dużo bowiem w świecie śladów naszej „niewinności”.