Setna rocznica odzyskania niepodległości przez Polskę stawia przed nami ważne pytanie, pytanie o przyszłość. W poszukiwaniu odpowiedzi na to pytanie współbrzmią wyjątkowo główne wątki czytań na dzisiejszą niedzielę.
Prorok przychodzi do ubogiej wdowy i wyraża dwukrotnie swoją prośbę w dziwnej kolejności. Najpierw „daj mi wody, potem przynieść chleb”. Woda kojarzyła się zawsze z czymś darmo danym (z nieba), ale chleb już nie. Prorok prosi więc najpierw o to, co łatwiej dać, ale później prosi już o to, co moje, często nie w nadmiarze. I druga prośba, równie dziwna. Znając sytuację kobiety, prosi najpierw, by dała jemu, a dopiero potem sobie i dziecku. Przypomina to zasadę obowiązującą w samolocie w przypadku awarii – najpierw dorosły nakłada maskę sobie, potem dziecku. Dlaczego taka, jakby nienaturalna kolejność? Bo dziecko nie przetrwa bez dorosłego, tak jak wdowa nie przetrwa bez proroka, który zapewni jej dzban mąki, który się nie wyczerpie. I konsekwentnie, tak jak człowiek nie przetrwa bez Boga i bez Ojczyzny, jeśli najpierw będzie myślał wyłącznie o sobie. Inaczej pozostaną tylko resztki jako pokarm ku śmierci.
Filozofia resztek – tak prosta i tak prawdziwa. Można karmić się resztkami wiary, nadziei i miłości. Ludzkimi resztkami jako pokarmem ku śmierci, mając obok wiarę, nadzieję i miłość w całej pełni. Pozostając tylko na ludzkich resztkach wiary nie pragnie się już ideału. Ludzkie resztki nadziei pozwalają już tylko w każdym problemie widzieć koniec. Ludzkie resztki miłości potęgują egoizm jako głód miłości, której nie ma kto nasycić.
Filozofia resztek ma też swoje odniesienie do ojczyzny. Służba przestaje być poświęceniem życia, a życie bez poświęcenia jest jak kapitał nie puszczony w obrót. Jest już tylko resztką posiadania. Dobro wspólne nie jest już czymś do podziału i budowania, ale z gardła wyciągniętymi resztkami przez fiskus. Solidarność oparta na resztkach jest już tylko solidarnością ludzi połączonych najniższymi instynktami.
Nasza ojczyzna jest w niebie. To nie jest zachęta do porzucenia świata. To jest przestroga zarówno dla ateistów, jak i nacjonalistów. Bez tego ideału ojczyzny, każda inna próba jej budowania jest formą budowania z resztek. Tak karłowacieje ideał ojczyzny, ale również patriotyzmu. Bo pierwszym jego problemem nie jest kolor korony orła, ale obraz życia człowieka. Orłu przywróciliśmy koronę, a z człowieka robimy niewolnika i wroga.
Często w czasie jubileuszów i rocznic śpiewamy polskie „sto lat”. Ale to nie jest śpiew na jubileusz naszej niepodległości. Sto lat jest już za nami. Pozostaje więc życzyć naszej Ojczyźnie wszystkiego najlepszego na nowej drodze. Co na tę drogę zabrać? Może tylko Boga jako cel, honor jako koronę na głowie człowieka wolnego i umiłowanie Ojczyzny jako antidotum na samotność, bezdomność i wykorzenienie.
I może warto jeszcze z sobą zabrać tę myśl, aby nie budować z resztek, ani własnego życia, ani przyszłości Ojczyzny.