e498ee5c26e7c78a84d1e8f5cd99a033

Kim jest dla mnie drugi człowiek?

Niewielu z nas – wracając do domu – zastanawia się, dlaczego bliskich nazywamy bliskimi. Kiedyś powiedziano mi o mojej siostrze, bracie, rodzicach, pokazano trochę wspólnych zdjęć. Ale dlaczego oni są dla mnie bliscy? Dlaczego jedni czekają, by jak najszybciej opuścić dom rodzinny, a inni nie mogą nawet garnituru kupić bez pomocy matki? Dlaczego o niektórych mówi się, że są bardzo fajni, zupełnie jak nie dzieci swoich rodziców? Dlaczego w pewnym momencie mówi się o kimś, że stał się obcy, skoro przez lata był bliski?

Kryteria podziału ludzi. One sprawiają, że w wielkim świecie mogę zbudować swój mały świat krewnych, przyjaciół, podobnie myślących, mających wspólną historię. Kiedy wprowadzam kogoś nowego w swój świat, wtedy muszę usprawiedliwić go przed bliskimi. Tak właśnie funkcjonują rodziny, przyjaciele, grupy koleżeńskie, po to wśród znajomych w mediach społecznościowych tworzymy dodatkowo grupy tematyczne, grupy zamknięte, a niektórych po czasie usuwamy ze znajomych.

A Kościół? Przecież nie łączą nas poglądy polityczne, nie czytamy wyłącznie takich samych gazet, książek. Mamy różne rodziny, zawody. Co nas łączy? Odpowiedzi są przynajmniej trzy. Po pierwsze, to samo co ludzi w świecie i dlatego mówi się o kilku „kościołach”. Po drugie, prawdziwa wiara, biorąca w nawias sprawy drugorzędne. Po trzecie, nie łączy nas nic.

A jednak pytanie o wiarę jest zasadnicze. Ono bowiem z jednej strony jest trochę ponadczasowe, z drugiej – pytanie o wiarę, to pytanie o przyszłość, o to w czym pokładam nadzieję? I nawet jeśli w historii życia muszą czy przynajmniej mogą pojawić się pieniądze, używki, kariera, to upływający czas wymusza na nas nową odpowiedź na pytanie, w czym pokładam nadzieję. I chcemy czy nie chcemy, z każdym upływającym rokiem, zmienia się przedmiot naszych nadziei.

Kim jest dla mnie drugi człowiek? Zawsze będzie jakiś „bliski” i jakiś „daleki”. I nie zawsze będą to więzy krwi i wspólne mieszkanie. Bliskość będą znaczyły coraz bardziej wybory przyszłości. To od tego, w czym pokładam nadzieję będzie zależało, kto będzie moim bliskim i kim będzie dla mnie drugi człowiek. Dlatego warto mieć z bliskimi wspólny cel i wspólne ideały, bo więzy krwi i zasiedzenie nie wiążą najsilniej.

Warto o tym pamiętać!

Nadziei dla wszystkich ciąg dalszy

„A śmierć przyszła na świat przez zawiść diabła”. To zdanie z Pisma Świętego pokazuje najlepiej, gdzie tkwi słabość naszej wiary. Istnieje pokusa podziału świata na obszar wiary i obszar niewiary poprzez prostą, deklarowaną przynależność do Kościoła. Ale czy nie można znaleźć śladów niewiary również wśród wierzących?

O czym myślimy częściej: o Bogu czy o sobie? Człowiek myśli o problemach życia, Kościół instytucjonalny o materialnym przetrwaniu, życie zakonne sprowadza się do zdobywania środków na bieżące płacenie rachunków. Do Kościoła zło nie przyjdzie w czystej, prymitywnej postaci. Ale może przyjść pozbawiając człowieka czasu i siły do myślenia o nieśmiertelności i rzeczach wielkich.

Znajomość życia wiecznego sprowadza się czasami do myślenia o śmierci. Ale czy wiara w życie wieczne przekłada się na naszą wiarę w życie po prostu? Czy potrafię widząc grzech, walczyć nie z nim, ale walczyć o wyższą perspektywę, w której grzech jawi się jako coś, co nie jest warte wyboru? Czy potrafię na tyle zachwycić się wielkością, że małym zniewalającym mnie propozycjom będę miał odwagę mówić „nie”?

Nadzieja! Zabrać ją człowiekowi, to zabrać wiarę w nieśmiertelność, a w krótszej perspektywie zabrać wiarę w życie. Pokusa uwierzenia, że za chmurami nie ma słońca, że za naszymi problemami nie ma ich rozwiązania, że za doświadczeniem codziennego krzyża nie ma nadziei, że bez wsparcia cezara Bóg sobie nie poradzi.

Do nieśmiertelności Bóg przeznaczył człowieka. To ona sprawia, że zło nie jest ostatnim aktem życia świata, że nie musimy ulec królestwu małości i zastraszenia. Jeśli ocalimy nadzieję, ocalimy wszystko.

Nadzieja dla wszystkich

Lekarze bronią się przed określaniem ich zawodu jako powołania. Często podkreślają, że powołaniem chce się przysłonić brak materialnej troski o nich. Młody człowiek cieszy się, że uniknął powołania do wojska. Uratował kilka miesięcy służby za darmo. Rodzina martwi się, bo dziecko poszło za głosem powołania, czyli zmarnuje sobie życie.

Powołanie. Nie lubimy tego słowa, ale wszyscy chcemy żyć nadzieją. A skąd bierze się nadzieja? Czy nie z realizacji powołania? Na co można mieć nadzieję, co nie byłoby odpowiedzią na jakieś wezwanie?

Nadzieja jest dla wszystkich, ale nie jest ona dla człowieka tak długo, jak długo nie chce wpisać się on w życie innych ludzi. „Missio” powiązane z „promissio”. Łacina tłumaczy wiele. Nie ma misji bez obietnicy. A obietnica jest osiągalna dla tych, którzy podejmują jej wyzwanie – misję. Dopiero wypełniając misję człowiek doświadcza spełnienia.

Nadzieja jest dla wszystkich i może jej doświadczyć każdy, kto nie chce być sam.

Samotność zabija wiele rzeczy, ale najskuteczniej zabija nadzieję. Zabija dlatego, że nie idzie w parze z człowiekiem, który zakochał się w małym, kurczącym się świecie samowystarczalności. Trudno wyobrazić sobie życie w zamkniętym wszechświecie. Ale chyba jeszcze trudniej w zamkniętym na innych dobrobycie. Człowiek opływający we wszystko bez innych, bynajmniej nie jest królem.

A kim? Na to niestety może odpowiedzieć wielu z nas.

Verified by ExactMetrics